Wpatrywałem się w widoki za szybą, zatapiając w swoich myślach. W zasadzie była już noc i niewiele widziałem, ale o to właśnie chodziło. Robota taka jak ta, najlepiej wykonywana pod osłoną nocy, gdzie nie tak łatwo będzie nas wytropić. Adrenalina buzująca w moim ciele nie planowała zbyt szybko mnie opuścić. Jechaliśmy samochodem, a w aucie wraz z nami nie kto inny, jak Hidden we własnej osobie. Nie tak miało się to wszystko potoczyć. Wszystko poszło się chrzanić przez jeden, głupi błąd. Westchnąłem cicho, przykładając czoło do chłodnej szyby. I w co ja się znowu wpakowałem?
W ostatnich dniach wydarzyło się bardzo wiele rzeczy. Aż za wiele. W jednej chwili byłem szczęśliwym człowiekiem, powoli zyskującym stabilizację w życiu, aby w następnej sekundzie wszystko wywróciło się do góry nogami. W Carrein zyskiwałem pozycję, musiałem się przy tym natrudzić. Do dziś pamiętałem te wszystkie trupy, jakie miałem za zadanie zakopywać czy na dobre zatopić w stawie. Vincent zlecał mi najgorsze z możliwych zadań, ale szanowałem go, nie był taki zły. Niestety nie pożył za długo. Nie mając innego wyjścia, szybko zmieniłem strony, aby uratować swoją skórę. Może lojalność nie do końca była moją mocną stroną. Liczyło się przeżycie, tak? Jak masz spluwę przyłożoną do skroni to musisz improwizować i spróbować wywinąć się ze szponów śmierci. Carrein i Pangeę dało się jakoś pogodzić. Gorzej było z nowym szefem i jego pomysłami. Od początku nie podobał mi się pomysł porwania. Nie znałem nawet wszystkich szczegółów. Nigdy nie musiałem w czymś takim uczestniczyć. Gdy zobaczyłem w toalecie Hiddena, zrobiło mi się gorąco. On nie był zwykłym pionkiem w grze. Jego śmierć była znacznie skomplikowaną sprawą. Kiedy Jayden powalił go uderzeniem, przez chwilę obawiałem się, że go zabił. W sumie niewielka różnica, bo po chwili faktycznie chciał pozbyć się ciężaru i po prostu go zastrzelić, skoro nie był szukaną osobą. Wtedy właśnie odezwałem się ja z propozycją, która nie tylko była beznadziejna, ale też uratowała temu gnojkowi życie. Być może na krótko, lecz nie wiedziałem jakie Jayden miał wobec niego zamiary. Robiłem, co kazał.
Teraz siedząc na spotkaniu, starałem się nie wychylać. Szczerze liczyłem, że mnie nie zauważy i nie wyznaczy kolejnego zlecenia. Niestety nie zawsze mamy to, czego chcemy. Tak oto zostałem wybrany do porwania nastolatki. Na samą myśl dostałem dreszczy. Nie wyobrażałem sobie aż tak nisko upaść, by porywać dzieci. Widząc jednak samo spojrzenie szefa, szybko się ogarnąłem. Nie mogłem pokazać, że coś nie grało. Musiałem robić co kazał, inaczej sam skończyłbym jak Hidden. Chociaż nie. Mnie nikt by nie szukał, nie byłem aż tak ważny, by ktoś miał przetrząsnąć cały Londyn by mnie znaleźć, chociaż... był ktoś taki, Harvey. Nie tylko dwie mafie miałem na karku, ale i zawziętego policjanta.
- Lepiej się wykaż, inaczej będziesz martwy jak reszta szczurów. - Usłyszałem, szybko wracając myślami na właściwe tory.
- Tak jest - odpowiedziałem krótko, ale tylko tyle byłem w stanie z siebie wydobyć.
Bez entuzjazmu podniosłem się ze swojego miejsca i ruszyłem w stronę drzwi. Chciałem znaleźć się jak najdalej stąd, aby nie musieć przebywać dłużej w pobliżu Jaydena niż to konieczne. Przez chwilę przez moją myśl przewinął się Hidden. Zastanawiałem się, co z nim zrobią i gdzie aktualnie przebywa. Czy Pangea go znajdzie? A jeśli tak, to moje dni są już policzone. Na pewno już wiedzą, że byłem w to zamieszany. Jak tylko pokażę się na mieście, odstrzelą mnie bez zadawania pytań. Odwróciłem się do dziewczyny idącej za mną. Zupełnie o niej zapomniałem. Mieliśmy zająć się brudną robotą.
- Zajmowałaś się kiedyś takim zleceniem? - zapytałem, chcąc jakoś sam siebie przekonać, że dam radę wykonać kolejne polecenie Jaydena.
<Shey?>
589 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz