czwartek, 22 września 2022

Od Anraia - CD Cassandry

Słysząc długie pytanie nowej naczelniczki Anrai nie ukrył zaskoczenia. Cassandra aż tak bardzo chciała wniknąć w całą tę sprawę? Cóż, jakoś specjalnie jej się nie dziwił, ponieważ co jak co, ale poprzednik kobiety marnie skończył, więc nigdy nie wiadomo; możliwe, że na nią czyhał podobny los. Zapewne dążyła do odkrycia wszystkiego powiązanego ze śmiercią mężczyzny, żeby w razie czego przygotować się na potencjalne niebezpieczeństwo. Albo złapać osoby, które mogły maczać w tym wszystkim palce – tak bardzo mogła chcieć się popisać przed innymi.
Ciekawe, czy rzeczywiście miała nastąpić seria wcale nie podejrzanych zgonów naczelników, czy może zakończy się to na uzależnionym od kawy katoliku. Anrai miał tylko nadzieję, że on nie zostanie w to wciągnięty. Przynajmniej nie za darmo.
– Hm, ksiądz, u którego były naczelnik się spowiadał może nie być zadowolony, ale co ja tam wiem, nie jestem chrześcijaninem – odpowiedział nonszalancko, oglądając paznokcie swojej prawej dłoni.
Nigdy nie ukrywał swojego poglądu na temat religii, teraz tym bardziej, ponieważ jeśli słowa naczelniczki, ładnie porównujące wiarę do bajki nie dawały aury ateizmu (który nie był wcale Devilowi obcy) to nie wiedział, co innego miałyby sygnalizować.
– Czemu miałby być niezadowolony? – dopytała Cassandra.
W odpowiedzi De Veen wzruszył ramionami.
– Mogę się jedynie domyślać, że pewnie teraz straszne szkody ponosi. W końcu stracił tak zawziętego wierzącego. Naczelnik aż wibrował czekając w kolejce do konfesjonału, co kilka sekund wsuwając rękę do kieszeni, jak gdyby sprawdzał czy to, co powinno w niej być nadal tam było.
Spuścił wzrok na rękaw bluzy, dostrzegł na nim malutką plamkę. Poślinił palec, bez pośpiechu ją wytarł.
– Skąd znasz takie szczegóły? – usłyszał.
Popatrzył na Cassandrę, ponownie skrzyżował ręce na piersi.
– Jestem technikiem kryminalistycznym – odparł spokojnie. – Muszę być spostrzegawczy.
Naczelniczka popadła w chwilowe zamyślenie.
– Wiesz, jak się ten ksiądz nazywa?
– Matthew Burns. Ciekawe nazwisko jak na księdza, nie? – Poprawił swoją pozycję. – Nie wiem czy powinienem się do niego zbliżać, jeszcze mnie spali.
Parsknął cichym śmiechem. Zaczął się zastanawiać czy gdyby Burns dowiedział się, że Anrai to Devil to zacząłby go gonić z wodą święconą i krzyżem. W sumie bardzo blisko było do takiej sytuacji, kiedy De Veen jeszcze chodził do liceum. Tamtejszy ksiądz tak go nienawidził, aż w którymś momencie zaczął mówić, że na niego skuteczny byłby już chyba tylko egzorcyzm. A jak się wystraszył w dzień Halloween! Z początku myślał, że Anrai wreszcie ujawnił swoją prawdziwą formę.
Ach, ile by dał, żeby móc to kiedyś powtórzyć!
Cassandra obróciła głowę w stronę szafki, nie powróciła jednak do grzebania skalpelem w zamku, a wyraźnie popadła w głębokie zamyślenie. Pewnie zastanawiała się nad tą całą sprawą z jej poprzednikiem. A może po prostu pogubiła się lub straciła nadzieję, że uda jej się otworzyć szafkę. Anrai rozpatrywał każdą z tych opcji.
Przeniósł wzrok z naczelniczki na siedzącego w pobliżu psa. Zwierzak wyglądał na spokojnego, nadal jednak co pewien czas zerkał na Azjatę. De Veen z dobrą chwilę mu się przyglądał. Gdyby to nie był pies pracujący z pewnością by go pogłaskał. Od zawsze uwielbiał zwierzęta i choć wszyscy postrzegali go jako kociarza, on po niekrótkiej mentalnej debacie doszedł do wniosku, że mimo wszystko schylał się bardziej ku psom. Można było je nauczyć wielu przydatnych komend, czego już niestety nie dało się powiedzieć o kotach.
Zmierzył zwierzaka z góry na dół.
– Suczka? – spytał.
Cassandra spojrzała na niego, Anrai ruchem głowy wskazał psa.
– Tak – odpowiedziała.
– Jak się wabi?
– Briseis.
– Briseis – powtórzył Anrai, lecz z twardszym R. – Inni policjanci najczęściej mają owczarki niemieckie.
– Nie muszę być jak inni – rzuciła trochę kąśliwie tamta.
– Fakt.
Uśmiechnął się do suczki, niestety nie otrzymał żadnej reakcji z drugiej strony.
Kobieta cicho westchnęła, skupiła się na swoim zadaniu. Przekręciła skalpelem, gdy wtem z zamka wydobył się charakterystyczny dźwięk. Wyprostowała się nieco, złapała za uchwyt. Szafka otworzyła się bez problemu. Na ten widok Cassandra odwróciła głowę i posłała Anraiowi triumfalne spojrzenie.
– I co ty na to? – zapytała głosem przesiąkniętym dumą.
De Veen nie zareagował w żaden konkretny sposób na jej słowa, jedynie wykonał nieco głębszy wdech.
– Ech, czyli mogę już iść? – Odbił się od regału, poprawił bluzę. – Strata czasu...
Cassandra otworzyła szerzej oczy.
– Strata czasu? – powtórzyła jego słowa z pewnym niedowierzaniem w głosie.
– Ta, za długo schodzi otwarcie. Poza tym, kto nosi na co dzień przy sobie skalpel? – Zacmokał z dezaprobatą. – To ja już idę. Powodzenia w grzebaniu przy śmierci byłego naczelnika!
Odwrócił się na pięcie w celu wyjścia z archiwum.

Cassandra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz