Z racji tego, ze teraz w naszej ekipie była również osoba, która jako tako potrafi gotować i piec to świetnie się składało, bo już nie będziemy jeść samego śmieciowego żarcia. Grzecznie odpowiedziałem towarzyszowi rzucając w jego stronę plik pieniędzy żeby w sumie nas zaopatrzy jak już tak bardzo chciał, ale żeby przy okazji nie rzucał się w oczy.
Oczywiście zrobił pokornie to o co prosiłem, a następne kilka dni minęło nam na wzajemnym uczeniu się broni, walki wręcz, miejscówek oraz... gotowania. Tak moi drodzy, Rhys w zamian za to wszystko uczył mnie trochę jak ogarnąć miejskie życie i przeżyć nie mając codziennie rewolucji żołądkowej. Przez ten czas Sean praktycznie tylko przemieszczał się jak cień po mieszkaniu raz na jakiś czas przyprowadzając jakąś szatynkę, a potem prowadzając się jeszcze z panią policjantką. O wszystkim wiedziałem, bo mieliśmy zasadę, że jak coś się miało zjebać to lepiej było, by każdy z zaufanych osób wiedział wszystkie potrzebne szczegóły. Nie było mi potrzebne do szczęścia to z kim śpi i kogo kocha, ale jakby się coś zjebało to jego drugie połówki (bo chuj wie ile ich miał) pójdą jako pierwsze do odstrzału i on dobrze o tym wiedział.
Któregoś dnia siedzieliśmy razem z Rhysem w salonie - ten opierdalał jakieś książki z przepisami, a jak jak zwykle jarałem jak smok. Spoglądając na niego mogłem być tylko dumny ze swoich umiejętności przewodzenia grupą, bo on wyglądał już jak prawdziwy mafiozo: ubrany na czarno, lekko przy duża bluza z kapturem, nóż schowany tuż pod nią, który przy takiej konfiguracji jak siedział lekko wystawał. Przez ten czas zdążyliśmy się do siebie zbliżyć, a ja postanowiłem zaufać nowemu koledze, który nie miał w sumie żadnego powodu, by mnie wyruchać. Wręcz zachowywał się tak jakby był wdzięczny, że się nim zająłem, opatrzyłem i nauczyłem jak żyć w tym jebanym Londynie.
Głuchą ciszę między nami przerwał Sean, który ponownie wparował do chaty tylko po to, by zabrać jakieś rzeczy i ostatecznie znów wylecieć jak ptaszek z klatki.
- Stój. - mruknąłem rozłożony na fotelu i zaciągający się kolejną falą dymu. Stanął niemal w tej samej sekundzie jak to powiedziałem i spojrzał na mnie niezrozumiale. Mało razy zdarzało się bym był co do niego tak stanowczy, ale czas najwyższy przerwać tą jego emocjonującą przygodę - Ty wiesz, że prawie Cię nie ma, a laska i tak się dowie kim jesteś? Jak się w niej bujasz to lepiej jej od razu powiedz, bo...
- Chyba zwariowałeś. - Sean niemal od razu nerwowo przeczesał włosy dłonią, ale jego ton głosu nadal był spokojny.
- Będziesz tego żałował, bo laska niczego nieświadoma będzie pierwszym celem jeśli ktoś będzie chciał nam zagrozić. - Rhys wtrącił się do rozmowy również obierając taktykę bardzo spokojnego 'kolegi'. W tym samym czasie wyciągnął swoją nową zabawkę, którą dostał ode mnie jakiś czas temu i zaczął nią sobie kręcić w dłoni.
- Na razie to tylko... - zatrzymał się sam nie umiejąc pewnie tego nazwać.
- Dobra jakby... czaje, przecież widzę co się odpierdala. - wstałem z miejsca biorąc z naszej rozwalającej się komody gumkę do włosów i związując sobie lekki koczek. Podszedłem w końcu do przyjaciela i kładąc mu dłoń na ramieniu spojrzałem mu w oczy. - Laska zginie jak się nie ogarniesz więc jak jest dla ciebie ważna przyprowadź ją tutaj wieczorem. - kiedy to powiedziałem ten przybrał tylko wyraz twarzy jakby rozumiał co do niego powiedziałem, przytaknął tak jakby chciał to jeszcze przemyśleć i ponownie wyparował.
- Ty widzę robisz za ojca, szefa, brata i ogólnie wszystko w jednym. - zaśmiał się młodzik na co ja tylko westchnąłem.
- On nas wpierdoli w jakieś bagno jeśli go w porę nie ogarniemy, a Seran nawet nie mrugnie okiem jak ją odstrzeli. I wiesz kto będzie musiał dbać o jej bezpieczeństwo? - zerknąłem na niego przez ramię
- Czyżby my? - udawał zaskoczonego, ale ostatecznie się zaśmiał. - Nie jesteś zbyt wyrozumiały?
- Oddałbym za niego życie więc za jego kobietę niestety też. - wzruszyłem ramionami wracając na miejsce siedzące - Skoro jesteś teraz dosyć blisko mnie co się rzadko zdarza w tej branży, by być tak blisko szefa to chyba czas żebyś znał moje prawdziwe imię. Isaac Cameron. - zaciągnąłem się ponownie zerkając na niego - Oficjalnie tego nie wiesz więc nie palnij kiedyś do mnie po imieniu nawet przy Seanie.
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz