środa, 8 września 2021

Od Maxwella CD Lukrecji

 - Nie koniecznie chcę rzucać jej tożsamością na prawo i lewo. - westchnąłem cicho przerywając na chwilę ćwiczenia. - Zostańmy przy tym, że nie idę sam i jest to kobieta. A co do waszych rodziców to nie jest tak, że nie jestem wdzięczny, ale nie widzę potrzeby nazywania mnie "honorowym gościem".

- Och już nie bądź taki skromny. Bardzo Cię lubią i dobrze o tym wiesz, nie wspominając o tym, że jesteś najlepszym przyjacielem ich najstarszego syna. - uśmiechnęła się lekko. - I jesteś pewien, że nie możesz powiedzieć nic więcej o tej swojej tajemniczej towarzyszce?

- Po co ja w ogóle odpowiedziałem na to pytanie. - przewróciłem oczami na co brunetka tylko się zaśmiała. - Nie znacie jej, ale poznacie. A teraz proszę, skończmy jej temat. Na wszystko przyjdzie czas serio, a na chwilę obecną chciałbym przestać myśleć o tym, jak bardzo zdenerwował mnie Zeno.

- A nie byłeś jeszcze niedawno samozwańczą oazą spokoju?

- A nie jestem? Zawsze mogę wrócić tam na górę i zacząć się szarpać z twoim ukochanym braciszkiem. - warknąłem, chyba nieco zbyt ostro. To jednak nie zniechęciło Lukrecji do kontynuowania rozmowy i w sumie dobrze ; w końcu to nie miało zabrzmieć aż tak.. agresywnie.

Swoją drogą chyba nigdy nie zdarzyło się nam rozmawiać sam na sam. Poczułem też lekkie dejavu, w końcu tak samo myślałem gdy Justin i ja trafiliśmy do mojego mieszkania. Też nie rozmawialiśmy dużo, a jednak stało się coś.. niespodziewanego. Jednak w żadnym wypadku nie myślałem teraz tak o obecnej sytuacji z brunetką. Czy jest atrakcyjna? Tak, oczywiście, że jest. Ale przecież nie jestem jakimś prymitywem, który myśli kutasem. Ale wracając do tematu ; mnie i Lukrecję nie łączyły jakieś bardzo zażyłe sytuacje. Jestem w Panegii już od sporego kawałka czasu, można by pomyśleć, że jestem bardzo zżyty z każdym członkiem naszej ścisłej "grupki", było jednak inaczej. Zeno był moim najbliższym przyjacielem, a zaraz po nim Elodie. Całą resztę mogłem luźno nazwać moimi znajomymi.

- Tak jak powiedziałam, oboje udajecie zbyt gruboskórnych, a nim mrugniecie będziecie siedzieć razem na tej właśnie siłowni i będziecie gadać o głupotach. - machnęła ręką. - W ogóle to czym się zajmujesz po pracy?

- To znaczy? - zapytałem.

- No wiesz, masz jakieś hobby? W końcu człowiek samą pracą nie żyje, zwłaszcza taką. Jakoś nie mogę uwierzyć, że tak po prostu wracasz do domu i nic innego nie robisz.

- Chodzę na siłownię.

- Jeny Max! To widać jak na dłoni. Chodzi mi o coś takiego mniej oczywistego. Czytasz jakieś ciekawe książki? No nie wiem, malujesz? A może jesteś jakiś sekretnym fanatykiem ogrodnictwa?

- Słucham? - zaśmiałem się rozbawiony jej wymysłami.

- No co! Próbuję coś wymyślić, bo jak na razie nie jesteś skory do współpracy.

- A co Ci się nagle stało, że się mną tak zainteresowałaś? - zapytałem zaciekawiony jej nagłą ciekawością z którą zdecydowanie nie zamierzała się kryć.

- Jesteś najlepszym przyjacielem mojego brata, jego prawą ręką. A wychodzi na to, że kompletnie nic o tobie nie wiem co moim zdaniem jest trochę śmieszne. W końcu widuję Cię prawie codziennie, a chyba nigdy nie rozmawialiśmy tak długo jak teraz. - odparła uśmiechając się, podniosła się z podłogi i wróciła do rozciągania tym razem na stojąco.

- Cóż, jeśli to jest takie ważne to czasami odwiedzam schronisko niedaleko mojego mieszkania. - kiedy zwróciłem się w jej stronę jej mina była dość śmieszna ; mieszanka rozbawienia i zdziwienia, tak bym to określił. - Co?

- Nie gadaj.

- Mówisz jakby to było coś złego! - zaśmiałem się, czułem, że złość którą tak nie dawno jeszcze czułem zaczęła ze mnie powoli ulatywać. Zapewne dzięki ćwiczeniu i tej jakże lekkiej rozmowie. - Zawożę im karmę, zabawki, tak właściwie to wszystko czego na daną chwilę potrzebują. Taka forma.. zadość uczynienia. Niby nic, ale zdecydowanie lepiej śpi się z myślą, że zrobiłeś coś dobrego. No i jak można przejść obojętnie obok tych wszystkich zwierząt? Jestem jaki jestem, ale mam serce. Gdzieś tam głęboko w środku.

Przerwałem swoje ćwiczenia i sięgnąłem po biały ręcznik leżący niedaleko. Wytarłem twarz i położyłem go sobie na karku, po czym w dłoń chwyciłem butelkę wody. Chyba i tak nie będę miał szansy w spokoju dokończyć serię jaką sobie zaplanowałem więc równie dobrze mogłem zrobić sobie przerwę. Nie żeby rozmowa z dziewczyną jakoś mocno mnie dekoncentrowała ale wolałem skupić się na jednym, żeby przez przypadek nie palnąć czegoś co powinienem zachować dla siebie. Bo jeśli znowu zapytałaby o moją partnerkę w transie mógłbym powiedzieć słowo za dużo. A na chwilę obecną liczyła się dla mnie dyskrecja.

- Pewnie, że nic złego! Po prostu widziałam Cię w takich sytuacjach, że trochę trudno mi wyobrazić sobie jak no nie wiem, dokarmiasz małe rozkoszne kociątka albo wyprowadzasz na spacer pieski niewiele większe od twojej dłoni.

- Nie musisz sobie wyobrażać, bo tego nie robię. Głownie zajmuję się takim jednym psem, nazywa się Hades. Już od długiego czasu nikt go nie chce adoptować bo to trudny zwierzak, ale do mnie przyzwyczaił się szybciej niż do personelu który się nim zajmuje od kilku lat. Szkoda, że nie mogę go zaadoptować.

- Dlaczego nie? - sama przestała się rozciągać i skupiła swoją uwagę całkowicie na mnie.

- Nie mam czasu, sama wiesz. To skrzywdzony pies, a adoptowanie go w momencie kiedy nie mam czasu się nim odpowiednio zająć i poświęcić tyle uwagi ile potrzebuje byłoby grzechem. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie mojego ulubieńca. - A co z Tobą? Robisz coś poza przynależeniem do naszej popapranej rodzinki?


< Lukrecja? >

893 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz