- Szczerze powiedziawszy to chyba nie miałbym serca nie nakarmić takiego dzieciaka. - przewróciłem oczami wiedząc, że może ją to zirytować. I nie myliłem się; ze 'zdenerwowaną' miną nie zawahała się i uderzyła mnie w ramię na co jedynie się uśmiechnąłem.
- Wiesz co, nie jestem pewna czy aby cokolwiek chcę od takiego buca jak ty.
- Oczywiście, bo jestem taki zły i okropny. W takim razie zastanowisz się czy jestem godzien kupienia Ci czegoś do jedzenia jak będziemy w markecie.
- No tak! Przecież potrzebuję jedzenia dla tego sierściucha. - dziewczynę nagle oświeciło, że to w sumie był jeden z powodów dla których ze mną pojechała.
- To ładnie dbasz o swojego pupila; jedziesz ze mną do miasta i kompletnie zapominasz, że właśnie dla niego to robisz.
- Wiesz co, przepraszam, że wyleciało mi to z głowy kompletnie po tym jak jakiś łysy typ złapał mnie za gardło i próbował udusić. - tym razem to ona przewróciła oczami i ruszyła jako pierwsza w stronę wyjścia.
- Pamiętaj, że gdyby nie ja to nadal by Cię tak trzymał! - rzuciłem jedynie po czym wziąłem walizkę wypełnioną pieniędzmi i ruszyłem za nią.
Nadal myślałem o tym, jak zachował się tamten ćwok. Okej, chwała mu za to, że nie jest kompletnym debilem i zauważył kogoś w samochodzie. Również był to mój błąd; mogłem po prostu wziąć ją ze sobą i ominęlibyśmy ten kłopot. Ale po jaką cholerę kład swoje przebrzydłe łapska na tę biedną dziewczynę? Nie wspominając już o tym, że jego brak szacunku zapadł mi w pamięć. Od kiedy jest takim kozakiem? Bo te pół mózgi z nim były? Chciał pokazać jakim to szefem nie jest? Szkoda tylko, że to najgłupsza z decyzji jakie mógł podjąć. Może się spodziewać niespodziewanej wizyty kontrolnej po godzinach..
Nie musiałem długo doganiać Lydii ponieważ czekała na mnie przy samym wyjściu z budynku. Postanowiłem nie dogryzać jej na temat tego, że wolała sama nie iść przez parking i powędrowaliśmy z powrotem do mojego samochodu. Otworzyłem go, po czym Lydia wskoczyła na miejsce pasażera, a ja najpierw schowałem walizkę w bagażniku. Można powiedzieć, że miałem tam drugie dno, na wszelki wypadek gdyby zatrzymała mnie kontrola drogowa. W końcu kto o zdrowych zmysłach trzymałby na wierzchu walizkę z pieniędzmi czy też broń. Chyba tylko zwykły amator.
- W ogóle to mam pytanie. - powiedziałem wsiadając za kierownicę, chwilę później odpaliłem samochód i ruszyłem z parkingu, zastanawiając się przy tym gdzie jest najbliższy supermarket.
- No jakie? - odwróciła głowę w moim kierunku.
- Umiesz prowadzić samochód?
- Znaczy.. no umiem. Ale fakt faktem, od kiedy zdałam prawo jazdy to nie jeździłam. Chyba zrozumiałe, skoro nie mam samochodu. - zaśmiała się lekko.
- Gdybyś miała na to ochotę, to mogę Ci kiedyś z tym pomóc. Nie będę ukrywać, że to Ci się przyda w wielu sytuacjach biorąc pod uwagę to co robisz. Odświeżysz umiejętności.. wiem! Pokażę Ci jak odpalić skradziony samochód. - uśmiechnąłem się lekko. Aż przypomniało mi się kiedy sam uczyłem się takich sztuczek. W końcu nie samą dilerką człowiek wtedy żył, a kradzione samochody zawsze dobrze się sprzedawały. Nie mówiąc już o tym jaką dawało to adrenalinę.
- Słucham? Chyba sobie żartujesz!
- W żadnym wypadku. - odpowiedziałem całkiem poważnie. - Pomyśl o tym, że jesteś w sytuacji bez wyjścia. Mają nad tobą przewagę liczebną, są uzbrojeni, a ty chowasz się za samochodem; spróbujesz uciec czy otworzysz samochód i go odpalisz? Jaka droga ucieczki daje Ci większe szanse na przeżycie?
- Cóż..
- Tak myślałem. - przerwałem jej w połowie zdania. - I nie martw się, bo to nie jest takie trudne jak się wydaje.
- Czy jest coś czego nie umiesz zrobić, Panie Złota Rączko? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Chyba dziergać nie umiem, ale nigdy nie próbowałem.
~pół godziny później~
Już od jakichś piętnastu minut od przyjechania do marketu krążyliśmy po nim niczym w labiryncie w poszukiwaniu działu z produktami dla zwierząt. Właściwie to ja krążyłem, a Lydia bawiła się w najlepsze; siedziała wygodnie w wózku, który ja pchałem.
- Przypomnij mi jeszcze raz dlaczego to robimy? - westchnąłem cicho.
- Bo to zabawne? - odpowiedziała jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Dla kogo zabawne, dla tego zabawne.. - powiedziałem przypatrując się mijającym nas osobą, które nie mogły oderwać oczu od tego jakże ciekawego zjawiska. - Jesteś pewna, że potrzebujesz tylko karmy?
- Tak, a co? - obróciła się w moją stronę.
- No nie wiem, pewnie będziecie tam z Zoe jeszcze trochę pomieszkiwać. Może jakieś posłanie, miska dla tego waszego kota? Jakieś zabawki? I zanim się zapytasz, tak czy siak ja za wszystko płacę więc się nie krępuj. Wątpię, że wymaksujesz moją kartę kredytową.
< Lydia? :> >
727 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz