niedziela, 1 sierpnia 2021

Od Lan Ho do Zeno

Życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nie znacząca. 
- William Shakespeare, Makbet 

    Zrobiła krok do przodu, podnosząc głowę w górę i pozwalając kroplom deszczu spłynąć po całej twarzy. Nie obchodził jej rozmyty makijaż, kompletnie mokre włosy oraz przemoknięta koszula z lnu. Przymknęła oczy i powoli wzięła wdech, pozwalając wszystkim mięśniom w ciele rozluźnić się. W nozdrza uderzył ją zapach papierosów i zmokniętego psa. Była wolna i już nikt nie mógł zabronić jej robić tak zwykłych rzeczy, jak stanie na deszczu. Chociaż w tym wypadku "zwykłe" to pojęcie względne - ludzie patrzyli na nią, jakby uciekła z oddziału psychiatrycznego. Poniekąd tak było.


    W Wielkiej Brytanii deszcz padał często, ale nie tak często, jak opisują to wszyscy, którzy nigdy w tym kraju nie postawili nawet stopy. Lan Ho była w Londynie już prawie rok, z czego trzy miesiące spędziła zamknięta w czterech ścianach przez znanego mafiosa - Vincenta Daniela Ryana Harpera, a dokładniej to przez jego ludzi. Sam Harper w większości nie zdawał sobie sprawy, kim obecnie handluje, była to rzecz zbyt małostkowa, jak dla tak wysoko postawionego biznesmena. Miał zaufanych pracowników, którzy obmyślali, jak najlepiej wykorzystać towar. Towarem byli żywi ludzie. Dziewczynie udało się uciec dzięki własnemu sprytowi i zacofaniu umysłowym jednego z goryli, który stał na straży jej celi. Po ucieczce zmieniła tożsamość i rozsądek nakazywałby rozpocząć nowe życie z dala od oprawców, ale Lan Ho, a właściwie już Ariella Smith, parę miesięcy temu zobaczyła coś, co zatrzymało ją w stolicy Anglii. Na jednym z pokazów żywego towaru, wśród widowni dostrzegła u boku wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny twarz praktycznie identyczną, jak jej własna. Jedyną różnicą było to, że Ha-Rin zafarbowała swoje włosy na blond. Jej siostra bliźniaczka zupełnie nie poświęcała swojej uwagi stojącemu na podeście towarowi, a Arie miała szczerą nadzieję, że brzydzi się tym wszystkim równie mocno, jak ona. Rozpaczliwie próbowała zwrócić na siebie jej uwagę, ale została zaprezentowana tylko jako "numer 92370", w tamtym momencie była dla siostry kolejnym kawałkiem mięsa. Życie, jak zwykle, wyruchało ją w dupę i zmusiło, by sama sobie wzięła to, co do niej należy. Od tygodni szukała kontaktu z organizacją "Pangea", która, mimo swej popularności, była zadziwiająco nieuchwytna. Tułała się od baru do baru w całym Londynie, aż wreszcie udało jej się poznać jednego z dilerów, który skontaktował ją z samą siostrą Zena Moretti-Harrisa. Dziś miały się spotkać.
Tamiza była naprawdę piękna o tej porze roku, spokojna i pusta. Wyciągnęła ręce na boki, okręcając się trzy razy wokół własnej osi. Każdy zdrowo myślący człowiek chował się teraz pod daszkiem lub w ciepłym domu, ale traf chciał, że akurat obok niej przechodził ktoś, kto też nic nie robił sobie z ulewy. Ktoś, kogo nie usłyszała wśród dudniącego o beton deszczu. Boleśnie odbiła się od twardego ciała.
- Kurwa, patrz jak leziesz!
Nieznajomy złapał ją za nadgarstek, chroniąc przed upadkiem. Z drugiej strony, jakby wpadła do kałuży, i tak bardziej mokra by nie była. Ich spojrzenia spotkały się na parę sekund, a kobieta pomyślała tylko, że ma naprawdę piękny odcień błękitu w oczach. Mężczyzna wsadził ręce do kieszeni i poszedł dalej, ignorując to, że może częściowo schronić się pod drzewami. Może on też kochał deszcz?

*** 

    Po deszczu zawitało zza chmur słońce, które wysuszyło prawie całkowicie ubranie Lan. Makijaż doprowadziła do porządku w publicznej toalecie, zmywając niemal całość i poprawiając tylko masakrę na rzęsach. Związała włosy w niski kucyk i strzepnęła zaschnięte błoto z dżinsów. Nie wiedziała jeszcze, czy na pewno spotka się dziś z Ha-Rin, ale warto byłoby jakoś się prezentować mimo wszystko. Miejsce spotkanie wyznaczał adres, który dostała smsem: Chester Road, biblioteka Highgate. Do spotkania zostało jeszcze piętnaście minut, zanurzyła się więc w regały oznaczone etykietą "kryminały" i bez reszty poświęciła szukaniu perełek. Z drugiej strony, także bez reszty zajęta wertowaniem okładek, zbliżała się wysoka szatynka, gdy były w odpowiednio bliskiej odległości, Koreanka skinęła głową i uśmiechnęła się lekko do niej. Dość pokaźny tom, który akurat tamta trzymała w dłoni, głośno grzmotnął o podłogę.
- L-Leah? - wydukała tylko.
Zanim Lan zdążyła jakkolwiek zaprotestować, dziewczyna ścisnęła ją za ramię i zaprowadziła na zaplecze biblioteki.
- Co to za chora gra? Jeśli to ten chuj cię wysłał, przysięgam...
- Jeśli dasz mi dojść do słowa, albo chociaż wytłumaczysz, o co tu chodzi, to zaraz wszystko się wyjaśni - Arie podniosła głos - Wiem, że przypominam bardzo partnerkę twojego brata, ale nie znam żadnej Leah...
- Jak brzmi jej prawdziwe imię? - widząc jej skonsternowany wzrok, spróbowała innymi słowami - Pod jakim imieniem ją kiedyś znałaś?
- Ha-Rin Choi
- Ty jesteś Lan Ho...kurwa, mamy wiele do nadrobienia.

***

    Pospolity przechodzień w życiu by nie powiedział, że ten niepozornie wyglądający budynek jest siedzibą jednego z największych mafiosów Londynu. Był to dobrze ukryty klub tylko dla VIPów. Lan była w wielu takich miejscach w swoim życiu, ale żadne z nich nie było tak skromne z zewnątrz, a zadziwiające przepychem w środku. Pomieszczenie było utrzymane w fioletowych i niebieskich tonach, kule dyskotekowe odbijały światło, tworząc atmosferę najlepszej imprezy pod słońcem. Tancerki kołysały się na rurze w rytm powolnej muzyki, ćwicząc przed dzisiejszym wieczorem, ale tak poza tym - klub był pusty. Ariella dopiero po dotarciu do baru zauważyła, że przed wielkimi drzwiami w kącie stoi dwóch barczystych facetów ubranych w garnitury. Lukrecja zamówiła dwa drinki i kazała jej poczekać tutaj, znikając za owymi drzwiami. Azjatka nigdy nie należała do niecierpliwych osób, jednak tutaj chodziło o jej siostrę, z którą miała się pojednać po ponad trzynastu latach.
- Hej, chłopcy. Moja koleżanka, Lukrecja długo nie wraca, moglibyście mnie wpuścić?
Mężczyźni spojrzeli tylko na siebie, milcząc. Zdecydowanie nie zamierzali jej wpuścić. A ona zdecydowanie nie była z tych, którzy odpuszczają. Trzymała w dłoni do połowy pusty kieliszek, którym "przypadkiem" oblała garnitur jednego z nich., zataczając się jak pijana.
- Trochę za dużo wypiłam już dzisiaj... - jej ciało zmiękło w objęciach bliżej stojącego goryla, uśmiechnęła się zawadiacko - A może skoczymy na górę...?
Facet bez słowa przewiesił ją sobie przez ramię, ciemnowłosa, korzystając z okazji, z całej siły ugodziła go łokciem w łopatkę.
- Ty suko! - ryknął, puszczając ją. Zgrabnie wylądowała na rękach za jego plecami, robiąc półsalto w przód dopadła do drzwi i zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, weszła do środka. Był to pokój przeznaczony do prywatnej sesji, na wielkiej kanapie siedział ten kręcono włosy bieznesmen, u którego boku widziała parę miesięcy wstecz siostrę, striptizerki kleiły się do niego z każdej strony. Czy Ha-Rin pochwala takie zachowania w swoim związku? Pierwsza spojrzała na nią Lukrecja.
- Kazałam ci poczekać...
Urwała, patrząc zmartwiona na brata, który dopiero zarejestrował obecność Ariel. Szerokie źrenice, które zdradzały obecność substancji psychoaktywnych w organizmie, rozszerzyły się jeszcze bardziej, mężczyzna jakby nagle oprzytomniał. Wstał na równe nogi, przestraszona Lan zrobiła krok w tył, ale brunet nie zdążył niczego zrobić, jego głowa ciężko opadła na ramię, a zaraz za nią całe jego ciało.
- Kurwa, zemdlał - powiedział ktoś.

[Zeno?]

1102 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz