Gdyby nie lekkie, przypadkowe szturchnięcie w ramię, pewnie nawet nie zauważyłaby, że jej dotychczasowy więzień został gdzieś odprowadzony. Odczuwała zbyt wielkie wzburzenie zmieszane z ogromnym zirytowaniem oraz bezbrzeżną bezsilnością, by w ogóle zwrócić na to większą uwagę. Również słowa kobiety, która wcześniej mignęła Bei gdzieś w głębi lokalu dotarły do niej jakby zza grubej warstwy pierzyny. Prawdę powiedziawszy niespecjalnie się nimi przejęła. W tej chwili wystarczyła jej jedynie sama świadomość, że ktoś inny zajmie się przez jakiś czas pilnowaniem natrętnego bruneta podczas gdy ona sama pojedzie wraz z Kirke do jednego z wielu miejsc należących do mafii.
Niezbyt ufając rzekomym umiejętnościom osób mających zająć się niańczeniem chłopaka przed potulnym przemieszczeniem się na parking, z bólem serca odprawiła do niego wierną Ixacę jako dodatkowe zabezpieczenie tego jakże cennego żywego inwentarza. Biedna suczka wyraźnie miała jej to za złe, ale mimo wszystko wycofała się, by wykonać powierzone jej zadanie. Nic dziwnego, przecież już od ponad roku nie rozstawały się na dłużej niż godzinę, toteż były ze sobą bardzo zżyte. Wiele osób uważało ponadto, że kobieta przelała na to piękne, dostojne zwierzę swoje niespełnione matczyne uczucia. Kto wie, może nie było to zbyt wygórowane spostrzeżenie, choć sama za nic nie przyznałaby się do tego na głos. Co z tego, że psiak do obroży doczepioną miał połowę medalika w kształcie serduszka, którą wcześniej zamierzała ofiarować w prezencie swojemu dziecku, gdy to skończy roczek, skoro tylko nieliczni wiedzieli jaka dokładnie historia się za tym kryje.
- Zastanawia mnie z jakiego powodu zostałyśmy tu właściwie zaproszone. - Odezwała się po raz pierwszy dopiero, gdy jej oczom ukazała się sporych rozmiarów leśna rezydencja. Nie żeby faktycznie liczyła na odpowiedź, ale ta okropna cisza, która panowała między nimi od chwili wyjazdu spod baru powoli zaczynała bębnić jej w uszach. Jako wieloletnia mieszkanka apartamentu położonego przy głównej kopenhaskiej ulicy przyzwyczajona była raczej do ciągłego zgiełku spowodowanego gwarem tysięcy głosów, dobiegającej z oddala muzyki, czy trąbieniem zniecierpliwionych kierowców. Tymczasem w budynku, którego próg przez chwilą przekroczyła panowała niemal idealna martwota, jeśli chodzi o dźwięki. Przynajmniej dopóki do jej uszu nie doszły czyjeś kroki. Natychmiast odruchowo poprawiła spódnicę i przeczesała palcami włosy, których parę niesfornych kosmyków jak zwykle w międzyczasie wysunęło jej się ze starannie splecionego końskiego ogona.
< Zeno ? >
365 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz