Rhys był dziwnym człowiekiem i stwierdziłam to niedługo po tym jak go poznałam. Ewidentnie nie czuł się swobodnie w towarzystwie mężczyzn za to w towarzystwie pięknych kobiet był jak ryba w wodzie. Wiele to o nim mówiło, ale starałam się nie oceniać tej książki po okładce. Miałam wrażenie, że chodzi wiecznie zestresowany i spięty tak jakby wiecznie coś ukrywał, dlatego tym bardziej wydało mi się podejrzane, że ktoś go zaczepia. Jeśli to się powtarzało już któryś raz - dlaczego nic wcześniej nie mówił? Zeno bardzo szybko rozprawiłby się z takim delikwentem, zwłaszcza, że nasz nowy towarzysz od niedawna również przynależał do naszej małej grupki przestępczej. Kamień spadł mi z serca, kiedy mężczyzna uświadomił mnie, ze należy do rodziny Rhys'a i po prostu przyszedł z nim porozmawiać, bo ten dzikus najwidoczniej bardzo konkretnie unika kontaktu. Ulotnił się tak szybko z tego miejsca, że szczerze mogłam wręczyć sobie nagrodę za najlepsze wyczucie czasu. uratowałam Ci dupę Rhys, nie dziękuj.
- Pewnie ma jakiś konkretny powód, dla którego nie chce z tobą rozmawiać. - nie starałam się być jakoś specjalnie opryskliwa, ale dopiero po chwili dotarło do mnie jak niemiło mogły zabrzmieć te słowa. Co jak co, ale za towarzysza z mafii musiałam być gotowa oddać życie, więc musiałam go kryć nawet jeśli znaliśmy się niedługo.
- No właśnie sęk w tym, że naprawdę chciałbym poznać ten powód, ale nie dane jest mi z nim porozmawiać nawet przez telefon. Swoją droga nawet nie odpowiedziałaś na moje pytanie... - nie musiał mi się tłumaczyć, a jednak wpadł w małą zasadzkę słowną. Myślałam, że uda mi się ominąć odpowiedzi na to pytanie, ale najwidoczniej mój rozmówca również należał do tych bystrych i nie dających za wygraną.
- Można powiedzieć, że swego czasu kręciliśmy ze sobą. - skłamałam całkowicie z zimną krwią. Właściwie to moje ostatnie zachowanie w jego stronę można było nazwać kręceniem więc bezpośrednio w żywe oczy nie łgałam. - Na całe szczęście zostaliśmy na dość przyjaznych stosunkach. W dodatku nieco pomagałam mu w robocie. - kontynuowałam swoją gierkę wcześniej słysząc kilka słów wypowiedzianych przez kolegę. Idiota. Nie miał żadnej przykrywki, a na dodatek kiepsko szło mu kłamanie. Jak tak alej pójdzie to wyda nie tylko siebie, ale i całą ekipę.
- Nie boisz się tak rozmawiać z obcymi? - zmienił temat uśmiechając się lekko i patrząc na mnie z góry. Właśnie teraz uświadomiłam sobie jak daleko zaszła nasza rozmowa i jak lekko było prowadzona. Nawet nie znałam jego imienia.
- Nie wyglądasz na morderce, który miałby zaraz wyrwać mi paznokcie i obciąć włosy. - odwzajemniłam uśmiech ponownie poprawiając torbę na ramieniu. - Ale nawet jeśli to chciałam tylko uprzedzić, że brałam udział w kursie samoobrony. Także możesz zostać bezpłodny całkiem przypadkiem.
-Strzał w krocze to nie samoobrona tylko desperacja.
- Znam wiele teorii na ten temat natomiast obie potwierdzają tylko stuprocentową skuteczność tego posunięcia.
Oboje zaczęliśmy się cicho śmiać. Cofnęłam się lekko pokazując tym samym, że wypadałoby wyjść tak ciemnego zaułka, bo to wyglądało co najmniej podejrzanie.
- Nie chciałabyś mi podać numeru służbowego Rhysa? W tej swojej piekarni na pewno ma jakiś telefon, więc może chociaż tam się do niego dobije. Tam się mnie nie spodziewa. - puścił mi oczko, jednak słabo mnie to przekonało.
- Co najwyżej mogę dać Ci swój numer. - odwzajemniłam ten gest dużo bardziej prześmiewczo i obróciłam się na pięcie. Stojąc tyłem obróciłam głowę w bok na tyle by dostrzegać go kątem oka i przystanęłam jeszcze zanim ruszyłam ponownie na uczelnie - Nie sprzedam Ci go, więc musisz spróbować z kimś innym. - pomachałam do niego dyktując uprzednio swój numer i kierując się w stronę placówki edukacyjnej.
------------
Numer od nieznajomej to doprawdy bardzo kusząca rzecz. Gdzieś tam w między czasie pytał o moje imię, jednak w zamian dostał tylko tajemnicze spojrzenie i lekki uśmieszek. Ciekawa persona to trzeba było przyznać. Nie spodziewałam się zupełnie takiej sytuacji w ciągu zwykłego, szarego dnia na studiach, dlatego tym bardziej byłam zaciekawiona kim jest. Przyglądałam się tak ekranowi telefonu siedząc już w domu i wylegując się na łóżku, a po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że umówiłam się dzisiaj z dziewczynami do klubu.
Uszykowanie się i wrzucenie na siebie czarnej, brokatowej minii nie zajęło mi długo, a ostatnim krokiem jaki poczyniłam w stronę przygotowań było to rozpuszczenie lekko kręconych włosów. W klubie byłyśmy gdzieś jakoś koło godziny 23, ale zabawa dopiero się rozkręcała więc nie miałam co narzekać. Tańce, picie śpiewy i głośna muzyka to coś co lubiłam zwłaszcza kiedy miałam ciężki tydzień. Chętnie sama wskoczyłabym na rurę, jednak tutaj za dużo osób mnie znało, bym mogła tak ryzykować.
Około godziny pierwszej w nocy wyszłyśmy z dziewczynami do toalety mieszczącej się bardzo blisko baru i dokładnie w momencie kiedy z niej wychodziłyśmy na sali padło kilka strzałów - jak mniemam - w sufit. Światła zgasły, a jedyne co słyszałam to krzyk i panika. Zachowałam się tak jak uczył mnie brat więc pierwsze co zrobiłam to pociągnęłam dziewczyny za blat barmański i czym prędzej skuliłyśmy się pod ladą. To trwało... kilka minut, a miało się wrażenie jakby trwało całą wieczność. Starałam się uspokajać dziewczyny, które były bliskie płaczu i jednocześnie pilnowałam by żadna zbytnio się nie wychylała. Było tak dużo ludzi, ze ktoś mógłby nas stratować. Tym razem bardzo szybko interweniowała policja, a kiedy światła ponownie się zapaliły słychać było wymianę zdań między potencjalnym gangsterem a policją. Potem padło jeszcze parę strzałów i... cisza. Wszystko zamarło, a ludzie przestali biegać, chować się i rzucać przez okna. To był moment oddechu i uświadomienia sobie faktu, że przeżyłam kolejną taką chora sytuację, których w moim życiu zdecydowanie nie braknie. Nim się spostrzegłam policja dotarła aż do nas próbując nas stamtąd po prostu zabrać.
- Wszystko w porządku, nic Ci... - jeden z policjantów ukucnął przy mnie kiedy ja jeszcze ogarniałam dziewczyny i chyba próbował mnie również uspokoić. Byłam rozemocjonowana, ale nie wiem czy przerażona. Teraz nie potrafiłam tego stwierdzić. - To ty... - mruknął w końcu, a ja w tym momencie zdecydowałam się spojrzeć w jego stronę i uświadomić się, że to ten brat Rhysa, któremu kilka godzin wcześniej podałam numer. Zdziwienie zarówno na jego i mojej twarzy było wręcz nie do opisania.
< Harvey?>
993 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz