- I przez to będziesz całe życie sam? Udawał, że jesteś silny, a tak naprawdę będziesz rozpadał się od środka? Poza tym, kurwa, kim ja dla ciebie jestem? Uważasz, że byłabym w stanie zrobić coś, co mogłoby cię skrzywdzić? – nic nie powiedział. Objęłam mocniej nogi i zacisnęłam zęby próbując opanować płacz. – Chyba będzie lepiej jak już pójdziesz – powiedziałam tak cicho, że ledwo usłyszał moje słowa. Otworzył usta tak jakby chciał coś jeszcze dodać jednak powstrzymał się. Wstał i po prostu wyszedł z mieszkania. Kiedy tylko usłyszałam, że drzwi się zamknęły wybuchłam płaczem jak dziecko do tego stopnia, że ciężko było mi złapać powietrze. Byłam prawie pewna, że to usłyszał. Czułam jak puchnę od płaczu. Nie mogłam się pozbierać. Po dłuższej chwili trochę się opanowałam. Leżałam na sofie i cicho łkałam. Nie sądziłam, że zaboli mnie to aż tak bardzo. Pierwszy raz się przed kimś otworzyłam i z jakim skutkiem? Potrzebowałam ramienia, do którego mogłabym się przytulić i wysmarkać w koszulkę. Zerwałam się do siadu uświadamiając sobie, że takie mam.
Lydia: chyba chcę się napić…
Max: będę za kilka minut
Maxwell wiedział o moim postanowieniu. Domyślił się więc, że
coś jest na rzeczy skoro dostał taką wiadomość. I faktycznie pukanie do drzwi
usłyszałam po kilkunastu minutach.
- Otwarte – mruknęłam zachrypniętym głosem. Mężczyzna bez
zawahania wszedł do środka. Coś ze sobą przyniósł jednak nie byłam w stanie
stwierdzić co to było. Siedziałam na sofie wpatrzona w okno. Mój przybrany brat
zapalił światło w całym salonie i wtedy mnie dostrzegł. Od razu podszedł i
usiadł obok. Czując jego ciepło znowu pękłam. Rozbeczałam się jak dziecko.
- Co się stało. Kto ci to zrobił? – objął mnie i zaczął
głaskać po głowie.
- T-tak sz-szczerze – wydukałam próbując złapać oddech i wypowiedzieć
się normalnie. – J-ja sama… - odsunął mnie od siebie. Złapał moją opuchniętą
twarz w dłonie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Uspokój się. Oddychaj spokojnie – skinęłam delikatnie głową.
Max wstał i przyniósł mi z kuchni ręcznik papierowy do wysmarkania nosa i
otarcia łez. – Takiej ładnej dziewczynie nie wypada tak płakać – uśmiechnął się,
żeby dodać mi otuchy. Odwzajemniłam gest jednak był on ledwo dostrzegalny. –
Wyglądasz bardzo dobrze w tej sukience ale chyba będzie ci lepiej w dresie. Leć
się przebrać. Ogarnę coś słodkiego do jedzenia. Za młoda jesteś na picie –
zaśmiał się na co spiorunowałam go wzrokiem ale grzecznie pomaszerowałam do
sypialni żeby się przebrać. Miałam ochotę spalić tą szmatę. Ubrałam czarną
bluzę i szare dresy. W salonie, na stoliku kawowym czekały dwa pudełka lodów, bita
śmietana i polewa czekoladowa. Uśmiechnęłam się na sam widok.
- Dziękuję – to bardzo dużo dla mnie znaczyło. Cieszyłam
się, że miałam takiego przyjaciela.
- Nie wiem w sumie co byś chciała obejrzeć. Starałem się
wybrać coś na czym nie da się płakać więc wybrałem film z Adamem Sandlerem.
Tutaj jedynie może skręcić od zażenowania. „Duże dzieci” ci pasują? – w odpowiedzi
tylko skinęłam głową i usiadłam na sofie. Owinął mnie kocem. Gizmo się
przypałętał i też położył się obok nas. Max odpuścił i nie dopytywał,
przynajmniej na razie, co dokładnie się stało.
- A jak tam ty się trzymasz? Dawno w sumie nie mieliśmy
okazji pogadać na spokojnie – pomimo tego, że byłam już w miarę opanowana moja
twarz wyglądała tragicznie. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Wiedziałam, że w
towarzystwie Max’a mogę wyglądać jak największy lump i nie będzie nam to przeszkadzać.
<Maxwell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz