piątek, 15 lipca 2022

Od Gabriella Do Shey

 Mój oddech powoli się uspokajał, jednak wzrok nadal mi szwankował, widziałem jak przez mgłę. Czerwień i biel wyróżniały się na tle innych kolorów. Ubrania były ubrudzone krwią, która ściekała z moich pięści. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem powieki by choć trochę się uspokoić jednak narkotyk, który niedawno mi podali wciąż buzował w mojej czaszce. Chciałem stąd jak najszybciej wyjść i zmyć z siebie tą brudną krew.


- Przeszedłeś próbę. - usłyszałem głos ojca przez co zagryzłem zębami wargi. Poczułem metaliczny posmak w ustach, odwróciłem się na pięcie i natknąłem się na iskry w oczach mojego ojca. Powoli wyszedł z cienia zakamarka, a ja splunąłem nadmiarem krwi.
- Czy mogę już wyjechać? - zapytałem ledwo stojąc na nogach. Mężczyzna leżący za mną zakaszlał krwią i próbował coś mówić jednak brak kawałka języka sprawiło, że było to ciężkie, a wręcz niemożliwe.
- To twoja pierwsza sprawa, wszystko masz zapisane w kopercie. Kiedy dokończysz jedną sprawę, będziesz miał kolejne. Helikopter będzie po Ciebie za dwie godziny, ogarnij się i możesz odejść. - powiedział i wręczył mi kopertę. Ledwo widząc złapałem brązowy pakunek, a w głowie mi zawirowało. Ojciec odwrócił się i zniknął z zasięgu wzroku. Wyjąłem komórkę z kieszeni kurtki. Zadzwoniłem pod właściwy numer, a moje kolana sama się zgięły przez co upadłem na twardą ziemię.
- Halo?
- Przyjedź po mnie, weź łopatę i chłopaków. - powiedziałem jedynie, a moje oczy zaczęły się powoli zamykać. Mam nadzieje, że Josh niedługo się zjawi, bo mój kolega leżący obok ma nadal otwarte oczy.

~~~~**~~~~


- Mogłeś powiedzieć, że lecimy do Londynu. - powiedział Josh kiedy zadowolony wprowadził mnie do naszego nowego lokum.
- Stary słuchaj, przepraszam, że nie byłem świadomy większości słów skierowanych do mnie. - odpowiedziałem mu opryskliwie, a ten mruknął coś pod nosem. Mimo iż byłem bardzo blisko niego to nie usłyszałem co jeszcze ma do powiedzenia.
- Tutaj przypadkiem nie mieszka twoja kuzynka? - zapytał, a ja tylko skinąłem głową i opadłem na najbliższą dostępną kanapę. Koszulka była cała we krwi, a rana, którą mi zadano cały czas krwawiła. Trzeba będzie to zszyć. Nienawidzę lekarzy.
- Zadzwoń do Katfrin, niech zorganizuje jakiegoś lekarza, niech przyjedzie i to zszyje. - syknąłem z bólu kiedy przekręciłem się trochę za bardzo na prawy bok - I daj mi w końcu te cholerne fajki! - krzyknąłem do niego. Moje oczy znów spowiła mgła jednak próbowałem ją odganiać. Poczułem fajka w dłoni razem z zapalniczką. Josh coś mówił jednak nie potrafiłem złożyć tego w całość. Krew uciekała nie przez samą ranę, a przez to, że Josh nieumiejętnie pomógł mi wyjść z samochodu. Rana znów się otworzyła, a opatrunek już był czerwony. Szkoda kanapy, jest naprawdę wygodna. Włożyłem fajka to ust i spróbowałem go odpalić, jednak jak się spodziewałem nie wyszło mi to za pierwszym razem. Kiedy jednak w końcu poczułem nikotynę w organizmie trochę się uspokoiłem. Poparzyłem sobie rękę,a oczy coraz bardziej zachodziły mi mgłą. Miałem wrażenie, że chwila trwa w nieskończoność, a fajek szybciej się skończył niż zaczął. Kiedy opuściłem rękę niedopałek wypadł mi z ręki prosto na biały dywan. Światło zaczęło drażnić moje oczy a dźwięki rozmowy wysadzać mi głowę.
- Gab! - Josh w sekundzie znalazł się przy mnie udeptując coś na podłodze. Nie wiedziałem co się dzieje.
- Gab!- Josh nadal wydzierał mi się przy uchu. Kurwa niech stąd idzie, przeszkadza mi... ale właściwie w czym mi przeszkadza? Gdzie ja jestem?

~~~~**~~~~

Usiadłem przy wyznaczonym stoliku, bardzo delikatnie uważając na założone szwy. Tym razem kręciło mi się w głowie od nadmiaru morfiny, a nie narkotyków. Jednak to nadal przeszkadzało w prowadzeniu pracy. Siedziałem w wyszukanej chińskiej restauracji, podszedł do mnie kelner i chciał przyjąć zamówienie.
- Najlepsze danie, byle to nie był kot, a i cole. - powiedziałem, a ten zmarszczył czoło zdziwiony.
- Proszę Pana nie robimy dań z kotó...
- No to dobrze -
przerwałem mu, a ten westchnął jedynie i odwrócił się. - Pamiętaj o mojej coli. - przypomniałem mu. Czekałem na gościa, który miał zwrócić pieniądze, byłem z nim umówiony na konkretną godzinę jednak spóźniał się. Kiedy dostałem swój napój od razu wypiłem połowę szklanki. Od czasu gdy biorę leki cały czas mnie suszy.
- Kim jesteś? - usłyszałem i odwróciłem się w kierunku osoby, która zadała pytanie. Stała przede mną czarnowłosa dziewczyna średniego wzrostu ponieważ już zaobserwowałem jej buty na obcasie.
- Witam drogą Panią. Jestem Gabriell, czy mogę w czymś pomóc? - zapytałem wstając ze swojego miejsca. Mimo bólu w prawym boku postarałem się zachować choć odrobinę manier, w dodatku tamten patałach się spóźniał.
- Ten stolik był zarezerwowany. - powiedziała jedynie mrużąc oczy.
- Oczywiście, był zarezerwowany przeze mnie. - odpowiedziałem, a w tym samym momencie podszedł do nas kelner, nie tylko z moim jedzeniem ale i z kopertą. Położył wszystko na stół.
- To dla Państwa. - powiedział i odszedł, a ja od razu chwyciłem kopertę. Rozerwałem ją i wyjąłem kartkę. 


Droga Shey i Gabriellu... 

 

 <Shey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz