- Lydia - mruknęłam kierując wzrok w jego stronę. Nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony. Rzucił mi spojrzenie dające do zrozumienia, że resztę też chce znać. Wypuściłam dym z ust nerwowo bawiąc się końcówką papierosa. - Lydia Ryes - dokończyłam. Nie byłam co do tego przekonana. Nie ufałam mu. Nikomu nie ufałam. Bałam się, że ktokolwiek kto wkracza w moje życie robi to tylko po to żeby je jeszcze bardziej spieprzyć.
- Ile masz lat? - zadał kolejne pytanie. Tym razem odwróciłam wzrok wbijając go w przejeżdzające co chwila samochody.
- Dwadzieścia - wyjaśniłam papierosa o murek i wrzuciłam go do śmietnika stojącego obok.
- Dlaczego tak skończyłaś - zacisnęłam szczękę. Moje problemy są moimi problemami. Dlaczego on nie odpuszcza. Zwolnił mnie. Powinien dać mi święty spokój. Nie wierzyłam w dobre intencje. W to że chciał mi pomóc. Tacy ludzie mają w dupie margines społeczny, w którym obecnie się znajduję. Przetarłam twarz dłońmi.
- Nie znam cię… nie wiem czy chcę cię poznawać ale rozmowa na takie tematy z obcym człowiekiem nie należy do najprzyjemniejszych. To dla mnie trudne. Uszanuj to - przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i objęłam je. Nie było to komfortowe. Mężczyzna chciał mi odpowiedzieć jednak w tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Widząc nazwisko wyświetlające się na ekranie urządzenia przełknęłam głośno ślinę. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się co zrobić. Czarnowłosy widząc jak gapię się na wyświetlacz zareagował. Zabrał mi smartfon i widząc, że dzwoni szef przewrócił oczami. Popatrzył na mnie po czym przewrócił oczami i odebrał połączenie.
- Gdzie jesteś do jasnej cholery?! - szef krzyknął tak głośno, że nawet ja to usłyszałam. - Będziesz tu za pięć minut albo możesz już nigdy nie wracać! - słysząc to rzuciłam się na Zeno. Chciałam wyrwać mu telefon jednak przez niski wzrost nic nie mogłam zrobić.
- Lydia nie pojawi się już w pracy - powiedział i od razu się rozłączył. Przestałam się rzucać i opadłam na murek nie wierząc w to co się stało.
- Mam przejebane - oparłam łokcie na nogach, a na nich głowę. Wbiłam wzrok w stopy próbując jakoś to ogarnąć. - Jeśli opieka się dowie zabiorą Zoe. Zabiorą ją - cała zaczęłam drżeć. Znowu się bałam. Już nawet nie myślałam o bólu związanym z pobiciem. Moje oczy się zeszkliły. Byłam bliska płaczu.
- Przestań się mazać - podniosłam wzrok na niego. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Pojawiasz się w moim życiu i niszczysz to na co tyle pracowałam. Przez ciebie nie będę miała jak utrzymać siostry - podniosłam się i zbliżyłam do niego. Dzieliło nas kilka centymetrów, a ja patrzyłam na niego z dołu. Chciałam go uderzyć jednak złapał mój nadgarstek. Zacisnął dłoń mocno i patrzył na mnie wyraźnie zirytowany.
- Powiedziałem, że ci pomogę. Możesz nauczyć się słuchać? - patrzyłam w jego puste, czarne oczy próbując udawać silną kiedy tak naprawdę bałam się mężczyzny. Puścił mnie po dłuższej chwili. - Skontaktuję się z tobą jutro - najzwyczajniej w świecie odwrócił się do mnie i ruszył w stronę samochodu, a ja jak głupia stałam i zastanawiałam się co zrobić. To wszystko co się stało mnie przerastało. W jeden dzień straciłam dwie prace, główne źródła mojego zarobku. Załamana po dłuższej chwili wróciłam do mieszkania. Otarłam łzy i pozbierałam się. Kiedy otworzyłam drzwi Zoe od razu mnie zaatakowała.
- O mój Boże. Dlaczego nie mówiłaś ze masz tak przystojnych znajomych?! - pisnęła zachwycona moim byłym szefem.
- Zoe proszę nie teraz. Chciałabym się przespać. Za mną kilka ciężkich godzin - przytuliłam ją i rozczochrałam włosy odchodząc w stronę sofy, która służyła mi za łóżko. Nie miałam własnego pokoju, więc spałam w salonie. Młoda zrozumiała. Wyłączyła telewizor, wzięła sobie coś do przekąszenia i zniknęła w swoim pokoju żeby się uczyć. Po raz pierwszy od dawna zasnęłam jak dziecko. Zmęczyło mnie to wszystko.
<Zeno?>
Słowa 584
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz