Wszystko co wydarzyło się na przyjęciu było dla mnie wielką zagadką. Nie potrafiłem tych zdarzeń ułożyć w logiczną całość. Dlaczego ktokolwiek miałby zaatakować tych wszystkich ludzi, rodzinę Lukrecji? Co było motywem i celem? Pieniądze? Porachunki osobiste? I kto to w ogóle zrobił? Sądząc po tym, że posiadali broń zakładałem, że było to zaplanowane. Nie znałem odpowiedzi na tak wiele pytań, które to ciągle napływały mi do głowy, powodując jeszcze większy mętlik.
Na bankiecie były tylko dwie osoby, o których bezpieczeństwo się martwiłem. Jedną z nich była Lukrecja, którą miałem przy sobie w czasie trwania tamtego napadu. Zapewniłem jej bezpieczeństwo i wyprowadziłem na zewnątrz. Później, gdy tylko wkroczyła policja i byłem pewien, że dziewczynie nic już nie grozi, wróciłem do środka, aby znaleźć Rhysa. To on był tą drugą osobą, o którą się martwiłem. W końcu to mój młodszy brat. Wiedziałem, że był na tym bankiecie wraz z jakąś dziewczyną, której nie miałem jeszcze okazji poznać. Miałem nadzieję, że wyszedł cało i nic mu nie zagrażało. On zawsze potrafił wpakować się w tarapaty, cokolwiek by nie zrobił. Jak na złe nie potrafiłem go znaleźć wśród ludzi. Nikt go nie widział po strzelaninie. Zacząłem denerwować się coraz bardziej. Miałem złe przeczucia. Mógł być ranny, ale nie dopuszczałem do głowy myśli, że jedno z ciał leżących pod ścianą mogło należeć do niego. Dlatego też nie tracąc ani chwili dłużej, ruszyłem na poszukiwania, które skończyły się z marnym skutkiem. Koledzy z policji mieli mnie poinformować, gdyby natrafili na chłopaka z podanego przeze mnie opisu. Nie było po nim śladu, ani po jego towarzyszce. Rozpłynęli się w powietrzu.
Niestety Rhys, a później jak się okazało również Hidden przepadli. Stałem teraz naprzeciw Lukrecji, która wpatrywała się we mnie z wyrzutem, informując o tym, jakoby Rhys był członkiem mafii. To było niedorzeczne. Byłem zmęczony po całej nocy, kiedy to nie zmrużyłem oka, próbując dowiedzieć się czegoś więcej o zdarzeniu minionego wieczoru, ale nie głuchy. Liczyłem, że może dowiem się od dziewczyny czegoś nowego, ale nie tego, że mój młodszy brat brał udział w tej masakrze na przyjęciu. To do niego nie pasowało. W dodatku mafia. Rhys może i był głupi i nie raz to udowadniał, ale nie wplątałby się w żadną przestępczą grupę. Narkotyki, owszem. Święty nie był, ale powiązania z mafią to zbyt duże oskarżenie.
- To niemożliwe - pokręciłem głową. - Nie mógłby tego zrobić, znam go. On przepadł, podobnie jak twój brat. Na pewno zostali porwani. Teraz tylko musimy ustalić...
- Widocznie nie znasz swojego brata - przerwała mi takim samym tonem, którym poinformowała mnie o swoich przypuszczeniach. - Nie wiesz, czy jest niewinny.
- Nie mam podstaw, aby uważać go za winnego - odpowiedziałem, powstrzymując emocje. Starałem się nie wybuchnąć. Jaj oskarżenie mnie dotknęło. To w końcu chodziło o moją rodzinę. - Luka, posłuchaj...
Chwyciłem ją ostrożnie za dłonie, prowadząc do salonu, aby mogła usiąść na kanapie. Popatrzyłem jej uważnie w oczy. Rozumiałem, że ta cała sytuacja nie była dla nikogo przyjemna. Emocje i desperacja brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Każdy chciałby jak najszybciej zapomnieć o tamtym zdarzeniu.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni i zdenerwowani - zacząłem, mówiąc spokojnie. - Wiem, że martwisz się o brata, ja również martwię się o swojego. Oni oboje przepadli. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, aby ich odnaleźć. Policja już nad tym pracuje. Mamy potwierdzenie, że za tym wszystkim stoi zorganizowana grupa. To nie była przypadkowa napaść. Będę potrzebował od ciebie kilku informacji, które mogą pomóc w ustaleniu sprawcy i znalezieniu porwanych. Czy twój brat miał jakichś wrogów? Ktoś mógłby porwać go dla okupu? - zapytałem w pierwszej kolejności.
<Lukrecja?>
577 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz