poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Od Vincenta - CD Jaydena

 - Nonsens – odpowiedziałem niemalże na automacie, wstając w końcu z kolan, po tym jak dokładnie zmierzyłem obszar wokół jego kostek. Szybko poprawiłem lekko zmięty materiał mojej koszuli i spojrzałem Jayden’owi w oczy. – Im więcej ludzi, tym weselej – dodałem z łagodnym uśmiechem, po czym zanotowałem ostatnie pomiary w swoim specjalnym zeszyciku. Teraz już tylko pozostało wysłać wszystkie informacje do kogo trzeba i poczekać na wstępnie gotowy produkt.

- Skoro tak mówisz – wzruszył ramionami i wpatrywał się we mnie wyczekującym wzrokiem, oczekując mojego następnego ruchu. Cóż, nie ma co go tu tak trzymać i kazać, jak łajzie stać bez celu w negliżu.

- Już możesz się ubrać – wycofałem się z przymierzalni, aby dać mu na powrót trochę prywatności. Fakt, było na co popatrzeć, jednak wolałem nie drażnić mężczyzny swoim natrętny spojrzeniem. Pomimo swoich wcześniejszych słów, na pewno w końcu by mi przydzielił, jeśli bym się zachowywał, jak jakiś obleśny zbok. – Jako że znam się na tym bardziej, pozwól że wstępnie sam zaplanuję twój garnitur – oznajmiłem, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. – Później najwyżej wprowadzimy poprawki na podstawie twoich uwag i upodobań.

- Jasne szefie, ty tu rządzisz – stanął obok mnie z tym swoim aż zabawnym, ironicznym uśmieszkiem. – Najwyżej wystawię ci jedną gwiazdkę na opiniach w Google.

Parsknąłem szczerym śmiechem i wyrwałem z notatnika kartkę, którą następnie przekażę mężczyźnie w recepcji. On następnie zaniesie ją do krawca, który uszyje garnitur, kierując się przy tym ściśle moimi sugestiami i wskazówkami.

- W takim razie musimy wszyscy się postarać, inaczej ten interes legnie w gruzach – trąciłem go żartobliwie ramieniem, po czym skierowałem się w stronę wyjścia, dając mu znak, by podążył za mną. – Na dzisiaj to tyle, wyślę ci SMS’a, kiedy strój będzie gotowy do przymiarek – Andrew przyjął bez słowa zwitek papieru i skinął uroczyście głową.

- A ile mam do zapłaty? – zapytał mój przyjaciel, a ja zbyłem go machnięciem dłoni, powodując że spojrzał na mnie z konsternacją.

- Niech będzie na mój koszt – uśmiechnąłem się od ucha do ucha, a Jayden zmarszczył brwi, gotowy na słowny kontratak, ale w porę zdążyłem go zablokować. – Merri! – zawołałem jak gdyby nigdy nic swoją siostrę, która w mgnieniu oka pojawiła się w drzwiach, niepewnie ściskając w swoich dłoniach pluszowego misia. – Skończyłem robotę.

Na te słowa uśmiechnęła się promienie i podbiegła do mnie uroczo na tych swoich małych, pulchnych nóżkach. Z przyzwyczajenia chwyciłem ją w ramiona, składając przy okazji na jej policzkach delikatny pocałunek.

- Jayden dołączy do nas, dobrze? – podrzuciłem ją delikatnie, a z jej ust wydobył się radosny chichot. Po chwili spojrzała w stronę wcześniej wspomnianego jegomościa i po jej szeroko otwartych z zaciekawienia oczach, wiedziałem, że nie będzie miała nic przeciwko obecności dodatkowej osoby.  Natomiast mężczyzna wpatrywał się we mnie wzrokiem, z całą pewnością, potrafiącym zabijać z daleka. Najwyraźniej nie był zadowolony z mojego przedsięwzięcia, jakim było zasponsorowanie mu jedynego w swoim rodzaju garnituru.

- JayJay lubi słodycze? – zapytała, miętosząc w rękach swoją przytulankę, którą znalazła w biurze.

- Jayden – poprawiłem ją, ale w odpowiedzi otrzymałem sfrustrowane parsknięcie.

- JayJay.

- Nie, kochanie… Mówi się…

- JAYJAY! – pisnęła z determinacją w oczach. Pokonany przez czteroletnie dziecko, westchnąłem ciężko i miałem nadzieję, że mój kumpel będzie wyrozumiały względem mojej księżniczki.

Jednak po zerknięciu w stronę blondyna, poczułem się lekko zażenowany zachowaniem siostry. Jayden przed chwilą wyglądał na rozdrażnionego, ale w obecnym momencie przyglądał się małej dziewczynce ze swego rodzaju politowaniem. Mimo to na jego ustach zagościł niemrawy uśmiech.

- To lubisz? – mała dopytała, uśmiechając się nieśmiało do blondyna.

- Tak średnio na jeża…

- Vinnie…! JayJay to jakiś wariatuńcio…! – wyszeptała mi ukradkiem do ucha, a ja posłałem jej pełne niedowierzania spojrzenie. Naprawdę nie wiem skąd ona bierze czasem te słowa.

- No dobrze – odchrząknąłem, zwracając uwagę mężczyzny na siebie i skinąłem głową w stronę drzwi. – Możemy ruszać?

- Jestem na tak.

W takim przypadku skierowaliśmy się do wyjścia, uprzednio żegnając się z Andrew, który odprawił nas z uśmiechem, który najpewniej był skierowany głównie do Merri. Mała szczęściara… Ma prawie wszystkich z mojego otoczenia owiniętych wokół swojego małego palca…

Młoda coś tam opowiadała o swojej zabawie w moim biurze, kiedy wsadzałem ją do fotelika i jedynie kiwałem głową, cierpliwie wysłuchując jej trochę dziecinnego bełkotu. Po tym, jak już była bezpiecznie zapięta na swoim miejscu, usiadłem na siedzeniu kierowcy.

- Tym razem to ja prowadzę – puściłem oczko do Jayden’a, który już wcześniej wsiadł do środka auta.

- Tylko nie rozbij własnej bryki – prychnął złośliwie, rozsiadając się wygodnie w siedzisku. Zapewne insynuował do naszej jednej z akcji kradzieży samochodu, kiedy to wjechaliśmy (a dokładniej to ja wjechałem…) prosto w patrol policyjny… Chciałbym to wspomnienie zakopać bardzo głęboko w swoim umyśle… Żenujące…

- To był tylko ten jeden jedyny raz – burknąłem pod nosem, wsadzając kluczyk do stacyjki.

- O jeden za dużo – odpowiedział z cwaniackim uśmiechem. – A nie czekaj! A przypadkiem raz nie zaliczyłeś po pijaku słupa? A potem śmietnika? Jakby się tak bardziej zastanowić…

- Słupa? – zaciekawiona Merri odezwała się z tyłu, a ja już czułem lekkie wypieki na policzkach.

- Cicho bądźcie oboje! – fuknąłem, zaciskając palce na kierownicy. – To było dawno temu, nabrałem doświadczenia i zmądrzałem… A ty – zdjąłem na chwilę rękę z kółka i wycelowałem palcem prosto w Jayden’a. – Nie demoralizuj mi dziecka!

Winowajca złapał się teatralnie za „serce” i otworzył szeroko oczy z udawanego zdziwienia.

- Gdzież bym śmiał? Ja jedynie dzielę się wspaniałymi historiami, które przeżył jej starszy braciszek – odparł przesłodzonym głosem, na którego dźwięk aż się skrzywiłem.

- Vinnie! Vinnie! – młoda nie pomagała ani trochę i zaczęła radośnie klaskać w rączki. Pewnie większości nie rozumiała, ale i tak czerpała z tego swego rodzaju frajdę. Świetnie.

- Śmiejcie się, śmiejcie, ja jeszcze wam pokażę – mruknąłem, wciskając trochę więcej gazu niż było potrzeba.

~~*~~

Dotarliśmy w jednym kawałku do przytulnie wyglądającej kawiarni i postanowiliśmy zająć miejsca w kącie, z dala od wścibskich oczy nieznajomych. Cóż, dwaj mężczyźni – jeden w graniaku, a drugi w luźnej koszulce i dżinsowych spodniach – a także małe dziecko, byli na pewno niecodzienną kombinacją.

 Merri, póki co siedziała na moich kolanach i przeglądała sobie na spokojnie menu, gadając coś tam do siebie pod nosem. Atmosfera w środku była naprawdę miła.  

- Mam nadzieję, że mimo wszystko znajdziesz coś dla siebie – odezwałem się do Jayden’a, który również przeglądał drugą kartę podarowaną nam przez uroczą, młodą kelnerkę.

- JayJay! Co bierzesz? – nie wiedzieć czemu, Merri nagle się uaktywniła i uśmiechnęła się milusio do mężczyzny. Gdyby nie jej wrodzona nieśmiałość, to pewnie już dawno temu znalazłaby się na kolanach blondyna i nawijała na tematy z kosmosu. Zauważyłem także, że bardzo ją ciekawiły jego tatuaże, ale cóż, póki sama się nie odezwie na ten temat, to nie ma co go zaczynać.

- Spokojnie, daj Jayden’owi wybrać – upomniałem ją i postukałem palcem o menu. – Lepiej mi powiedz, co ty sobie życzysz do zjedzenia?

- Naleśniki z lodami i magiczną posypką! – ta „magiczna” posypka pewnie odnosiła się do tych strzelających na języku kuleczek.

- Dobrze, dobrze – pokiwałem głową, dobrze wiedząc, że pewnie będę musiał po niej dojadać. Sam miałem ochotę na jakieś ciastko i dobrą herbatę.

- Ja zdecyduję się na ciasto straciatella z truskawkami i herbatę z mlekiem - no, to teraz tylko musieliśmy poczekać na naszego towarzysza, aby określił się ze swoim zamówieniem.

 

< Jayden? c: >

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz