czwartek, 30 września 2021

Od Natalie CD Lwa

Cała ta praca sprawiała, że moja i tak nikła chęć do życia ulatywała ze mnie jak powietrze z balona. Przynieś dokumenty, umów spotkanie, zadzwoń do tej firmy, zadzwoń do tamtego faceta, idź do Eveline z jakiegoś działu i weź od niej te papiery, zrób mi kawę, przynieś mi to, przynieś mi tamto.. chyba nigdy, ale to nigdy nie czułam się tak psychicznie wykończona jak podczas pracy dla Vincenta. Nienawidziłam tego jaką władzę miał w stosunku do mnie jako pracodawca. Nienawidziłam gdy jakikolwiek mężczyzna nade mną "panował" ze względu na to w jakiej sytuacji.. rodzinnej, się znajdowałam. Oczywiście, że Vincent nie miał pojęcia jaki jest motyw tego wszystkiego. Nie miał pojęcia, że tak naprawdę to on jest tym który jest wykorzystywany. Ale fakt, że nie mogłam dać po sobie poznać w jakikolwiek sposób, że to ja mam nad nim pewną przewagę irytował mnie niezmiernie.
Nadal nie zdobyłam dla Jaydena żadnych sensownych informacji. Pojedyncze zdania które wydawały się być wyrwane z kontekstu były zapisywane w moim notatniku, tak samo jak rozmowy między Vincentem a Travisem które starałam się zapamiętać podczas przynoszenia im kawy. Nie często, ale jednak zgrywałam na pendrive'a faktury które wyglądały podejrzanie. A wszystko to analizowałam w zaciszu domowym mając nadzieję, że jakkolwiek zadowolę psychopatycznego brata i tym samym udobrucham by dał mi więcej czasu na przyniesienie konkretnego. Cały stres tej operacji zdecydowanie źle na mnie działał, psychicznie i fizycznie. Powoli pojawiające się sińce pod oczami, ciągłe zmęczenie, nie mówiąc już o bolących stopach od biegania w tę i nazad. Momentami zastanawiałam się czy to wszystko jest w ogóle warte zachodu. Bo prędzej czy później Jayden mnie zabije. Po prostu to wiem. Właściwie od początku to wiedziałam. Więc czemu w ogóle męczę się z tym wszystkim? Czy nie lepiej jest umrzeć młodo i zostawić za sobą ładne zwłoki nad którymi będą mogli płakać moi rodzice, mimo tego, że się mnie wyrzekli? Chyba jedynie głęboko we mnie zakorzeniony strach sprawiał, że starałam się wybronić od błogich objęć śmierci i nadal szłam z wysoko podniesioną głową przez ten okrutny świat.
- W cholerę z tym wszystkim.. - mruknęłam pod nosem poprawiając szal który znajdował się na mojej szyi.
Nie patrzyłam nawet na godzinę, o której wyszłam z biura ponieważ nie chciałam sobie dalej psuć humoru. Musiałam zostać po godzinach by dociągnąć wszystkie sprawy które zostawił mi Vincent w momencie gdy niespodziewanie postanowił zrobić sobie urlop na czas nieokreślony. Było już chłodno, ciemno, jedyne co mnie pocieszało to to, że oprócz okazjonalnych samochodów na ulicy nie spotkałam ani żywego ducha.
Otuliłam się szczelnie płaszczem o karmelowym kolorze, a owym szalem otuliłam praktycznie pół twarzy. Szybkim krokiem przemierzałam puste ulice, marząc o tym by w końcu znaleźć się pod ulubionym, aksamitnym kocem, usiąść na podłodze tuż przy ogromnym oknie i z lampką czerwonego wina w dłoni obserwować miasto nocą. Chyba tylko to było w stanie ukoić moje skołatane nerwy. Przesunęłam dłonią po twarzy odgarniając kosmyki włosów które wydostały się z mojego jeszcze niedawno idealnego koka i westchnęłam cicho. Naprawdę nie miałam ochoty wracać do siebie na piechotę, a nie koniecznie miałam ochotę zadzwonić po taksówkę czy jechać autobusem. Podróże tymi środkami transportu, zwłaszcza samotnie w nocy sprawiały, że czułam się nieswojo. Zdecydowanie zbyt dużo potencjalnie niebezpiecznych ludzi dookoła o których zupełnie nie masz pojęcia. W końcu co jeśli taki taksówkarz postanowi Cię porwać? Albo jeśli jakiś facet w autobusie przystawi Ci pistolet do pleców i będzie kazał wysiąść razem z nim.
Mijając bramę cmentarną zatrzymałam się na chwilę by przemyśleć potencjalny skrót przez cmentarz. Zdecydowanie skróci mi drogę, a o tej godzinie raczej nikogo tu nie ma. Doprawdy zabawne, nie chciałam używać komunikacji miejskiej by ominąć niebezpieczeństwo, a właśnie postanowiłam przejść przez cmentarz. Chyba zmęczenie kompletnie przejęło nade mną władzę, a zdrowy rozsądek zasnął.
Na moje szczęście w nieszczęściu moja droga nie trwała zbyt daleko ponieważ zatrzymałam się w miejscu przed dość.. osobliwą sceną. Nad dwoma świeżo zasypanymi dołami stały trzy postacie. Dwóch mężczyzn i kobieta która wydawała się dość znajoma jednak przez fatalne oświetlenie nie byłam w stanie jej zidentyfikować. Mężczyźni byli mi zupełnie nieznajomi. Cała trójka zamarła w bezruchu i patrzyła na mnie wyczekująco. Dopiero po kilku sekundach przeanalizowałam co tu dokładnie się stało. Dwie świeże mogiły, łopaty rzucone na ziemię..
- Co ty tu robisz? - pierwsza odezwała się kobieta. Głos uświadomił mi, że tak jak podejrzewałam znam ją ; była to Brooklynne, jednak jej nazwisko nie było istotne. Jedyne co miało znaczenie to to, że jest ona narzeczoną Travisa. Spotkałam ją kilka razy w biurze, zawsze była uprzejma gdy pytała czy może wejść do biura Vincenta, lub gdy pytała o swojego partnera. Nie to co Jaylah, sama myśl o niej sprawiała, że miałam kwaśną minę.
- Cóż.. - zaczęłam ostrożnie. -.. o to samo mogę zapytać Ciebie. A raczej was wszystkich.
- Czyli ją znasz? - zapytał brunet, a kiedy blondynka skinęła głową zarówno on jak i czarnowłosy odetchnęli z ulgą. - Całe kurwa szczęście.
Nie spodziewałabym się, że Brooklynne mogłaby brać czynny udział w morderstwie, jednak nie powinnam być zaskoczona. Była narzeczoną Travisa, a skoro jest członkiem mafii Vincenta, oczywiste jest to że kobieta z którą jest musi mieć.. pazur.
- Słuchaj Alyssa, to co właśnie zobaczyłaś.. to nie do końca jest tak jak myślisz. - zaczęła dyplomatycznie zbliżając się do mnie. - I bardzo mnie cieszy fakt, że nie robisz z tego żadnej sceny, bo umówmy się ; żadnemu z nas to nie zrobi dobrze.
- Jak na razie, myślę jedynie, że w tych dołach leżą dwa świeże ciała. I dokładnie tyle chcę wiedzieć, naprawdę nie chcę mieć z tym nic wspólnego. - odpowiedziałam "nerwowo" zerkając na mężczyzn stojących za nią. - I chyba nie muszę nakreślać, że nikt się o tym nie dowie. Vincent, Travis, ktokolwiek.
- Przecież to Vincent wpakował nas w to bagno. - po tym zdaniu kobieta spojrzała na niego wymownie, a ja uśmiechnęłam się w duchu. Nie byłam pewna czy któryś z nich połknie haczyk, ale udało się. Wiedziałam, że wierna kobieta nic o sprawach mafii nie wspomni, ale ci dwaj? Miło było mieć rację.
- Rhys, lepiej żebym to ja mówiła.
- Ale o co Ci chodzi? Przecież..
- Vincent ma z tym coś wspólnego? - zapytałam przybierając najbardziej naturalnie wyglądającą zszokowaną minę. - Ale.. ale jak to możliwe?
- Alyssa, spokojnie. - kobieta położyła dłoń na moim ramieniu. - Jestem w stanie wszystko Ci wytłumaczyć.
Byłam cholernie ciekawa jak chce wytłumaczyć bezbronnej i nieświadomej sekretarce to, że wraz z jakimiś mężczyznami zakopała dwa ciała martwych ludzi na zlecenie mojego szefa. Nie byłam przygotowana na taki scenariusz, chyba w ogóle nie sądziłam, że jakkolwiek zostanę wplątana w sprawy mafijne w tak szybkim tempie. Mogę się poklepać po ramieniu, bo gdyby nie to, że pokusiłam się o skrót przez cmentarz nie byłabym świadkiem tej rewelacji. W końcu jakieś informacje które mogą przydać się Jaydenowi, może to coś na tyle ważnego, że da mi święty spokój?
- Cholera. - czarnowłosy, który jeszcze chwilę temu wydał własnego szefa westchnął ciężko wpatrując się w ekran telefonu. - Vincent napisał, że mam do niego wrócić, podał adres. I ma nadzieję, że już sobie poradziłem z tym "problemem".
- Czyli jest w to zamieszany? - spojrzałam na mówiącego mężczyznę, ten jednak unikał mojego wzroku.
- Chyba wszyscy musimy tam jechać. Bez tego się nie obejdzie.. napisz mu o tym. Lepiej go tak nie zaskakiwać i powinien być świadomy tej.. sytuacji. - blondynka wyglądała na zirytowaną, jednak w jej mowie nie można było tego wyczuć.
Czym prędzej zostałam zaprowadzona do samochodu, w który wszyscy się zapakowaliśmy. Nie dało się ukryć tego jaki okropny smród panował w środku. Pewnie przewieźli nim ciała, co mnie akurat nie zdziwiło. Bo jaki idiota targałby za sobą zwłoki. Zapach sprawiał, że miałam ochotę wymiotować jednak udało mi się utrzymać to w sobie. Może nie jestem wrażliwa na drastyczne widoki, ale to coś zupełnie innego. Miałam nadzieję, że ta dłużąca się podróż będzie tego warta. Musi mnie w cokolwiek wtajemniczyć bo co innego może teraz zrobić? Cóż, zawsze może mnie zabić ale.. to też mu nie wyjdzie na zupełnie na dobre. Nie mówię o jakiś wyrzutach sumienia, ale może pokieruje się tym, że nie jestem najgorszą sekretarką? Byłoby miło.

< Kira? >
1320 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz