Jeszcze tego samego wieczora, gdy kąpała synka, zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno nie posunęła się o krok za daleko, wręczając ekspedientowi kartkę z rysunkami symbolizującymi sposób, w który była traktowana już od długich czterech lat. W końcu w sklepie z pewnością zamontowano kamery, a jedną z nich na sto procent skierowano właśnie na ladę, żeby nikt nie ukradł umieszczonych pod nią pieniędzy. Gdyby tak nagrania z nich dostały się w niepowołane ręce... Aż zamarła na samo wyobrażenie konsekwencji, w wyniku czego niechcący nałożyła trochę mydła do oczu malca, który natychmiast zaczął płakać.
- Wybacz kochanie, mamusia się zamyśliła. - Szybko przepłukała wodą jego twarz, po czym czule pocałowała go w czoło. - Masz doprawdy dużo szczęścia, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że nad Twoją główką wiszą o wiele poważniejsze problemy. - Westchnęła ciężko, przymykając powieki, by choć na chwilę przenieść się w piękne czasy własnego dzieciństwa. Co z tego, że jako córka wyjątkowo zatwardziałego wyznawcy Mahometa miała o wiele mniejsze prawa od chłopców, skoro przynajmniej wtedy nie musiała stale obawiać się, że w końcu zostanie zastrzelona tylko dlatego, że ktoś będzie miał akurat taką fanaberię... Owszem, mieszkając w Tunisie musiała ukrywać swoją prawdziwą orientację seksualną, by nie zostać ukamieniowaną, ale to i tak było nic w porównaniu do tych wszystkich upokorzeń, których doznała po przybyciu do Londynu. Na wszelki wypadek postanowiła omijać swój dotychczas ulubiony market szerokim łukiem przynajmniej do czasu, aż szatyn nie zjawi się ponownie u jej drzwi. O ile kiedykolwiek rzeczywiście to nastąpi. Mógł przecież nie odczytać prawidłowo nakreślonych przez nią symboli lub zwyczajnie nie zechcieć nadstawiać dla niej karku. W jego oczach była przecież zwykłą klientką, więc nawet nie zdziwiłaby się specjalnie, gdyby postanowił nie interweniować.
A jednak kilka dni później, gdy zaczęła już tracić jakąkolwiek nadzieję na jego ponowne spotkanie, niespodziewanie usłyszała pukanie do drzwi znajdujących się na najwyższym piętrze. Żaden z członków mafii nigdy nie wykazywał najmniejszej ochoty na wdrapywanie się aż na takie wysokości, więc domyśliła się, że musiało chodzić o coś innego. Instynktownie skierowała się do kuchni, gdzie z jednej z szafek wyjęła mały nóż i schowawszy go w odmętach sari, ruszyła powoli po schodach, próbując odgadnąć kim może być tym razem niespodziewany gość. Dobrze chociaż, że jej słodki aniołek nie zdążył jeszcze zasnąć po ostatnim posiłku, bo w innym wypadku z pewnością zanosiłby się teraz rzewnymi łzami, wyrwany z głębokiego, dziecięcego snu. Jako, że w całym mieszkaniu nie było żadnego judasza, uchyliła nieznacznie odrzwia, by móc je natychmiast zatrzasnąć w razie niebezpieczeństwa. Ku swemu zaskoczeniu zamiast jakiegoś bandziora ujrzała tylko swego Anioła Stróża. Po wymienieniu zwyczajowych uprzejmości, obrzuciła go spojrzeniem, na które składała się mieszanina zaciekawienia, niepewności i strachu. Mimo, że w rękach trzymał ulotki, mógł tym razem przyjść z polecenia któregoś z miejscowych zbirów, którzy zdjęliby z człowieka ostatnią koszulę, byle tylko zyskać trochę większe wpływy w przestępczym półświatku. Oferta, którą jej przedstawił, rozwiała jednak wszelkie obawy, które wcześniej żywiła. Zwłaszcza, że obróciwszy kartkę, którą jej wręczył, z niemałym zdziwieniem odkryła skreślony ręcznym pismem numer telefonu. Szkoda tylko, że raczej nie będzie mogła go wykorzystać, ponieważ jej komórka z ogromną dozą prawdopodobieństwa była stale szpiegowana dzięki aplikacji, którą równie dobrze mógł tam zainstalować jeszcze jej ojciec. Ostatecznie była to dość powszechna praktyka zarówno w krajach arabskich, jaki i różnego rodzaju szajkach. Chyba, że jakimś cudem udałoby się jej zadzwonić z innego urządzenia.
- Niech Allach ma Cię w swojej opiece za to jak bardzo starasz się mi pomóc. - Mówiąc to, uchyliła trochę zasłonę osłaniającą jej aż do tej pory twarz i wbrew przepisom Koranu musnęła lekko ustami jego policzek, po czym, zarumieniona niczym nastolatka, zarzuciła ją z powrotem. Przynajmniej tak mogła się mu odwdzięczyć za dobre chęci. - Dzisiaj już nikt nie powinien tu zajrzeć, więc jeśli chcesz, możesz wstąpić na herbatę i coś słodkiego. - Dodała, mając nadzieję, że nie ma jej za złe tego nieprzepisowego wybuchu emocji. - A tak w ogóle, nazywam się Romaise Tseritsa Mahika Palmira Munkiz, ale to już chyba wiesz. - Wyrecytowała na jednym oddechu, doskonale zdając sobie sprawę, że jego umysł i tak zatrzyma się na jej pierwszym imieniu i ewentualnie dodatkowo nazwisku.
< Andrew ? >
673 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz