Ta sytuacja mnie przytłoczyła do maksimum, dlatego czym prędzej chciałem znaleźć się w moim domu rodzinnym. Na szczęście ta część miasta była mi doskonale znana ze względu na to, że już dawno przyjąłem przydomek londyńskiej łajzy. Szybko trafiłem na taksówkę, a bezpośrednio z niej już do domu. Nikogo nie było - standardzik. Lukrecja się gdzieś szlajała, Zeno był pewnie w pracy, a moi rodzice wrócą dopiero za jakieś dwie, góra trzy godziny. Miałem czas na przemyślenie sytuacji i ewentualną... poprawę? Dlaczego czułem się jakbym to ja wszystko doszczętnie zjebał ponownie? Obiecałem sobie kiedyś, że już więcej nie będę starał się usprawiedliwić działań ludzi swoim kosztem, ale jeśli chodziło o tą dwójkę...
- Ale porażka... - westchnąłem odkładając telefon na stole w obszernej kuchni. Nie cieszył mnie już nawet ten ogrom i bogaci rodzice. Chociaż nigdy niczego nam nie brakowało w kwestii materialnej to czułem się kompletnie samotny i niepotrzebny.
Kilka razy przez najbliższe dwie godziny zmagałem się jeszcze z myślami, że może trzeba porozmawiać z tym siwym idiotą, albo azjatka, ale za każdym razem coś mocno karciło mnie wewnętrznie. Jako tako mogłem zrozumieć Justina, ale sytuacja z Lan była dla mnie totalną abstrakcją. Sama była sobie winna tych wszystkich zdarzeń, a zdawała się kompletnie nie brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Nawet jej przeszłość jej tutaj nie usprawiedliwiała, a ja byłem ciekaw jak ona zamierza sobie z tą sytuacją poradzić. Na dobrą sprawę mogła zadowolić się Noah, ale czy była aż tak łatwa? Nie chciałem sobie odpowiadać na to pytanie nawet w myślach.
Miałem tyle opcji do wyboru, ale jedyne do czego byłem zdolny to leżenie w salonie na kanapie i bezmyślne przełączanie kanałów to w kilka w przód, a potem znowu w tył. Telefon miałem tuż obok siebie teraz, a brak dochodzących powiadomień desperował mnie jeszcze bardziej. Do tego stopnia, ze w końcu postanowiłem napisać Justinowi SMS'a w treści wpisując jedynie ' Przepraszam, że tak to zrozumiałeś. Lepiej będzie jak na bankiecie pojawisz się z kimś innym skoro moja obecność tak na ciebie wpływa.' - wysyłając to miałem wrażenie, że moje oczy są pełne łez, jednak żadna z nich nie miała ujścia w postaci kropel spływających po policzkach. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że mój dotąd przyjaciel nawet mi nie odpisał, gdzie zazwyczaj robił to po kilku sekundach. W sumie niepotrzebnie pisałem skoro jestem olewany do tego stopnia.
- Długo będziesz się tak wylegiwał? - przyjemny damski głos doszedł do mnie zza oparcia kanapy co sprawiło, ze jak poparzony podniosłem się z miejsca i spojrzałem w stronę dochodzącego do mnie dźwięku.
- Melissa...? - z niedowierzaniem patrzyłem na stojącą w wejściu starszą siostrę i mamę pokazującą szoferowi gdzie powinien ustawić wszystkie walizki. - Co wy tak szybko tu... - już chciałem pytać, jednak rzuciłem okiem na godzinę i dotarło do mnie, że przeleżałem pół dnia tracąc na tym cenne godziny z życia.
----
Mama i siostra nieco poprawiły mój humor tym szybkim powrotem. Zrobiły herbatę i usiadły ze mną w salonie, a zatroskana mama, gdy tylko zobaczyła mój wymalowany na wierzchu stan psychiczny od razu zapytała co mi dolega. Chyba w kwestiach załamań to ja byłem najsłabszy z całej czwórki i jednocześnie wszyscy najbardziej pod tym względem martwili się właśnie o mnie.
- Czyli pokłóciłeś się z przyjacielem i dziewczyna Cię zdradziła? - Cynthia zwieńczyła sytuację jednym zdaniem tak jakby sama chciała to sobie przedstawić jak najbardziej racjonalnie i prosto.
- Pierwsza cześć dobrze, ale... Lan nie była moją dziewczyną i już raczej nią nie będzie. - wzruszyłem ramionami przyglądając się parze unoszącej z nad szklanki
- Nie rezygnuje się tak szybko z ludzi, którzy coś dla nas znaczą. - Melissa nieco zszokowała mnie swoim podejściem do tematu. Siedziała teraz tuż obok mnie z podkulonymi nogami i kubkiem herbaty w rękach.
-Ale to nie ja zrezygnowałem z nich tylko..
-Ty pewnie tez masz dużo za uszami jak zwykle. - tym razem męski głos wyrwał nas z rozmowy. Był to Zeno, który właśnie wrócił ze spotkania z Elodie, a przynajmniej tak napisał mamie dużo wcześniej tłumacząc się dlaczego nie może być obecny, gdy ta przyleci z Włoch. Mama, gdy tylko go zobaczyła od razu zerwała się i mocno przytuliła Zeno na co ten odwzajemnił uścisk i lekko się uśmiechnął. Ostatnio nie widziałem go zbyt często uśmiechniętego, bo sytuacja z Leah oraz dziewczynami z mafii widocznie ciążyła mu na sercu. Chociaż nigdy go nie żałowałem to czułe, że dziewczyny naprawdę bardzo źle go oceniają przez pryzmat jego kamiennej twarzy i postury.
----
Wspólna rozmowa trwała dosyć długo, bo aż do późnej godziny 23 zanim wszyscy nie poszli spać. Zeno tym razem postanowił zostać w domu, natomiast Lukrecja dała nam znać, że znajduje się w leśnej willi i zjawi się dopiero rano. Tata przylecieć miał dopiero na sam bankiet ze względu na dopięcie ostatnich biznesowych zajęć. Nie zastanawiając się długo podjąłem decyzję o udaniu się do klubu, bo skoro i tak kiepsko się czułem to może chociaż alkohol poprawi mój stan. Wyszedłem z domu uprzednio informując wszystkich, ze prawdopodobnie wrócę późno w nocy. Kroczyłem zatłoczonymi alejkami Londynu, bo to miasto dopiero o tej godzinie budziło się do życia, a gdy doszedłem do klubu zauważyłem małą, skuloną postać siedzącą w rogu budynku. Dopiero gdy podszedłem bliżej zorientowałem się, że jest to dziewczyna, która poznałem jakiś czas temu. W jednej chwili podbiegłem do niej chcąc sprawdzić czy jest przytomna. Była w tak błogim, alkoholowym stanie, że ogarniała niewiele z tego co niej mówiłem, a wyglądała co najmniej tak jakby znowu ją ktoś pobił. Niewiele myśląc odpuściłem swoje dzisiejsze plany biorąc dziewczynę na ręce i okrywając ją tym starym kocem, który miała na plecach już wcześniej. Droga powrotna zajęła mi nieco dłużej, bo jednak niosłem pewnego klocka na plecach, a poza tym jeszcze przed wejściem zastanawiałem się jak przemycić ją do chaty tak, by nikt tego nie zauważył. Było ledwo po 24 więc modliłem się, by wszyscy domownicy już spali.
Cudem... dosłownie CUDEM udało mi się ją przenieść do mojego pokoju i zamknąć drzwi na klucz. Posadziłem niemal nieprzytomną koleżankę na podłodze, bo bałem się, że jak usiądzie gdzieś wyżej to za chwilę runie jak domek z kart.
- Jutro mi opowiesz co zaszło, bo dzisiaj nie jesteś skora do rozmowy, ale NA PEWNO nie będziesz ze mną spała w takim stanie więc tam jest łazienka, idź się wykąp - wskazałem ręką pomieszczenie obok, jednak ona tylko zerknęła w tamtą stronę, a następnie wzrokiem ponownie wróciła do mnie. Czy ja rozmawiam z chińczykiem..?
- Z... tobą? - dopytała cicho unosząc nieco głowę.
- A widzisz tu jakieś drugie łóżko? Ty nie będziesz spała na podłodze, a ja tym bardziej nie. - oznajmiłem wstając z podłogi i przy okazji pomagając jej wstać.
Zmuszenie jej do umycia się i względnego opatrzenia ran to była droga PRZEZ MĘKĘ. Już nie wspominając o tym, że ostatecznie myła się w staniku i w majtkach, bo musiałem ją cały czas trzymać. Gdy tylko wydobyłem ją z łazienki całą opatuloną w ręczniki, usadziłem ja na ogromnym łóżku i przyniosłem ciepłe klopsiki, które jedynie podgrzałem wcześniej, bo mama przywiozła je z Włoch. Co prawda było to jedno z tamtejszych gotowych dań, ale całe moje rodzeństwo i w tym ja uwielbialiśmy je, a ja nie miałem weny żeby o tej godzinie jeszcze jej gotować.
Dziewczyna zdawała się nieco wytrzeźwieć po kąpieli i posiłku, a kiedy się ogarnąłem usiadłem na przeciwko niej przygaszając wcześniej duże światło i zostawiając jedynie świeczki zapalone na komodzie.
- Czuję się jak twój ojciec, wiesz? - prychnąłem przewracając oczami, bo tak naprawdę bardzo stresowała mnie ta cała sytuacja. Nie miałem nawet czasu myśleć o Justinie czy Lan przez to wszystko. - Wali mnie to, że jesteś pijana, w tej chwili masz mi opowiedzieć co znowu zaszło. - wyłożyłem się na łóżku przeczesując czarne włosy do tyłu. -... inaczej nie pójdziesz spać.
<Nat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz