poniedziałek, 25 października 2021

Od Maxwella CD Killiana

 - Czyli serio mi z nim nie pomożecie? - uniosłem jedną brew do góry i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

- To nie my dawaliśmy mu piwo, w sytuacji kiedy ten podlotek już po trzech ma niezłą fazę i trzeba go odcinać. - zaśmiała się jedna z dziewczyn i poklepała chłopaka po głowie.

- Takie z was przyjaciółki?

- Najlepsze! - tym razem ta druga się odezwała. - Poza tym nie wyglądasz na takiego co sobie z naszym biednym Ian'em nie poradzi. Chyba, że te wszystkie mięśnie to tylko ozdoba.

- Jaki biedny? Ja jestem bardzo.. - swoją wypowiedź przerwał bardzo wyraźnym czknięciem. Czy ja serio zawsze muszę się pakować w coś takiego? Czy naprawdę nie wystarczy mi targanie pijanych współpracowników i musiałem sobie do tego jeszcze dołożyć studenta? -.. jestem bardzo zamożnym człowiekiem.

- Zwłaszcza kiedy żulisz o parę groszy na piwo na promce. W każdym razie; to teraz TWÓJ problem bo TY go do tego stanu doprowadziłeś.

- Dokładnie! Reklamacji nie przyjmujemy.

- Jak wy mi to możecie robić! - pijany chłopak jęknął przeciągle i zrobił niezadowoloną minę.

- Ale my Cię kochamy, pamiętaj o tym! Tylko strasznie wkurwiający jesteś.

- Dokładnie! A teraz spadajcie, bo skutecznie nam odstraszacie potencjalnych towarzyszy na dzisiejszą noc. Nasza się jeszcze nie skończyła, ale wasza zdecydowanie tak.

No naprawdę nie mogłem uwierzyć w to co się działo przed moimi oczami. Czy tak serio zachowują się przyjaciele w dwudziestym pierwszym wieku? Nie żeby coś, ale za moich przyjaciół jestem gotowy przyjąć postrzał i nawet się parę razy tak zdarzyło. A one tak po prostu zostawiają pijanego kumpla z kompletnie im nie znajomym gościem. Chyba zbyt długo nie żyłem w 'normalnym świecie' i zupełnie nie rozumiem takiego zachowania. Złapałem blondyna pod ramię kiedy wylewnie żegnał się z dziewczynami i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. O dziwo nie słyszałem protestów z jego strony, jedynie tych dwóch samozwańczych przyjaciółek, uciszyły się jednak kiedy posłałem im dość.. wymowne spojrzenie. W końcu nie miałem w planach się kimkolwiek dzisiaj zajmować. Ale nie mogłem go zostawić im czy też na pastwę losu bo cholera wie co by się tak naprawdę wydarzyło. Mimo wszystko kiedy wychodziliśmy z baru rzuciłem do jednego z ochroniarzy by mieli oko na tamte dwie, na wszelki wypadek gdyby ktoś chciał się do nich przyczepić, czy też zrobić krzywdę. Czemu? Bo już taki jestem, mimo, że były wyjątkowo wredne i mało odpowiedzialne.

- Gdzie mieszkasz? - zapytałem kiedy byliśmy już na świeżym powietrzu.

- Yyy.. tak w sumie.. tooooo.. - chłopak podrapał się po głowie ze skupioną miną. - Wyleciało mi z głowy.

Nie miałem na to słów. Przejechałem dłonią po twarzy kompletnie zrezygnowany i szybko tego pożałowałem kiedy dotknąłem podbitego oka. Ian jakby w chwilę wytrzeźwiał i spojrzał na mnie nieco przejęty.

- Wszystko okej?

- Pewnie, że tak. To ja powinienem Ciebie o to zapytać. - westchnąłem cicho i po chwili zastanowienia znów się odezwałem. - Chyba nie będziesz miał nic przeciwko jeśli będziesz spał u mnie? Jest bliżej, a skoro i tak za cholerę nie pamiętasz gdzie mam Cię odprowadzić..

- R-rany nie chcę Ci robić problemu! M-mogę się wrócić do dziewczyn, a-albo iść na przystanek najbliższy i na pewno sobie przypomnę gdzie mieszkam! Nie musisz się martwić! - posłał mi uśmiech zaraz po tym jak zachwiał się od niewielkiego powiewu wiatru.

- Taa.. wolę jednak tego nie robić. Nie chcę mieć Cię na sumieniu.

~dwadzieścia minut później~ 

Sama droga do mojego mieszkania nie była taka zła. Szedł całkiem prosto, tylko czasem musiałem pociągnąć go w swoją stronę żeby nie wpadł na jakiegoś przechodnia. Nie było nawet tak niezręcznie jak myślałem; Ian nie mógł się zamknąć. Jak nakręcony opowiadał mi o swoim życiu studenckim i chemii z czego kompletnie nic nie zrozumiałem. Nie wydałam się zbyt przejęty tym, że się nie odzywałem, a jedynie kiwałem głową i mruczałem w odpowiedzi by wiedział, że nadal słucham jego bełkotu. Całe szczęście, że wpadł na mnie, jeśli trafiłby na jakiegoś naciągacza to jestem prawie pewien, że dałby się wrobić w wzięcie kredytu na jakąś niewyobrażalną kwotę i to z uśmiechem na ustach. Ciekawy chłopak, nie da się ukryć.

Kiedy dotarliśmy już na miejsce, ten jakoś dziwnie ucichł. Potulnie zdjął buty w korytarzu i odwiesił swoją kurtkę tak jak ja. Zaprowadziłem go do salonu i kazałem usiąść podczas gdy ja poszedłem do kuchni by nalać mu trochę wody. Zdecydowanie otrzeźwiał przez ten spacer, ale lepiej będzie mu w tym trochę pomóc.

- Trzymaj, przyda Ci się. - Powiedziałem wręczając mu szklankę z wodą, natychmiast się napił. Usiadłem obok niego i korzystając z chwili sprawdziłem telefon, w końcu nie wiadomo kiedy ktoś się odezwie bo coś się odjebało. Taki urok tej pracy, trzeba być w trybie czuwania dwadzieścia cztery godziny na dobę.

- Nie pomyślałbym, że masz takie odjebane mieszkanie.

- Uznam to za komplement. - zaśmiałem się cicho widząc jego minę. - Myślałeś, że przez moje dary w schronisku mieszkam w jakiejś melinie czy co?

- W żadnym wypadku! P-po prostu.. no dobra, sam nie wiem co myślałem. - zaśmiał się. - Jeny gdzie ty pracujesz, że masz tutaj taki luksus?

- To moja słodka tajemnica. - uśmiechnąłem się lekko i poprawiłem swoją pozycję, by moja twarz była skierowana na niego. - Ale jest dobrze płatna i nie każdy się do niej nadaje.

- Przydałoby mi się coś takiego.. - mruknął popijając wodę. - Mógłbym rzucić studia w cholerę.

- Myślałem, że je lubisz?

- Bo lubię! Nawet bardzo. Jestem chemicznym świrem tak jak moja matka ale.. to po prostu bywa przytłaczające. Tak, mam czas na spotkania ze znajomymi, wolontariat i takie tam, jednak to jest tak sporadyczne, że..

-.. że upijasz się z obcymi facetami w barach i liczysz na to, że Cię nie zabiją? - uniosłem rozbawiony brew, a ten wręcz na mnie fuknął.

- Nie moja wina, że się nawinąłeś! - uderzył mnie w ramię, ale kompletnie nic nie poczułem. On naprawdę jest lichej postury. - Chciałem powiedzieć, że czasem czuję, że przez tę naukę życie przelatuje mi między palcami. Jestem w stanie je chwycić, ale nie mogę. - westchnął cicho. - Jezu wybacz, ale zrobiłem z tego spotkania stypę.

- Mam na imię Max, ale Jezu też może być. - puściłem mu oczko podnosząc się z kanapy. - Przyniosę Ci jeszcze wody, zaproponowałbym piwo ale by Ci tylko zaszkodziło.

< Killian? >

991 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz