Jeśli tylko by mógł, Lew nie wychodziły z łóżka cały dzień. Niestety, rozrywający jego głowę ból nie dawał mu spokoju. Szachista wyplątał się spośród pościeli i wyruszył w stronę kuchni, by przeszukać zawartość szafki z lekami. Poprzewracał parę starych pudełek z plastrami, jakieś tabletki na przeziębienie i doszedł do wniosku, że nie posiada nic przeciwbólowego. W tamtym momencie jego ból się zwiększył. Musiał wyruszyć do sklepu, a nawet nie miał ze swojego auta. Oprócz tego czuł silną potrzebę porozmawiania z dziewczyną, która towarzyszyła mu większość tej nocy. Nie pamiętał za wiele, ale z pewnością w jego głowie pozostały alkohol, jęki dziewczyny i jej adres. Zapamiętał tylko tyle, ojciec nie byłby z niego dumny, mimo to nie za bardzo mu zależało na jego dumie. Na myśl o ojcu skrzywił swoją minę, a już chwilę później zabrał się za ogarnięcie swojego wyglądu.
Około pół godziny później wyszedł z mieszkania, ruszył taksówką w miejsce, w które zostawił auto. Taksówkarz był nieznośny. Bez przerwy, przez całą trasę gadał o swojej rodzinie, o dwóch córkach, o swoim owczarku niemieckim i swojej żonie, która chyba go zdradza, uważając, że Lew jest zainteresowany jego historią. W tym momencie, po raz drugi ból głowy zwiększył się, co było dla szachisty czerwoną flagą. Po zakończeniu trasy, jak najszybciej wyszedł z auta, nie zostawiając kierowcy, ani grosza napiwku. Brunet szybko odnalazł swoje auto i ruszył w miejsce, w którym mieszka Riley.
***
Lew lekko się zestresował, gdy już stał przed drzwiami dziewczyny, nie wiedząc co go za nimi czeka. Zapukał, a po chwili w drzwiach zjawiła się dziewczyna, widocznie zmartwiona widokiem szachisty. On sam nie czekał na zaproszenie, wszedł do środka, gdzie ujrzał krzątającą się Lily.
- Lew! Co ty tu robisz? - zdziwiła się na widok chłopaka.
- Wpadłem zobaczyć, czy żyjecie po wczoraj. - odparł Lew. - Riley, nie masz przypadkiem czegoś przeciwbólowego? - dodał po chwili.
Riley poczęstowała bruneta tabletkami, a gdy Lily wyszła do toalety i zostali sami, rozpoczęli chaotyczną rozmowę.
- Do czegoś doszło tej nocy. - zasugerował mężczyzna.
- Przynajmniej mi powiedz, że pamiętasz, jak zakładałeś gumkę. - odpowiedziała dziewczyna.
W tym momencie z toalety wyszła Lily, po jej minie można było odgadnąć, że jest ona widocznie zdenerwowana.
- Chcielibyście mi wytłumaczyć, co w koszu na pranie robi zużyta prezerwatywa? - Lew i Riley spojrzeli po sobie, gdy Lily wypowiedziała te słowa. Zapowiadał się ciekawy dzień.
Około pół godziny później wyszedł z mieszkania, ruszył taksówką w miejsce, w które zostawił auto. Taksówkarz był nieznośny. Bez przerwy, przez całą trasę gadał o swojej rodzinie, o dwóch córkach, o swoim owczarku niemieckim i swojej żonie, która chyba go zdradza, uważając, że Lew jest zainteresowany jego historią. W tym momencie, po raz drugi ból głowy zwiększył się, co było dla szachisty czerwoną flagą. Po zakończeniu trasy, jak najszybciej wyszedł z auta, nie zostawiając kierowcy, ani grosza napiwku. Brunet szybko odnalazł swoje auto i ruszył w miejsce, w którym mieszka Riley.
***
Lew lekko się zestresował, gdy już stał przed drzwiami dziewczyny, nie wiedząc co go za nimi czeka. Zapukał, a po chwili w drzwiach zjawiła się dziewczyna, widocznie zmartwiona widokiem szachisty. On sam nie czekał na zaproszenie, wszedł do środka, gdzie ujrzał krzątającą się Lily.
- Lew! Co ty tu robisz? - zdziwiła się na widok chłopaka.
- Wpadłem zobaczyć, czy żyjecie po wczoraj. - odparł Lew. - Riley, nie masz przypadkiem czegoś przeciwbólowego? - dodał po chwili.
Riley poczęstowała bruneta tabletkami, a gdy Lily wyszła do toalety i zostali sami, rozpoczęli chaotyczną rozmowę.
- Do czegoś doszło tej nocy. - zasugerował mężczyzna.
- Przynajmniej mi powiedz, że pamiętasz, jak zakładałeś gumkę. - odpowiedziała dziewczyna.
W tym momencie z toalety wyszła Lily, po jej minie można było odgadnąć, że jest ona widocznie zdenerwowana.
- Chcielibyście mi wytłumaczyć, co w koszu na pranie robi zużyta prezerwatywa? - Lew i Riley spojrzeli po sobie, gdy Lily wypowiedziała te słowa. Zapowiadał się ciekawy dzień.
[Riley?]
379 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz