Choć od czasu, gdy Calixte po raz ostatni przekroczył próg londyńskiego komisariatu jako podejrzany o szeroko pojęte działania na gruncie informatycznych oszustw minęły już prawie trzy lata, wciąż nie mógł z całą mocą powiedzieć, że wśród policyjnych szeregów czuje się jak w drugim domu. Jakaś część jego duszy nadal wyrywała się w kierunku często ekstremalnych doznań związanych z życiem na krawędzi, które odczuwał, gdy działał na zlecenia rządzących miastem mafii oraz zdecydowanie mniejszych płotek czekających na odpowiedni moment, by zaatakować tych będących na szczycie. Dopóki jednak udawało mu się ją skutecznie uciszać, nic złego nie miało prawa się stać. A on z całą pewnością nie chciał zatracić jedynej szansy na wyrwanie się z bagna, którym wcześniej się otaczał. Tym bardziej, że gdyby stracił obecną posadę i trafił za kratki, jego malutka siostrzenica, oczko w głowie, natychmiast trafiłaby do domu dziecka, a tego z pewnością nie potrafiłby sobie wybaczyć. Obserwując jej codzienne zabawy i wysłuchując jej coraz trudniejszych pytań o to dlaczego nie może spotkać się z matką, a także kim jest właściwie jej ojciec, czuł że coś w nim pęka. Nie potrafiłby przecież wyznać tej kruchej istotce, że jej tata był handlarzem narkotyków, który zakończył swój parszywy żywot na kilka miesięcy przed tym, gdy się urodziła z powodu poderżnięcia gardła przez jednego ze swoich wrogów, a Kenda prawdopodobnie już nigdy nie będzie mogła jej uściskać. Wymyślał więc różne historyjki, by uśpić jej dziecięcą czujność, zastanawiając się jednocześnie co zrobi, gdy Eurydice wreszcie odkryje, że przez tyle czasu ją okłamywał. Czy będzie w stanie zrozumieć, że robił to tylko po to, by ją chronić ? Że starał się, by nie musiała cierpieć za błędy swoich przodków (w tym jego własne) ? Miał taką nadzieję, bo w przeciwnym wypadku mogłaby jeszcze zrobić coś tak głupiego jak niespodziewana ucieczka z domu.
A wtedy z dużym prawdopodobieństwem skończyłaby jak ta dwudziestoparoletnia mongolska turystka, której zaginięcie zgłoszono tydzień temu. Biedna dziewczyna miała przyjechać do Wielkiej Brytanii, by trochę się rozerwać w gronie znajomych, a tymczasem wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się wskazywać, że została uprowadzona przecz członków jednego z głównych tutejszych gangów. Takie podejrzenia mieli przynajmniej urzędnicy zatrudnieni w ambasadzie jej kraju, na polecenie których Álvares i jego koledzy mieli zająć się jak najszybszym jej znalezieniem i bezpiecznym sprowadzeniem na lotnisko. To właśnie z jej powodu mężczyzna od dobrej godziny tkwił w tym barze, nudząc się śmiertelnie i powoli sącząc whisky ze stojącego przed nim kieliszka. Liczył na to, że informator, który twierdził, że panna, która może być wmieszana w całą tę sprawę lubi się tu pojawiać, go nie oszukał. W końcu przy ostatnim spotkaniu obiecał siostrze, że wpadnie do niej dzisiaj wieczorem. Nie chciał, by później po raz kolejny mu wypominała, że odkąd trafiła na przymusowy detoks, stale olewa jej potrzeby. Zwłaszcza, że to w cale nie było aż takie proste. Po prostu czasami w nawale innych obowiązków nie starczało mu już czasu na złożenie wizyty w ośrodku leczenia uzależnień. Tylko tyle i aż tyle.
- Dziewczyna, na którą Pan oczekiwał właśnie przyszła. - Z głębokich rozmyślań wyrwało go lekkie szturchnięcie w ramię i konspiracyjny szept kelnera.
Faktycznie, w stronę lady zmierzała szczupła. młoda blondynka, której opis pasował do tego, który został mu przekazany. Wręczywszy napiwek chłopakowi i odczekawszy kilka minut, by jasnowłosa mogła zamówić pierwszego drinka, ruszył w jej kierunku ze szkłem w dłoni.
- Pozwolisz, że się przysiądę ? - Nie czekając na jej odpowiedź, zajął wysokie krzesło koło niej. - Przyznam, że trochę się znudziłem oczekując na swoją towarzyszkę, której jednak coś wypadło, a szkoda by było tracić tak młody wieczór. Może mógłbym Ci coś postawić i trochę byśmy sobie pogadali ?
<Jullena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz