Nie musiałam długo myśleć nad odpowiedzią i od razu przytaknęłam. Może komisariat to nie było miejsce, w którym chciałam przebywać, ale teraz.... powinnam zacząć się przyzwyczajać, a przynajmniej miałam taką nadzieję. W końcu Harvey i ja teraz.... no właśnie kim my w ogóle dla siebie jesteśmy? Dorosłość wymagała od nas powagi, a jednocześnie nie było tutaj miejsca na jakieś żałosne pytania 'Czy zostaniesz moją dziewczyną?', a w głębi duszy sama siebie pytałam czy ja tego potrzebuję?
-I tak nie mam dzisiaj nic lepszego do roboty... - skwitowałam jedynie tym jego wypowiedź po czym oboje opuściliśmy mój pokój kierując się na dół. W międzyczasie musieliśmy iść do Zeno, bo na pieszo nie zamierzałam stąd iść, a jedyną osobą, która dysponowała sensownym środkiem transportu był właśnie on. Nie był zadowolony z tego, ze przychodzę tylko gdy czegoś chcę, ale tez nie odmówił mi. Nie należał do tego typu rodzeństwa, który swoją troską przerastał nawet rodziców.
Wychodząc z willi rzuciłam kluczyki Harveyowi, który złapał je w jedną rękę i przyjrzał się brelokowi zawieszonemu tuż przy nich.
-Ferrari? Żartujesz? Ja tego nie rozwalę? Ile Zeno ma samo...
-Zwolnij, bo nie wiem, na które pytanie mam najpierw odpowiedzieć. - zaśmiałam się otwierając pilotem automatyczny garaż. Wskazałam najnowsze cudeńko, które sprowadził tata wprost z Włoch niczym asystentka promująca nowy produkt elektroniczny. - To mojego ojca, Zeno po prostu trzymał kluczyki.
-I my tak po prostu możemy..
-Harv, mój tata jakby chciał to miałby takich sześć. Co to za różnica czy weźmiemy sobie ten jeden? - weszłam do środka przejeżdżając dłonią po przepięknym, czerwonym lakierze i usadawiając swoje cztery litery na miejscu pasażera. W momencie kiedy chłopak odpalił samochód, a ten wydał z siebie ryk jakby był wygłodniałą bestią. Po chwili napawania się tym dźwiękiem oboje spojrzeliśmy na siebie uświadamiając sobie, że jesteśmy tak samo szaleni. Ten ryk powodował wręcz dreszcze na ciele.
----
Droga na komendę minęła nam w oka mgnieniu, bo Harvey próbował nowy nabytek mojego ojca dość intensywnie. Przez chwilę zastanawiałam się czy ja w ogóle to przeżyje, bo to było trochę jak: 'daj palca, a weźmie rękę'. Przed jego miejsce pracy jeszcze w samochodzie uprzedził mnie co do swoich kolegów, którzy bardzo dużą wagę przywiązują do swojej pracy chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać.
-Nie przejmuj się ich durnymi tekstami i... - kontynuował cały czas tą samą gadkę przestrzegając mnie jak ojciec, a ja jedynie co jakiś czas reagowałam na to śmiechem. Po chwili jednak uciszyłam go dłonią pochylając się odrobinę w jego kierunku.
-Spokojnie. Wszystko będzie pod kontrolą. - wyszeptałam zsuwając kciuk po jego policzku, by za moment musnąć też jego dolną wargę. Jego wzrok w tym momencie mówił coś równoznacznego z 'jesteś szatanem i na pewno się za to zemszczę', jednak nie miałam okazji długo się nim napawać, bo już za chwilę wyszliśmy z samochodu.
Wewnątrz Harvey złapał mnie delikatnie za dłoń cały czas prowadząc do jego biura, w którym właśnie czekali na niego współpracownicy. W międzyczasie witał się z innymi pracownikami i tylko uśmiechał się jak gdyby nigdy nic. W końcu w tym odpowiednim pokoju cicho odetchnął, zamknął za sobą drzwi i od razu spojrzał na swoich towarzyszy, którzy nie byli zbyt zachwyceni moim widokiem.
-Co jest takiego pilnego, że musiałem w dzień wolny stawić się w pracy? - lekko poirytowany zwrócił się do azjaty siedzącego najdalej.
-Na mnie nie patrz, ja uważam, że mogliśmy sobie poradzić bez ciebie. To Felix nalegał żeby..
-Nie ja nalegałem tylko naczelnik. Znowu mamy wykonywać raporty sami, bo ty nawet nie odbierasz telefonów. - drugi z nich wstał z biurka, na którym jeszcze przed chwilą siedział i podszedł do nas praktycznie nie zwracając na mnie uwagi. - Obawiam, że twoja dziewczyna nie chce słyszeć tej ostrej wymiany zdań. - odpowiedział wskazując teraz z kolei na mnie. Zrozumiałam ten przekaz i poniekąd trochę spodziewałam się takiego obrotu spraw. Kiwnęłam głową widząc wzrok całej reszty policjantów na sobie i tej chwili puściłam też dłoń Harveya.
-Nie chce wam przeszkadzać, więc może po prostu zrób to co musisz i spotkamy się wieczorem. - Harvey nie był zadowolony z moich słów więc od razu spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałam ogromny zawód. Starałam się go uspokoić promiennym uśmiechem, jednak ten nie ustępował dłuższą chwilę. Dopiero kiedy tamci zaczęli go naglić w napływie irytacji odparł jedno, krótkie 'Dobra!'.
Odwróciłam się na pięcie i od razu otworzyłam drzwi przez które przed chwilą przeszłam.
-Odezwij się później. - pomachałam ukochanemu i całej reszcie nawet nie poznając jeszcze ich imion. Liczyłam na to, ze będę miała jeszcze niejedną okazję do tego, by ich poznać i to w mniej napiętej sytuacji.
<Harvey i reszta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz