Ponowne spotkanie z Taigą nie należało do najprzyjemniejszych z uwagi, z jakim towarzystwem do niej przyjechałem. I to nie z własnego wyboru. W końcu to tylko robota. Spotkanie czysto służbowe. Gdybym miał inną możliwość, przedstawiłbym ją moim prawdziwym kumplom, z którymi nie raz wychodziłem na piwo. Oni byli normalni i z pewnością mieli kulturę w porównaniu z tymi dzikusami z gangu. Taiga mogłaby ich nawet polubić.
Moi kumple po fachu okazali się jeszcze gorszymi idiotami niż za jakich ich brałem. Urządzili sobie konkurs docinków. Denerwowały mnie te zgryźliwe komentarze.Przemilczałem wszystko, w końcu tyczyło się to tylko mojej osoby. Ich słowa nie wywołały na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Odkąd dołączyłem do mafii, często sobie ze mnie żartowano, a to głównie dlatego, że pracowałem w cukierni. ,,Słodki chłopiec" albo ,,Cukiereczek" było dość powszechnym określeniem. Przyzwyczaiłem się, a z czasem olewałem ich niedojrzałe teksty. Teraz, gdy zaczęli obrażać również dziewczynę, tego było za wiele. Ktoś powinien ich nauczyć, że nie tak rozmawia się z paniami. Taiga nie zasługiwała, aby tak ktokolwiek do niej powiedział.
Ostatni komentarz, który padł z ust łysego typka przelał czarę goryczy. Zanim zdążyłem choć przez chwilę się zastanowić, moja pięść spotkała się z twarzą faceta. Zabolała mnie przez to dłoń, którą zacząłem machać, by przestało boleć. Pomimo tego na mojej twarzy wykwitł zadowolony uśmieszek. Należało mu się. Z satysfakcją przyglądałem się swojemu dziełu, jakim był krwawiący nos przeciwnika. Oby zapamiętał tę lekcję na dłużej. Może następnym razem dwa razy zastanowi się nad tym, zanim coś chlapnie ozorem.
- Dość! - zawołał Greg, od razu do nas dopadając, wyczuwając zbliżającą się bójkę.
Złapał mnie za bluzkę, by następnie popchnąć w tył, z dala od Marcusa. Przeszedłem ze dwa kroki, by utrzymać równowagę i się nie przewrócić, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Spojrzałem na Taigę, do której krótko mrugnąłem.
- Przeproś - mruknąłem do łysego mężczyzny, który mierzył mnie morderczym spojrzeniem, przyciskając dłonie do nosa. Po palcach spłynęła mu krew.
- Już nie żyjesz - warknął odrobinę niewyraźnie.
Przyszykowałem się, że ruszy na mnie z chęcią odwetu, ale miał inny plan. Prawą ręką sięgnął do paska, przy którym miał broń. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, lufa skierowała się w moją stronę. Usłyszałem odgłos odbezpieczanego pistoletu. Tego to się nie spodziewałem.
- Powiedziałem dość! - zawołał raz jeszcze Greg, stając przede mną, zasłaniając mi widok na Marcusa.
- Nie obchodzi mnie, że jest jednym z nas, odstrzelę go tu i teraz - powiedział, mając bardziej urażoną dumę niż nos.
Widok wymierzonej w moją głowę lufy robił wrażenie. Trochę mnie to zmroziło. Nie przewidziałem takiego obrotu sytuacji. To znaczy spodziewałem się, że zechce się odegrać, lecz nie w ten sposób. Nawet nie przypuszczałem, że sięgnie po spluwę. Cwany drań. Jako jedyny z naszej trójki nie miałem broni palnej. Nóż owszem, ale nie pistolet.
- Ochłoń, Marcus. Mamy tu robotę, to kurwa nie przedszkole - powiedział Greg, spoglądając na nas dwóch.
- Właśnie, Marcus, waruj - powtórzyłem, zaciskając mocniej palce na nożu.
Rozległ się huk wystrzału. Pocisk przeleciał bardzo blisko mojego policzka. Mógłbym przysiąc, że go poczułem zanim nie wbił się w ścianę. Chyba to był zły pomysł, by denerwować gościa z bronią. Zrobiło się nagle zbyt gorąco w tym pomieszczeniu.
- Kurwa, Rhys! - rudy spiorunował mnie spojrzeniem.
Odwróciłem głowę w bok, by zobaczyć jak przedstawia się cała sytuacja. Ten nieprzewidziany przebieg zdarzeń komplikował sprawę. A mieliśmy załatwić robotę tu dość szybko.
- Dość tej zabawy, spotkaliśmy się tu w interesach - odezwał się jakiś chłopak, znajomy Taigi. - Odłóżcie swoje zabawki, inaczej nie mamy o czym rozmawiać.
Taiga?
569 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz