Obserwowałem reakcje chłopaka. W końcu zażył swój lek, ale nie wiedziałem czy to był dobry pomysł po tym, jak wcześniej wypił jakiś alkohol. Nie byłem lekarzem, aby to ocenić. Pozostało mi tylko go obserwować, czy nie będzie jakichś skutków ubocznych. Gdyby nagle się krztusił i posiniał na twarzy jak powinienem mu udzielić pomocy? Ratownik ze mnie żaden, a pierwsza pomoc w moim wykonaniu raczej by mu zaszkodziła niż pomogła. Jeszcze miałbym na sumieniu tego młodego chłopaka. Jak do tej pory nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja. Przychodziłem do baru, aby się zrelaksować po całym trudzie dnia spędzonego na treningu prowadzonego przez Mavisa.
Ostatnio moje dni były dość intensywne. W końcu ogarniałem więcej rzeczy, które przydadzą mi się do zemsty na członkach Serpents. A zwłaszcza na ich liderze. Nie byłem już tak beznadziejny i bezbronny jak wcześniej, za czasów, gdy sam należałem do tej grupy. Wiedziałem, że porwanie nie będzie niczym dobrym. W końcu i tak nie wypaliło i zabraliśmy nie tą osobę, którą trzeba, przez co rozpętał się chaos z Pangeą. Byłem prawdziwymi pechowcem. Lider pierwszej mafii w którą się wplątałem zginął straszną śmiercią, Zeno, szef Pangeii ma wiele powodów by mnie nienawidzić i chcieć zabić. O szefie Serpents, Seranie już nie wspomnę. Ten jest najgorszy, poluje na mnie przez zdradę jaką była pomoc członkom Pangeii w odnalezieniu młodszego brata Zeno. Mając tak stresujące życie dość chętnie uczęszczałem w takie miejsca, aby na chwilę zapomnieć.
- Obudziłem cię, to fakt - powiedziałem, zgadzając się z jego słowami.
- I...
- I jakby nie patrzeć, uratowałem cię przed złodziejem. W takich miejscach przewija się wiele złodziei i nie tylko. Miałeś szczęście, że to zauważyłem - odpowiedziałem, opierając się łokciem o stolik i przyglądając mu się uważniej.
- Cóż... To dzięki za pomoc, naprawdę. Nie wziąłem leków i nie potrafiłem przezwyciężyć zmęczenia i ciągle zasypiałem - przyznał, nadal bawiąc się swoimi włosami.
Spojrzałem na stolik, gdzie w dalszymi ciągu leżała własność chłopaka. Sięgnąłem ręką, przysuwając go do jego właściciela.
- Schowaj go teraz, aby nie kusił innych, którzy mają lepkie rączki i chętnie się nim zaopiekują - poradziłem mu.
- Muszę zapłacić za drinka - odparł, sięgając po portfel.
- Ja mogę dziś zapłacić, kiedyś się odwdzięczysz - powiedziałem pewnie, po chwili zastanawiając się nad jedną rzeczą. - Jak masz na imię?
Spojrzałem na chłopaka, następnie wyciągając rękę w jego stronę. Spojrzał na nią z wahaniem.
- Jestem Rhys, muszę wiedzieć, kto wisi mi następnym razem drinka - zaśmiałem się, czekając na jego ruch.
Chyba znów nie zaśnie. Wziął przecież lekarstwa.
< Dakota ? >
404 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz