Artem wyglądał na ‘grubą’ rybę dosłownie i w przenośni. Kasy miał zapewne jak lodu, ale na ochronie ewidentnie starał się oszczędzać, bo chociaż jesteśmy dość dobrze zbudowani z Justinem powinni spokojnie dac sobie z nami radę, tymczasem oboje leżeli już na wpół przytomni lub nawet martwi sądząc po tym jak potraktowany został jeden z nich przez mojego siwowłosego przystojniaka.
Przez chwilę zastanawiałem się co możemy zrobić dalej, bo w sumie… po co myśmy ich w ogóle ruszali? A no tak! Jak oni śmieli nas wyprosić z sali gdzie toczyły się teraz poważne rozmowy!? No nie ze mną te numery misiaczki.
Chciałbym wam powiedzieć, że bardzo nam się spieszyło, ale w zasadzie to w trakcie drogi do naszych towarzyszy - wszystko było ciekawsze aniżeli dotarcie do nich. Oglądaliśmy ogromny, piękny dom, który na każdym kroku zadziwiał czymś nowym. Przecież to był raj dla złodziei! Pytanie nasuwa się na myśl odnośnie tego, dlaczego jeszcze nikt nie skorzystał z tej okazji, ale równie szybko wpadłem na odpowiedź: Nikt nie chce skończyć z kulką w czaszce tak jak ja to mogłem dzisiaj zrobić.
-Jeśli tam do nich wejdziemy to ktoś może zginąć, wiesz? - Justin w przeciwieństwie do mnie posiadał wszystkie klepki i był moim głosem rozsądku w takich sytuacjach. Jego tekst spowodował, że zatrzymałem się na chwilę, by to przemyśleć.
- Niezależnie od tego ktoś może zginąć. Wyprowadził nas, bo było nas zdecydowanie za dużo by mógł wszystkich powystrzelać. Przygotował się na masakre, a prawdopodobieństwo, że była to zasadzka na Zeno wynosi jakieś 80%. - wyliczałem na palcach procent i teatralnie machałem przy tym rękoma. Oczywiście ruszyliśmy dalej w stronę sali.
- A jakie jest prawdopodobieństwo, że się mylisz? - zachichotał przedrzeźniając mnie i lekko wyśmiewając przy tym moją wysoką inteligencję
- W chuj wysokie. - potwierdziłem jego słowa ze śmiertelną powagą stanąwszy tuż przed drzwiami, za która znajdował się Max i Elodie. O dziwo nie stali tu ochroniarze, więc podejrzewam, że byli w środku. Wzruszyłem ramionami otwierając drzwi jakbym wchodził do siebie.
- Heloł. Chciałbym jednakowoż uczestniczyć w tej rozmowie, bo jednak jestem… - zacząłem swój dialog widząc przerażoną minę Elodie i dodatkowo minę wkurwionego Maxa. Niestety nie dane było mi dokończyć myśli, bo w moją stronę poszedł cios, który ewidentnie zwalić miał mnie z nóg. Na całe szczęście sprawnie tego uniknąłem wykręcając jednemu z goryli rączkę w drugą stronę. Ah z perspektywy Justina musiało to wyglądać nieziemsko seksownie.
-To jakieś żarty!? - Artem wstał z miejsca niemal przewracając stół. - Kim do cholery jesteś by nam przerywać w interesach, szczylu? - po tym wszyscy na chwilę zamarli.
- O nie, on powiedział to na głos. - siwy oparł się o drzwi, które uprzednio zamknął.
- Co jak co, ale tym to z lekka przegiąłeś.. - Elodie wymamrotała coś spod białych włosów. Gościu totalnie nie wiedział o co im chodzi i przez chwilę błądził tym tępym spojrzeniem po sali. No miałem wrażenie jakby świat się na chwilę zatrzymał, przysięgam! Uniosłem kącik ust i machnąłem czarną grzywką do tyłu tak żeby coś w końcu widzieć.
- Może i jestem szczylem, ale wszyscy na tej sali chcieliby być młodszym bratem jednego z największych mafiozów w tym mieście. Nie bez powodu jesteście jednym z niszowych gangów, a Zeno robi z wami interesy żebyś miał z czego utrzymywać tę swoją chawirę - wystawiłem palec w górę i zakręciłem nim tak by okiełznał wzrokiem cały ten gmach, o którym szefowie mniejszych gangów nie mogli nawet pomarzyć.
Zirytował się i to bardzo widocznie, bo z tego wszystkiego wyrąbał w powietrze stół tym samym powodując, że Elodie i Max w oka mgnieniu od niego odskoczyli. Wskazał mnie palcem, jednak gdy otworzył usta by cokolwiek powiedzieć przepiękna siostra mojego przyjaciela przystawiła mu lufę do skroni.
-Ani kurwa się waż.. - te słowa wypowiadała tak wolno i soczyście, że przez chwilę czułem jak robi mi się miękko. Ta to ma pazur~
- My sobie teraz grzecznie wyjdziemy… - Justin otworzył drzwi
- A Kair nie dowie się o tym jaką niespodziankę dla niego przygotowałeś. - dokończyłem myśl powoli wyprowadzając ekipę z pokoju. Oczywiście pistolet miał cały czas wycelowany tak na wszelki wypadek i dopiero za drzwiami zajęliśmy się ucieczką z miejsca.
-Pojebało Cię, jak kurwa Cię dorwę na miejscu to ci oczy wydłubię.. - Max wyklinał na mnie pod nosem.
Wszyscy w biegu i pośpiechu szukaliśmy wyjścia, ale prawda była taka, że nikt z nas nie zapamiętał dokładnej drogi. Idioci - my bez Zeno jestesmy jak niewidomy bez laski. Kilka razy nakręciliśmy się wokoło korytarzy zanim eskorta tego typka zdążyła nas znaleźć. W międzyczasie wyciągnąłem telefon wysyłając sms’a do Lukrecji z naszą dokładną lokalizacją.
-Dobra wystarczy tego - McKain momentalnie łokciem wybił jedną z szyb obok nas. Co prawda to nie było do końca bezpiecznie skakać stąd, ale na dole znajdowały się krzaki więc ewentualnie mogło skończyć się jedynie na złamaniach. -Pospieszcie się, bo Oni zaraz tu będą. - pośpieszał nas.
Oczywiście pierwszy skoczył Max, zaraz po nim Elodie, którą starał się złapać tak, by nie ucierpiała i nie pokaleczyła twarzy o krzaczory. Po niej nadszedł czas na Justina, który skacząc pociągnął mnie za ramię przez co wyjebałem na plecy w krzaki czując jak niektóre gałęzie wbijają mi się w skórę. Gdyby nie to pewnie mógłbym zarobić kuleczkę, bo jak tylko wylądowałem poleciał bliżej niezidentyfikowany strzał.
Lecieliśmy dalej w stronę bramy i samochodu kiedy zza rogu wyskoczyło kilku strażników przewracając mnie i Elodie, którzy biegliśmy na szarym końcu. Przygnietli nas do ziemi przeładowują broń, a ja powoli czułem jak mi się czarno robi przed oczami.
-Elodie! - krzyk Justina trochę mnie wybudził z mroczków. Na szczęście udało im się prawdopodobnie bez większego szwanku oswobodzić nasza panienkę. Poszło parę strzałów, ale głównie od Maxa, którzy przechwycił broń od jednego z ochroniarzy. Już mieli zbliżać się do mnie, ale ten pieprzony grubas zdążył tu dotrzeć, stanął nade mną i butem wkomponował moją piękną twarz w marmurowy chodnik. Dusiłem się, ale co mogłem zrobić. Nawet nie starałem się szarpać.
-Może to was smarkacze nauczy poko… - urwał słowo przerwane strzałem. Natychmiastowo wszyscy, którzy mnie trzymali rozbiegli się na boki, a grubas jak miałem wrażenie poleciał do tyłu z jęknięciem.
Wszystkie spojrzenia w tym momencie skierowane były na Lukrecję stojącą w bramie i mierząc z broni wprost w niego. Nie zabiła go, bo albo nie trafiła, albo nie chciała. Dzięki temu wszyscy zebrani zajęli się swoim szefem, a my spokojnie mogliśmy odjechać. Niestety pominąłem fakt posiadania astmy w tym wszystkim co teraz konkretnie dało się we znaki. W momencie gdy chciałem się podnieść ponownie opadłem na chodnik starając się wyostrzyć wzrok chodź na chwilę. Płytki oddech spowodował, że momentami łapczywie chciałem zaczerpnąć powietrza.
Na całe szczęście byliśmy maksymalnie zgrani i nim się spostrzegłem - Max złapał mnie za szmaty i wręcz siłą wrzucił do samochodu Lukrecji.
----
Chwilę później wszyscy byliśmy w drodzę do prywatnej siedziby mafii, a ja w samochodzie dochodziłem do siebie co było kontrolowane przez Lukrecję patrząca na mnie w lusterko.
-Jak sytuacja się uspokoi wrócimy tam po samochód Maxa. - powiedziała zdecydowanie - Nic wam nie jest?
- Ja chciałbym wiedzieć co tam się odjebało? Co ty robiłeś na WF’ie w podstawówce - Justin spojrzał na mnie i na moje rozbiegane spojrzenie jak po dragach. Chciałem mu odpowiedzieć, ale siostrzyczka mnie wyprzedziła.
- Hidden ma przewlekłą astmę.
- Wszystko jasne… - tylko w głosie Elodie wyczułem jakiekolwiek zmartwienie
- No to zajebiście, że coś wiedziałem o tym MÓJ PRZYJACIELU - przycisnał ostatnie dwa słow Siwy
- Nie było czasu teraz Ci powiedzieć. - uśmiechnąłem się lekko z myślą, że odbierze to z żartem jednak ten prychnął z kpiną. Czaicie? Prychnął! - A kiedy niby miałem to wam powiedzieć!? Jak biegaliśmy po..
- Dobra zamknij się. Wyjebane…w sumie mogłeś zginąć - przeczesał włosy pokazując przy tym swoją blada twarz i niezainteresowane spojrzenie, które wbite było w drogę przed nami. No aż mnie zmiotło z planszy, a zdziwienie, które wymalowane miałem na twarzy zauważyła nawet sama Lukrecja.
Dotarliśmy na miejsce, które było leśną villą naszych rodziców. Z jednej strony to był zajebisty pomysł, bo nikt nie podejrzewałby, że mafia spotyka się w villi sławnych ludzi, bo.. po co? Ona zawsze stała pusta tak naprawdę więc my z niej korzystaliśmy.
Wygramoliliśmy się z samochodu do środka. Cała nasza czwórka wyglądała jak po jakimś biegu przez chaszcze więc czym prędzej Lukrecja kazała nam oczyścić i opatrzyć rany. Ja oczywiście mając totalnie inne plany bez słowa poszedłem w kierunku miasta. Co prawda lasem ale to zaledwie kawałek drogi, a ja nie chciałem siedzieć teraz z Justinem żeby czas nie powiedzieć zbyt wiele. Rzucił jeszcze za mną coś w stylu ‘a ty gdzie’, ale na odchodne rzuciłem mu tylko soczystego srodkowego palca kompletnie nie spoglądając w jego kierunku.
----
Dotarłem do miasta, a tym samym do jednego z tutejszych barów. Domyślam się jak musiałem wyglądać i co musieli sobie myśleć ludzie widzący mnie w takim stanie. Zastanawiałem się tylko czy nie mam czasem podartej koszulki lub co gorsza spodni. Nie myśląc dłużej skierowałem się do baru od razu zamawiając szota.
-Hej panienko, a co tu taka sztunia robi całkiem sama? - głos jakiegoś obrzydliwego typka wyprowadził mnie z chwilowej depresji spowodowanej wcześniejsza sytuacja. Na zewnątrz wieczór więc to idealna pora dla takich pirani. Zupełnie nie zdałem sobie sprawy, ze od początku obok mnie siedziała kobieta na oko gdzieś blisko mojego wieku, bo po jej twarzy nie było widać oznak starzenia tylko… pobicia? Co jest…
Widziałem jak typeczek próbuję dotknąć jej włosów więc szybciutko stanąłem między nią (siedzącą) a nim (stojącym)
-Za tobą są drzwi więc proponuję opuścić Ci to miejsce. - mruknąłem niezadowolony machając mu przed twarzą sygnetem, który doskonale w tej okolicy znali. Nie bali się mnie, a Zeno, a z tego tytułu ja stawałem się nietykalny. - Ona jest ze mną.
Oponent nie kwestionował mojego polecenie i bardzo szybko odpuścił przez co ja byłem w stanie skupić się na koleżance. Usiadłem ponownie obok niej, ale tym razem nieco bliżej - na tyle by dłonią odgarnąć jej włosy i zerknąć na obity policzek.
-Kto Ci to zrobił? - chwilę przyglądałem się jej mimo że starała jak najbardziej ukryć obrażenia. Nie odpowiadała więc poprosiłem barmana o apteczkę, złapałem blondynkę za nadgarstek i pociągnąłem do męskiej toalety. Nawet się nie opierała co było wyraźnym znakiem, że zrobił jej to jakiś pojebany facet. Stanęła tuż obok umywalki, gdzie delikatnie zacząłem przemywać zwilżonym gazikiem jej policzek.
- Wiesz, że jeśli nic nie powiesz to się nie zmieni? - przestałem na chwile stojąc dość blisko niej. Z tej perspektywy idealnie mogła zobaczyć moje kobaltowe oczy przysłonięte na ogół grzywką.
Poproszę perspektywę Natalie i ekipy z villi ;)
1701 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz