- Jego nową utrzymanką – zatrzepotałam rzęsami niczym dziewczyna Bambiego z Disnejowskiej bajki. – I nie krępuj się z tym fiutem. Zachowuj się jakby mnie tu nie było – mrugnęłam do młodszego z braci znacząco. Wydawał się być bardziej naiwny od zdecydowanie zbyt poważnego brata co działało na moją korzyść. Wykorzystanie tego gnojka nie wydawało się być takim złym pomysłem.
- Kolejną? W takim tempie zbankrutujesz – Hidden poklepał brata po plecach, który stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi patrząc na nas jak na dzieci. Kolejną tak? Zanotowane. Spojrzałam na Zeno z uniesioną jedną brwią jednak na wyjaśnienia nie miałam co liczyć.
- Młody wyskoczymy na piwko jak ci przejdzie?
- Piwo? Co ty taka słaba? Od razu idziemy w ostry melanż na całą noc… jak Zeno cię puści – uśmiechnęłam się, a po moim wyrazie twarzy łatwo można było rozpoznać, że mało brakowało, a zaczęłabym śmiać się w niebogłosy.
- Nie będzie miał nic do gadania. O to się nie martw – uśmiechnęłam zadziornie do Zeno.
- To będzie wasza wspólna decyzja? – młody popatrzył na mnie tym razem z powagą, na co skinęłam delikatnie głową również przybierając podobny wyraz. – Piękny związek. Piękna relacja – Zeno zdecydowanie zaczynał się już niecierpliwić, a z racji, że miał zaproponować mi posadę odpuściłam dalsze drażnienie. Zanim jednak odeszliśmy podałam Hiddenowi numer telefonu, a odchodząc przyłożyłam dłoń ułożoną w geście telefonu i wypowiedziałam nieme „zadzwoń!”.
Zeno wprowadził mnie do gabinetu, który prawdopodobnie należał do niego. Usiadł w fotelu prezesa przed biurkiem. Zanim zajęłam miejsce naprzeciwko niego rozejrzałam się po pomieszczeniu. Moją uwagę zwróciła gablotka z zabytkową bronią.
- Naprawdę nie masz co robić z forsą? Kręcą cię gnaty? – mruknęłam stojąc odwrócona do niego plecami. Drzwiczki do wystawy nie były w jakikolwiek sposób zabezpieczone. Domyśliłam się, że niestety ale żaden z nich nie działa. Zlokalizowanie naboi, też byłoby niestety bardzo trudne. Wzięłam do ręki jeden i zaczęłam się przyglądać. – Ładna robota – moją uwagę przykuły zdobienia przypominające róże na metalowych częściach zabytkowego pistoletu. – Mogłabym taki mieć – odwróciłam się z zamiarem wycelowania do siedzącego na krześle Zeno. Jego uwadze nie umknęło moje zdziwienie kiedy ujrzałam go centymetry przed sobą.
- Pani agentka nie usłyszała, że ktoś zachodzi ją od tyłu? – złapał mnie za nadgarstek w celu odebrania swojej własności i przyparł mnie do gablotki tak, że nie byłam w stanie uciec. Czy miałam taki plan? Oczywiście, że nie.
- Może lubię kiedy ktoś to robi? – uśmiechnęłam się. Nie przykładał żadnej siły do trzymania mojej ręki. Mogłam więc bez problemu przyłożyć lufę do jego podbródka.
- Aż tak cię to kręci? Chciałabyś to zrobić? Pociągnąć za spust? – zacisnął mocniej dłoń na moim nadgarstku.
- Broń boże. To jest ostatnia rzecz, jaką chciałabym teraz zrobić – kąciki moich ust cały czas unosiły się ku górze. Docisnęłam lufę jeszcze mocniej do jego skóry by po chwili odpuścić. Wypuściłam gnata z uścisku. Zamiast upaść utrzymywał się na osłonie spustu i moim palcu. Zeno zabrał dłoń, a ja kulturalnie oddałam mu jego własność. Nie czekając na niego usiadłam w fotelu dla petentów. Kiedy odłożył wszystko na swoje miejsce usiadł naprzeciwko.
- Słucham. Jesteś na rozmowie o pracę. Co masz mi do powiedzenia? – oparł się wygodnie na krześle i zaczął mi się przyglądać uważnie. Chciałam zacząć mówić jednak mi przerwał. – Tylko nie mów, że jesteś świetnym „szpiegiem” bo pożegnamy się zanim w ogóle zaczniesz – teatralnie przewróciłam oczami. Miałam ochotę złapać go za włosy i zacząć walić głową o stół. Zachowałam jednak PEŁNY PROFESJONALIZM i ze sztucznym uśmiechem zaczęłam swoją prezentację.
- Faye Blake, lat 26. Młoda, energiczna, pełna chęci i zapału do pracy. Radzę sobie w stresujących sytuacjach, niczego się nie boję, szybko się uczę – zaczęłam powoli wymieniać wszystkie swoje atuty, a trochę ich było. – Mówię w czterech językach, strzelam jak zawodowiec, samoobronę mam w małym paluszku i potrafię się bić. Jak sam zauważyłeś UPARCIE – tutaj bardzo mocno zaakcentowałam ostatnie wypowiedziane słowo – dążę do celu. Moje wady spytasz? Nie potrafię gotować i nienawidzę sprzątać. Jeśli mi powiesz, że mam ci robić za sprzątaczkę to przysięgam, że zrobię ci krzywdę więc nawet o tym kurwa nie myśl – wyrecytowałam na jednym wdechu. Na twarzy Zeno pojawił się mało wyraźny, wredny uśmieszek. – Co? – warknęłam widząc jego reakcję.
- Fakt, że naprawdę wyrecytowałaś to przede mną jest całkiem zabawny – uśmiechnęłam się sztucznie, a spod biurka zaczęła wynurzać się moja dłoń, a raczej środkowy palec wystawiony w stronę wielkiego pana prawnika. Poruszyłam ustami mówiąc „pierdol się”, co na pewno odczytał z ruchu warg.
<Zeno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz