Uporczywe, jasne światło usiłowało znaleźć szczelinę pomiędzy moimi powiekami, aby przez nią przemknąć i móc torturować moje oczy do woli. Obróciłam się na drugi bok, zaskoczona małą ilością miejsca na moim łóżku i odpłynęłam ponownie, w jakiś miły, kolorowy sen o misiach z kreskówki. Jakiś czas później do moich uszu zaczęły dobiegać dźwięki miasta, które, pomimo niedzieli, były intensywne jak zawsze. Miałam nawet wrażenie, że słyszę sąsiadkę jak zwykle kłócącą się z kimś na swoim codziennym spacerze z psem. Zrezygnowana, spróbowałam otworzyć oczy, ale zaraz je zamknęłam. Za jasno, za dużo i nie miałam na nosie okularów.
Wyciągnęłam rękę w kierunku szafki nocnej, ale moja dłoń, zamiast trafić na gładką powierzchnię, trafiła w pustkę. Czy ktoś robił przemeblowanie u mnie w pokoju? Gdzie ja właściwie byłam?
Opuściłam rękę niżej i trafiłam palcami na szorstkie włókna dywanu. Dziwne. W moim pokoju nie było dywanu.
Zaczęłam gorączkowo macać dłonią po dywanie w pobliżu, usiłując zlokalizować okulary. Musiałam wyglądać niczym Velma ze Scooby Doo, nieudolnie szukająca zguby na podłodze jakiegoś lochu, ze straszną kreaturą stojącą za jej plecami - żałośnie. Miałam szczerą nadzieję, że przynajmniej nikt nie patrzył na mnie w tym momencie.
Trafiłam palcami na jakiś materiał i zirytowana, odrzuciłam go. Zaraz obok poczułam znajomy kształt oprawek. Bingo! Wyglądało na to, że odzyskałam jeden z kluczowych dla funkcjonowania zmysłów.
Założyłam okulary i natychmiast zaczęłam gwałtownie mrugać, by uzyskać ostrość wzroku. Promienie słońca wydobywające się spod popsutej rolety w dalszym ciągu mocno mnie raziło, ale byłam w stanie poznać zarysy pokoju, w którym się znajdowałam. Był to duży pokój z kuchnią w moim mieszkaniu, a ja leżałam na kanapie przed zgaszonym ekranem telewizora. Coś zdecydowanie mi tu nie pasowało, ale w głowie zbyt mocno mi huczało, bym była w stanie się nad tym zastanawiać.
Zaczęłam powoli odkrywać koc, którym byłam przykryta i niemal krzyknęłam z przerażenia, gdy zauważyłam, że pod kocem jestem kompletnie naga. Zaraz jednak zrobiło mi się niedobrze, więc zeskoczyłam z kanapy szybko, zapominając o zasadach etyki i moralności i pobiegłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Niecałe piętnaście minut zajęło mi doprowadzenie się do porządku, łącznie z opróżnieniem zawartości żołądka. Teraz stałam pod strumieniem letniej wody, zastanawiając się, co konkretnie stało się poprzedniej nocy. Ostatnie, co pamiętałam, to powrót do domu. Lily wylądowała w mojej sypialni, więc pewnie dlatego dziś obudziłam się na kanapie w salonie. Ale wcześniej...
Głowa okropnie mnie rozbolała. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju.
Od razu skierowałam się do blatu kuchennego z zamiarem sporządzenia sobie solidnej dawki aspiryny, kiedy moją uwagę przykuły dwa kubki z niedopitą herbatą, stojące na nim. Ten widok przywołał wspomnienie z zeszłej nocy, kiedy piliśmy herbatę... z Lwem!
Zakręciło mi się w głowie i aż musiałam podeprzeć się na blacie. O nie, nie, nie, nie... Czy ja naprawdę byłam wczoraj na tyle pijana, że bez zastanowienia poszłam do łóżka z nowo poznanym chłopakiem? I to w dodatku chłopakiem, który podobał się mojej najbliższej przyjaciółce? Musiałabym być bezdennie głupia.
Teraz, gdy nabrałam tej nowej perspektywy, zauważyłam moje ubrania, porozrzucane po całym pomieszczeniu. Powoli traciłam nadzieję na niewinne zakończenie wczorajszej historii. Czy chociaż się zabezpieczyliśmy? Podniosłam z podłogi swoją białą koszulę, teraz mocno pomiętą. Nigdzie nie widziałam prezerwatywy. Z drugiej strony, to mógł być dowód na to, że do niczego nie doszło. Podeszłam do kanapy i podniosłam swoje majtki, które wcześniej odrzuciłam, szukając okularów. Zaczerpnęłam powietrza. Naprawdę, nie mogło być gorzej.
W tym momencie usłyszałam jakiś hałas dochodzący z mojej sypialni. Szybko rzuciłam się w kierunku pozostałych fragmentów mojej wczorajszej garderoby i akurat zdążyłam pozbierać wszystko, kiedy z mojego pokoju wyłoniła się ziewająca szeroko Lily.
- Cześć, słonko. - rzuciła na powitanie i pewnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. - Herb tam jest?
- Nie. - odparłam ochryple i odkrztusiłam poranną chrypkę. - Nie. Zaczekaj.
Weszłam do łazienki przed dziewczyną i wcisnęłam ubrania do kosza na pranie pilnując, by żadna część bielizny nie wydostała się na światło dzienne.
- Co za noc, nie? - Lily oparła się o framugę i skrzyżowała ręce na piersi. - Podobało Ci się?
- Daj spokój. - starałam się nie wyglądać na winną. - Ledwo żyję.
- Jesteś kiepską zawodniczką, moja droga. - dziewczyna zachichotała i poklepała mnie po ramieniu. - A jak tam nasz nowy znajomy?
- Lew? Nie wiem, wyszedł. - rzuciłam szybko i wyszłam z łazienki. - Świeże ręczniki są w szafce koło pralki.
- Szkoda. Zapowiadał się bardzo interesująco. - przeciągając się, Lily weszła do łazienki. - Dzięki.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, wbrew sobie odetchnęłam z ulgą. Powinnam była jej powiedzieć. Czemu właściwie czułam się winna? Przecież nie był jej chłopakiem. Natłok podobnie natarczywy myśli spowodował kolejną falę bólu głowy. Teraz zdecydowanie ruszyłam w kierunku kuchni. Najpierw leki, potem rozwiązywanie problemów.
Wyciągnęłam rękę w kierunku szafki nocnej, ale moja dłoń, zamiast trafić na gładką powierzchnię, trafiła w pustkę. Czy ktoś robił przemeblowanie u mnie w pokoju? Gdzie ja właściwie byłam?
Opuściłam rękę niżej i trafiłam palcami na szorstkie włókna dywanu. Dziwne. W moim pokoju nie było dywanu.
Zaczęłam gorączkowo macać dłonią po dywanie w pobliżu, usiłując zlokalizować okulary. Musiałam wyglądać niczym Velma ze Scooby Doo, nieudolnie szukająca zguby na podłodze jakiegoś lochu, ze straszną kreaturą stojącą za jej plecami - żałośnie. Miałam szczerą nadzieję, że przynajmniej nikt nie patrzył na mnie w tym momencie.
Trafiłam palcami na jakiś materiał i zirytowana, odrzuciłam go. Zaraz obok poczułam znajomy kształt oprawek. Bingo! Wyglądało na to, że odzyskałam jeden z kluczowych dla funkcjonowania zmysłów.
Założyłam okulary i natychmiast zaczęłam gwałtownie mrugać, by uzyskać ostrość wzroku. Promienie słońca wydobywające się spod popsutej rolety w dalszym ciągu mocno mnie raziło, ale byłam w stanie poznać zarysy pokoju, w którym się znajdowałam. Był to duży pokój z kuchnią w moim mieszkaniu, a ja leżałam na kanapie przed zgaszonym ekranem telewizora. Coś zdecydowanie mi tu nie pasowało, ale w głowie zbyt mocno mi huczało, bym była w stanie się nad tym zastanawiać.
Zaczęłam powoli odkrywać koc, którym byłam przykryta i niemal krzyknęłam z przerażenia, gdy zauważyłam, że pod kocem jestem kompletnie naga. Zaraz jednak zrobiło mi się niedobrze, więc zeskoczyłam z kanapy szybko, zapominając o zasadach etyki i moralności i pobiegłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Niecałe piętnaście minut zajęło mi doprowadzenie się do porządku, łącznie z opróżnieniem zawartości żołądka. Teraz stałam pod strumieniem letniej wody, zastanawiając się, co konkretnie stało się poprzedniej nocy. Ostatnie, co pamiętałam, to powrót do domu. Lily wylądowała w mojej sypialni, więc pewnie dlatego dziś obudziłam się na kanapie w salonie. Ale wcześniej...
Głowa okropnie mnie rozbolała. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju.
Od razu skierowałam się do blatu kuchennego z zamiarem sporządzenia sobie solidnej dawki aspiryny, kiedy moją uwagę przykuły dwa kubki z niedopitą herbatą, stojące na nim. Ten widok przywołał wspomnienie z zeszłej nocy, kiedy piliśmy herbatę... z Lwem!
Zakręciło mi się w głowie i aż musiałam podeprzeć się na blacie. O nie, nie, nie, nie... Czy ja naprawdę byłam wczoraj na tyle pijana, że bez zastanowienia poszłam do łóżka z nowo poznanym chłopakiem? I to w dodatku chłopakiem, który podobał się mojej najbliższej przyjaciółce? Musiałabym być bezdennie głupia.
Teraz, gdy nabrałam tej nowej perspektywy, zauważyłam moje ubrania, porozrzucane po całym pomieszczeniu. Powoli traciłam nadzieję na niewinne zakończenie wczorajszej historii. Czy chociaż się zabezpieczyliśmy? Podniosłam z podłogi swoją białą koszulę, teraz mocno pomiętą. Nigdzie nie widziałam prezerwatywy. Z drugiej strony, to mógł być dowód na to, że do niczego nie doszło. Podeszłam do kanapy i podniosłam swoje majtki, które wcześniej odrzuciłam, szukając okularów. Zaczerpnęłam powietrza. Naprawdę, nie mogło być gorzej.
W tym momencie usłyszałam jakiś hałas dochodzący z mojej sypialni. Szybko rzuciłam się w kierunku pozostałych fragmentów mojej wczorajszej garderoby i akurat zdążyłam pozbierać wszystko, kiedy z mojego pokoju wyłoniła się ziewająca szeroko Lily.
- Cześć, słonko. - rzuciła na powitanie i pewnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. - Herb tam jest?
- Nie. - odparłam ochryple i odkrztusiłam poranną chrypkę. - Nie. Zaczekaj.
Weszłam do łazienki przed dziewczyną i wcisnęłam ubrania do kosza na pranie pilnując, by żadna część bielizny nie wydostała się na światło dzienne.
- Co za noc, nie? - Lily oparła się o framugę i skrzyżowała ręce na piersi. - Podobało Ci się?
- Daj spokój. - starałam się nie wyglądać na winną. - Ledwo żyję.
- Jesteś kiepską zawodniczką, moja droga. - dziewczyna zachichotała i poklepała mnie po ramieniu. - A jak tam nasz nowy znajomy?
- Lew? Nie wiem, wyszedł. - rzuciłam szybko i wyszłam z łazienki. - Świeże ręczniki są w szafce koło pralki.
- Szkoda. Zapowiadał się bardzo interesująco. - przeciągając się, Lily weszła do łazienki. - Dzięki.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, wbrew sobie odetchnęłam z ulgą. Powinnam była jej powiedzieć. Czemu właściwie czułam się winna? Przecież nie był jej chłopakiem. Natłok podobnie natarczywy myśli spowodował kolejną falę bólu głowy. Teraz zdecydowanie ruszyłam w kierunku kuchni. Najpierw leki, potem rozwiązywanie problemów.
Lew?
757 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz