- Szczerze mówiąc nie wiem czy ten zasraniec na cokolwiek zasłużył – Max przejeżdżał obok półek z produktami, a ja siedząc, w sumie to leżąc sięgałam po potrzebne rzeczy.
- Sądziłem, że lubisz tego kocura – mężczyzna pchając wózek również sięgał po jakieś pierdoły, które uznał za przydatne.
- Tak szczerze mówiąc to Zoe chciała go przygarnąć, a ja totalnie nie potrafię jej odmówić. A dlaczego go nie lubię? Wiesz jak ciężko pozbyć się smrodu kocich sików z materaca? – na samo wspomnienie przeszły mnie ciarki obrzydzenia. Szatyn zaśmiał się, a mi totalnie nie było do śmiechu.
- Dobra, wszystko rozumiem – rzucił kilka zabawek prosto na mnie. Rzuciłam mu „groźne” spojrzenie i tym razem dostałam posłaniem.
- Coś jeszcze? – zapytałam unosząc brwi do góry w geście irytacji.
- Tak – sięgnął po obrożę z dzwoneczkiem. W dodatku różową.
- O nie nie. Nie ma takiej opcji. Nie będę tego słuchała. Już raz taką miał. Wyrzuciłam ją następnego dnia bo dostawałam szału – mimo tego co powiedziałam i tak rzucił mi obróżkę. Westchnęłam głośno.
Po ogarnięciu zakupów w końcu pojechaliśmy coś zjeść. Złożyliśmy dość spore zamówienie. Obydwoje byliśmy głodni po tym wieczorze pełnym wrażeń.
- Byłem pewny, że Happy Meal ci wystarczy – powiedział popijając burgera colą. Pokręciłam tylko głową pochłaniając kolejnego z dwudziestu nuggetsów. Oczywiście zabawka z zestawu została już wypakowana. Wybrałam sobie pluszowego Iron Mana z puli Marvelowskich bohaterów, ponieważ jak każdy nadczłowiek wiem, że jest najlepszy ze wszystkich bohaterów.
- W ogóle – zaczęłam, po czym wzięłam łyk napoju. – Niedługo skończy mi się kasa i chciałabym wrócić do roboty. To był pierwszy i ostatni raz kiedy zapłaciłeś za mnie – oznajmiłam. Nawet nie protestował widząc, że mówię w stu procentach poważnie.
- Możemy coś pomyśleć – wzruszył ramionami. – Ale jeśli miałabyś pracować na moim terenie chciałbym mieć pewność, że nie dojdzie więcej do takiej sytuacji jak ostatnio albo dzisiaj.
- Chcesz mnie przetestować? – zaśmiałam się wciągając kolejną fryteczkę.
- Raczej przeszkolić – i powiedział to poważnie. – W sumie zrobiłbym to nawet gdybyś nie chciała pracować. Nie zawsze będzie ktoś, kto obroni ciebie… albo Zoe – i tym zdaniem dał mi do zrozumienia, jak bardzo bezsilna jestem. Miał rację. Wpakowałam się w takie bagno, a kompletnie nic nie potrafię. Jedyne co mogłabym zrobić to wołać o pomoc ze świadomością, że i tak nikt się nie pojawi.
- Idę na to. Chcę potrafić stanąć w swojej obronie – pokażę, że nie jestem bezużyteczna. Może wtedy litościwy Zeno pozwoli mi odejść i prowadzić życie tak jak mi się to podoba. Czas żeby Lydia pokazała pazury.
- Na taką właśnie odpowiedź liczyłem. Możemy zacząć od razu – podniósł się na równe nogi. Patrzyłam na niego w szoku. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do wyjścia. Żegnajcie fryteczki, żegnajcie nuggetsy i żegnaj ty, Tony Starku. Max wyciągnął kluczyki od samochodu z kieszeni i mi je wręczył. Zamrugałam kilka razy.
- A mogę na piśmie dostać oświadczenie, że nie obciążysz mnie kosztami naprawy? – stanęłam przy drzwiach od strony kierowcy.
- Umowa słowna też ma znaczenie w świetle prawa. Oświadczam, że nie obciążę cię kosztami naprawy – zaśmiał się i zajął miejsce pasażera.
- Nie boisz się, że nas zabiję? – zapytałam kiedy usiadłam obok.
- Za którym razem zdałaś?
- Pierwszym – odpowiedziałam i odpaliłam Mercedesa, a silnik zamruczał aż miło. Dawno nie prowadziłam samochodu, a takiego nigdy. Czułam dreszczyk emocji.
- Papierka nie dają za złą jazdę, więc chyba nie mam się czego bać – wzruszył ramionami.
- Dobra. To jedziemy – faktycznie takich rzeczy się nie zapomina. Wyjechanie z parkingu nie sprawiło mi żadnej trudności, tak samo jak włączenie się do ruchu. Max siedział cicho. Prawdopodobnie ufał moim umiejętnością. Wjechałam na drogę szybkiego ruchu i zatrzymałam się na czerwonym świetle. Ogólnie ruch był mały, także na ulicy panował względny spokój. Na pas obok podjechało jakieś sportowe autko. Max spojrzał w jego stronę, na co nieznajomy przygazował.
- Wiesz co to znaczy? – pokręciłam głową licząc na wytłumaczenie.
- Na zielonym nie daj mu się wyprzedzić – uniosłam brwi będąc w szoku jednak kiedy spojrzałam na mordę tego buca rzucającego mi wyzwanie zacisnęłam dłonie na kierownicy i docisnęłam gaz pokazując temu nieudacznikowi kto jest królem stada.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze! – krzyknęłam kiedy ruszyliśmy na zielonym świetle. Nie odpuszczałam nawet na chwilkę. Max patrzył tylko jak licznik pokazuje coraz wyższe cyfry. Frajer będąc w tyle odpuścił szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Widząc to zwolniłam żeby przedwcześnie nie zakończyć naszego życia. – Dziękuję ci. Tych kilka godzin w twoim towarzystwie sprawiło, że znowu zaczęłam czerpać jakąś radość z tego zasranego życia – uśmiechnęłam się delikatnie nie spuszczając wzroku z drogi.
- Sądziłem, że lubisz tego kocura – mężczyzna pchając wózek również sięgał po jakieś pierdoły, które uznał za przydatne.
- Tak szczerze mówiąc to Zoe chciała go przygarnąć, a ja totalnie nie potrafię jej odmówić. A dlaczego go nie lubię? Wiesz jak ciężko pozbyć się smrodu kocich sików z materaca? – na samo wspomnienie przeszły mnie ciarki obrzydzenia. Szatyn zaśmiał się, a mi totalnie nie było do śmiechu.
- Dobra, wszystko rozumiem – rzucił kilka zabawek prosto na mnie. Rzuciłam mu „groźne” spojrzenie i tym razem dostałam posłaniem.
- Coś jeszcze? – zapytałam unosząc brwi do góry w geście irytacji.
- Tak – sięgnął po obrożę z dzwoneczkiem. W dodatku różową.
- O nie nie. Nie ma takiej opcji. Nie będę tego słuchała. Już raz taką miał. Wyrzuciłam ją następnego dnia bo dostawałam szału – mimo tego co powiedziałam i tak rzucił mi obróżkę. Westchnęłam głośno.
Po ogarnięciu zakupów w końcu pojechaliśmy coś zjeść. Złożyliśmy dość spore zamówienie. Obydwoje byliśmy głodni po tym wieczorze pełnym wrażeń.
- Byłem pewny, że Happy Meal ci wystarczy – powiedział popijając burgera colą. Pokręciłam tylko głową pochłaniając kolejnego z dwudziestu nuggetsów. Oczywiście zabawka z zestawu została już wypakowana. Wybrałam sobie pluszowego Iron Mana z puli Marvelowskich bohaterów, ponieważ jak każdy nadczłowiek wiem, że jest najlepszy ze wszystkich bohaterów.
- W ogóle – zaczęłam, po czym wzięłam łyk napoju. – Niedługo skończy mi się kasa i chciałabym wrócić do roboty. To był pierwszy i ostatni raz kiedy zapłaciłeś za mnie – oznajmiłam. Nawet nie protestował widząc, że mówię w stu procentach poważnie.
- Możemy coś pomyśleć – wzruszył ramionami. – Ale jeśli miałabyś pracować na moim terenie chciałbym mieć pewność, że nie dojdzie więcej do takiej sytuacji jak ostatnio albo dzisiaj.
- Chcesz mnie przetestować? – zaśmiałam się wciągając kolejną fryteczkę.
- Raczej przeszkolić – i powiedział to poważnie. – W sumie zrobiłbym to nawet gdybyś nie chciała pracować. Nie zawsze będzie ktoś, kto obroni ciebie… albo Zoe – i tym zdaniem dał mi do zrozumienia, jak bardzo bezsilna jestem. Miał rację. Wpakowałam się w takie bagno, a kompletnie nic nie potrafię. Jedyne co mogłabym zrobić to wołać o pomoc ze świadomością, że i tak nikt się nie pojawi.
- Idę na to. Chcę potrafić stanąć w swojej obronie – pokażę, że nie jestem bezużyteczna. Może wtedy litościwy Zeno pozwoli mi odejść i prowadzić życie tak jak mi się to podoba. Czas żeby Lydia pokazała pazury.
- Na taką właśnie odpowiedź liczyłem. Możemy zacząć od razu – podniósł się na równe nogi. Patrzyłam na niego w szoku. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do wyjścia. Żegnajcie fryteczki, żegnajcie nuggetsy i żegnaj ty, Tony Starku. Max wyciągnął kluczyki od samochodu z kieszeni i mi je wręczył. Zamrugałam kilka razy.
- A mogę na piśmie dostać oświadczenie, że nie obciążysz mnie kosztami naprawy? – stanęłam przy drzwiach od strony kierowcy.
- Umowa słowna też ma znaczenie w świetle prawa. Oświadczam, że nie obciążę cię kosztami naprawy – zaśmiał się i zajął miejsce pasażera.
- Nie boisz się, że nas zabiję? – zapytałam kiedy usiadłam obok.
- Za którym razem zdałaś?
- Pierwszym – odpowiedziałam i odpaliłam Mercedesa, a silnik zamruczał aż miło. Dawno nie prowadziłam samochodu, a takiego nigdy. Czułam dreszczyk emocji.
- Papierka nie dają za złą jazdę, więc chyba nie mam się czego bać – wzruszył ramionami.
- Dobra. To jedziemy – faktycznie takich rzeczy się nie zapomina. Wyjechanie z parkingu nie sprawiło mi żadnej trudności, tak samo jak włączenie się do ruchu. Max siedział cicho. Prawdopodobnie ufał moim umiejętnością. Wjechałam na drogę szybkiego ruchu i zatrzymałam się na czerwonym świetle. Ogólnie ruch był mały, także na ulicy panował względny spokój. Na pas obok podjechało jakieś sportowe autko. Max spojrzał w jego stronę, na co nieznajomy przygazował.
- Wiesz co to znaczy? – pokręciłam głową licząc na wytłumaczenie.
- Na zielonym nie daj mu się wyprzedzić – uniosłam brwi będąc w szoku jednak kiedy spojrzałam na mordę tego buca rzucającego mi wyzwanie zacisnęłam dłonie na kierownicy i docisnęłam gaz pokazując temu nieudacznikowi kto jest królem stada.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze! – krzyknęłam kiedy ruszyliśmy na zielonym świetle. Nie odpuszczałam nawet na chwilkę. Max patrzył tylko jak licznik pokazuje coraz wyższe cyfry. Frajer będąc w tyle odpuścił szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Widząc to zwolniłam żeby przedwcześnie nie zakończyć naszego życia. – Dziękuję ci. Tych kilka godzin w twoim towarzystwie sprawiło, że znowu zaczęłam czerpać jakąś radość z tego zasranego życia – uśmiechnęłam się delikatnie nie spuszczając wzroku z drogi.
<Max?>
724 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz