-Niestety nie będziesz z tego zadowolona, ale skoro już wiesz kim jestem to na pewno będziesz częściej świadkiem takich sytuacji.- mruknąłem obracając w dłoni szklankę. Przyglądałem się jak lekko brązowa ciecz obija się o ścianki naczynia i chociaż kompletnie nie patrzyłem w stronę dziewczyny, czułem jej wzrok na sobie.
-Żartujesz?
-A wyglądam jakbym żartował? - odpowiedziałem i tym razem spojrzałem na nią kątem oka. - Mimo wszystko nawet jeśli mi nie ufasz to nie masz powodu do obaw.
-Jakoś mnie to nie uspokaja.
-Jesteś dosyć inteligentna więc powiedz mi gdzie umknął Ci fakt, że raczej szef mafii nie chciałby mieć na rękach krwi córeczki jednego z bardziej wpływowych ludzi w mieście. Nie wiem czego naczytałaś się w internecie, ale ludzie siedzący w takim biznesie nie zawsze są rasowymi mordercami czyhającymi tylko na to by kogoś zabić ze szczególnym okrucieństwem. Wszystko co robimy musi przynosić zyski i minimalizować problemy…. jak myślisz jak wielkim problemem byłoby twoje zniknięcie? Bo ja wykalkulowałem, że gdzieś na skalę całego Londynu, a ciągnąc to dalej to jak myślisz ile zajęłoby policji dojście do tego kto jest za to odpowiedzialny sądząc po tym, że wszyscy z twojej rodziny doskonale mnie znają i wiedzą, że ze mną przebywasz..?
Dziewczyna na chwilę zamarła patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami. To co powiedziałem było oczywiste, ale jak widać w amoku tych wszystkich wydarzeń chyba nie była w stanie dostatecznie trzeźwo ocenić swojej sytuacji, by zrozumieć, że chroni ją ogromny immunitet.
-Kiedyś miałam wrażenie, że osoby siedzące w branży przestępczej to totalny margines społeczny, ale patrząc na ciebie i słuchając tego co mówisz dopiero teraz rozumiem dlaczego tak ciężko jest ująć przestępców. Nigdy bym nie podejrzewała takiej persony jak ty, ale może to też dlatego, że kompletnie nic o tobie nie wiem…
- To skoro jesteś już na mnie skazana to mów co byś chciała wiedzieć. I tak jesteś dla mnie zerowym zagrożeniem, a poza tym widzę, że nie sprzedałabyś nic co się do ciebie mówi, bo zostałaś dobrze wychowana.
Miałem wrażenie, że teraz zaświeciły jej się oczy. Mimo późnej pory wyglądała teraz na totalnie rozbudzoną. Wstała z wcześniejszego miejsca i tym razem usiadła tuż obok mnie na kanapie skulając nogi pod siebie. Widziałem jak naciąga krótkie spodenki i koszulkę, a nie mogąc dłużej na to patrzeć podałem jej koc który leżał ładnie złożony po mojej drugiej stronie. Krępowała się, chociaż teraz już i tak mniej niż na samym początku.
-Mogę być totalnie bezpośrednia? - wskazała na mnie palcem dokładnie tak jakby chciała się w stu procentach upewnić o autentyczności moich słów. - Co jeśli uderzę w twój słaby punkt?
-Ja nie mam słabych punktów. - zaśmiałem się cicho dopijając alkohol do końca i odstawiając szklankę na stolik. Odnosiłem teraz wrażenie jakby napięcie między nami odrobinę się zmniejszyło.
-Okey w takim razie….. ciekawi mnie kto z tobą mieszka. Może nie zabłysnęłam inteligencją na temat przestępczości co jest dosyć logiczne, ale zauważyłam damską garderobę, a niektóre elementy apartamentu na bank są projektowane albo przez kobietę, albo…. pod kobietę. Ta dziewczyna, która była z tobą na bankiecie. Ona… - rozgadała się przez chwilę, dlatego gdy padło za dużo pytać po prostu uciszyłem ją ruchem dłoni.
-Widzę, że wszystkie kobiety interesuje tylko jeden temat. - uniosłem kącik ust - Takie to interesujące? - obróciłem się w jej stronę opierając się łokciem o oparcie kanapy.
-Nie ja po prostu…
-Ta dziewczyna z bankietu to Elodie. - przerwałem jej żeby nie zaczęła się od razu tłumaczyć. - Też należy do mafii i jest jedną z ważniejszych dla mnie osób, ale nic nas nie łączy. Tutaj mieszkała moja narzeczona.
-TY MASZ NARZECZONĄ!? I zapraszasz inne kobiety do domu nie konsultując tego z nią tak po prostu!? - miałem wrażenie, że oczka to jej zaraz z orbit wyskoczą, dlatego szybko zgasiłem jej zapał wyciągając telefon i podając jej do ręki. Na początku zerkała na mnie jak na totalnego debila, ale nacisnąłem przycisk odblokowywania ekranu, a przed jej oczami ukazało się zdjęcie uroczej, uśmiechniętej blondynki. Momentalnie zamarła niemal wypuszczając telefon z dłoni. Była bardzo zorientowaną i wpływową osobą więc na pewno doskonale kojarzyła twarz takiej celebrytki jaką była Leah.
-Prze… - tym razem ona sama z siebie urwała. Powoli godziłem się z taką koleją rzeczy. Muszę nauczyć się żyć z tą stratą i rozumieć to, że jej temat będzie przewijał się w moim życiu. Dopiero kiedy zauważyłem, że nie zamierza kontynuować zabrałem telefon z jej ręki.
- Nie musisz przepraszać. Nie musisz się też krępować brać jej rzeczy i tak planowałem się ich pozbyć, a niektóre z nich są sporo warte więc możesz sobie troch…-nim skończyłem dziewczyna po prostu zakryła dłonią usta prawdopodobnie by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Z jej oczu poleciała jedna pojedyncza łza mówiąca więcej o jej stanie emocjonalnym niż tysiąc słów. Widząc to położyłem dłoń na jej głowie i lekko zmierzwiłem jej włosy niczym małemu dziecku.
- Nie maż się. Uznam, że to ze zmęczenia więc idź się połóż, a jutro dokończymy rozmowę. Niestety musisz dzielić sypialnię z tym gentelmanem. - wskazałem na psa, który doskonale zrozumiał przekaz i już skierował się na swoje legowisko w mojej sypialni.
Blair praktycznie nic już nie mówiła i po prostu bez zbędnego przedłużania poszła spać. Zbliżała się trzecia więc oszczędziłem sobie już kąpieli zostawiając to na rano. Dotarło do mnie też, że ostatnio coraz częściej śpię na kanapie przez wydarzenia życiowe. No cóż…. to chyba nie potrwa już długo…
—
Rano, a raczej gdzieś koło 13 pierwsze co zrobiłem po otworzeniu oczu to skierowałem się pod prysznic. Ciepły strumień spływający po moim ciele dał mi chwilowe ukojenie nie tylko ciała, ale też myśli. Zaraz po tym nakładając na siebie jedynie dolną część garderoby starannie zapiąłem pasek przy czarnych spodniach i z samym ręcznikiem na barkach pomaszerowałem do kuchni, w której jak się okazało paradowała już pewnie dawno wyspana Blair. Krzątała się trochę i z tego co widziałem szykowała jakieś śniadanie. Oparłem się o łuk, który dzielił moją kuchnię z obszernym salonem i założyłem dłonie na piersi wyczekując aż mnie zauważy.
- Kiedy wstałaś? - zwróciłem się do niej kiedy przez dłuższy czas to nie nastąpiło, a ta tak szybko jak na mnie spojrzała, również szybko odwróciła się na pięcie tyłem do mnie.
- Czemu ty jesteś bez koszulki! - powiedziała nieco wyższym tonem
- Jestem u siebie poza tym zacznij się przyzwyczajać, bo teraz będzie otaczać Cię dużo więcej takich osobników, którzy lubią chodzić albo totalnie bez koszulki, albo nago. Co pichcisz? - już miałem zamiar do niej podejść kiedy przez drzwi wejściowe do środka ktoś wpadł. Z takim impetem to na pewno musiał być ktoś kto mnie dobrze znał i wiedział, że ten apartament to istna zbrojownia, w której na każdym kroku schowana była broń, albo chociaż coś do samoobrony. Wiedząc to jedyne co w tej chwili zrobiłem to wychyliłem się nie spodziewając się teraz jakichś zamachowców czy innych szaleńców, którzy byliby na tyle odważni, by do mnie wbić. I słusznie. Przed moimi oczami stanął nie kto inny jak we własnej osobie Max, moja prawa ręką.
Totalnie nie wzruszony widokiem mnie od połowy nago od razu zatrzasnął za sobą drzwi…
-Zen, porwali Hiddena. - w wielkim pośpiechu wypowiedziane słowa sprawił, że ponownie mnie zamurowało i to totalnie w tym drugim, negatywnym znaczeniu. Jak się zaraz okazało zaraz za nim do środka wszedł nieco mniej rozgorączkowany Justin, który z wbitym wzrokiem w podłogę po prostu starał się nie nawiązywać ze mną żadnego kontaktu. Gdyby nie fakt, że martwiłem się o brata zastanawiało by mnie też jak obaj zareagują kiedy zobaczą w mojej kuchni roznegliżowaną nastolatkę…
Blair praktycznie nic już nie mówiła i po prostu bez zbędnego przedłużania poszła spać. Zbliżała się trzecia więc oszczędziłem sobie już kąpieli zostawiając to na rano. Dotarło do mnie też, że ostatnio coraz częściej śpię na kanapie przez wydarzenia życiowe. No cóż…. to chyba nie potrwa już długo…
—
Rano, a raczej gdzieś koło 13 pierwsze co zrobiłem po otworzeniu oczu to skierowałem się pod prysznic. Ciepły strumień spływający po moim ciele dał mi chwilowe ukojenie nie tylko ciała, ale też myśli. Zaraz po tym nakładając na siebie jedynie dolną część garderoby starannie zapiąłem pasek przy czarnych spodniach i z samym ręcznikiem na barkach pomaszerowałem do kuchni, w której jak się okazało paradowała już pewnie dawno wyspana Blair. Krzątała się trochę i z tego co widziałem szykowała jakieś śniadanie. Oparłem się o łuk, który dzielił moją kuchnię z obszernym salonem i założyłem dłonie na piersi wyczekując aż mnie zauważy.
- Kiedy wstałaś? - zwróciłem się do niej kiedy przez dłuższy czas to nie nastąpiło, a ta tak szybko jak na mnie spojrzała, również szybko odwróciła się na pięcie tyłem do mnie.
- Czemu ty jesteś bez koszulki! - powiedziała nieco wyższym tonem
- Jestem u siebie poza tym zacznij się przyzwyczajać, bo teraz będzie otaczać Cię dużo więcej takich osobników, którzy lubią chodzić albo totalnie bez koszulki, albo nago. Co pichcisz? - już miałem zamiar do niej podejść kiedy przez drzwi wejściowe do środka ktoś wpadł. Z takim impetem to na pewno musiał być ktoś kto mnie dobrze znał i wiedział, że ten apartament to istna zbrojownia, w której na każdym kroku schowana była broń, albo chociaż coś do samoobrony. Wiedząc to jedyne co w tej chwili zrobiłem to wychyliłem się nie spodziewając się teraz jakichś zamachowców czy innych szaleńców, którzy byliby na tyle odważni, by do mnie wbić. I słusznie. Przed moimi oczami stanął nie kto inny jak we własnej osobie Max, moja prawa ręką.
Totalnie nie wzruszony widokiem mnie od połowy nago od razu zatrzasnął za sobą drzwi…
-Zen, porwali Hiddena. - w wielkim pośpiechu wypowiedziane słowa sprawił, że ponownie mnie zamurowało i to totalnie w tym drugim, negatywnym znaczeniu. Jak się zaraz okazało zaraz za nim do środka wszedł nieco mniej rozgorączkowany Justin, który z wbitym wzrokiem w podłogę po prostu starał się nie nawiązywać ze mną żadnego kontaktu. Gdyby nie fakt, że martwiłem się o brata zastanawiało by mnie też jak obaj zareagują kiedy zobaczą w mojej kuchni roznegliżowaną nastolatkę…
< Maxwell, Blair? >
1291 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz