- Wiem, dlatego cały czas tam zaglądam. - westchnąłem ciężko. - Po prostu.. jakoś nie mogłem pozwolić sobie, żeby ktoś inny ją.. obserwował. Nawet kurwa nie wiesz jak źle czuję się z tym, że została w to wplątana.
- Max, ja rozumiem. Ale pamiętaj o tym, że nie miałeś z tym nic wspólnego. Przecież tamto morderstwo, ona je widziała przez głupi przypadek. Jeśli cokolwiek, to dobrze, że na nią wtedy wpadłeś bo przynajmniej ktoś jej pomoże jak należy. - kiedy stanąłem przed nią ta ponownie złapała mnie za rękę, żeby dodać trochę więcej otuchy. - Łap za telefon i dzwoń do swoich chłopaków. Oni po prostu muszą tam teraz być, bo cholera wie czy kogoś tam teraz nie ma. A Ty musisz być tutaj, bo czy tego chcesz czy nie, pogadasz dzisiaj z Zeno.
- Niestety o tym wiem. - przeczesałem włosy dłonią. - Mam tylko nadzieję, że w ogóle da mi powiedzieć słowo, zanim zacznie znowu jebać jak szmatę.
- Nie martw się, będę mediatorem. - uśmiechnęła się lekko, na co się krótko zaśmiałem. - Tylko licz się z tym, że Ty go też musisz posłuchać. Bez tego się nie obejdzie, jemu z tym na pewno też nie jest łatwo..
- O mnie się nie musisz martwić. Podchodzę do tego najspokojniej jak mogę.
Odsunąłem się od dziewczyny i wyciągnąłem z kieszeni kurtki telefon. Szybko wybrałem numer kontaktowy do grupy, która zasadniczo znajdowała się w okolicy mieszkania Rimmy. Nie musiałem zbędnie czegokolwiek tłumaczyć, zleciłem im śledzenie konkretnej dziewczyny i podałem jej adres, to zupełnie wystarczyło. Ostrzegłem ich jednak, że jeśli jakkolwiek ich zauważy będą musieli się z tego rozliczyć ze mną. W strachu mogłaby jeszcze zadzwonić na policję, a to by narobiło jeszcze większego bałaganu.
W czasie kiedy rozmawiałem oparty o ścianę wpatrując się w widok za ogromnym oknem, Lukrecja wyszła na chwilę z gabinetu. Nie musiałem zgadywać, ponieważ na pewno dzwoniła do Zeno. Nie wiem czy powiedziała mu prosto z mostu, że tutaj jestem, czy tylko poprosiła żeby wrócił szybciej z pracy. Miałem tylko nadzieję, że dojdzie między nami do jakiegokolwiek porozumienia. Naprawdę fatalnie się czułem z myślą o utracie najlepszego przyjaciela, tak na dobre. Nie wiem czy kiedykolwiek miałem kogoś bliższego niż on, byliśmy niemal jak bracia. Żałowałem strasznie tego, że nie porozmawiałem z nim wcześniej o mojej żonie.. no byłej żonie. Cokolwiek. Czy o dziewczynach z którymi byłem związany na przestrzeni lat naszej przyjaźni. Może ja po prostu jestem tchórzem? Zwykłym, pospolitym tchórzem?
W tym samym czasie, kiedy schowałem telefon z powrotem do kieszeni Lukrecja wróciła do środka.
- Zeno będzie może za godzinę.. - powiedziała na co jedynie skinąłem głową. W końcu nie muszę dopytywać o to czy o czymś więcej rozmawiali. - Nie miej takiej miny. Będzie dobrze.
- To już nie chodzi tylko o to. - powiedziałem cicho po czym spuściłem głowę w dół.
- W takim razie o co? Chyba już dosadnie Cię uświadomiłam, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. - po raz kolejny spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi, szaro-niebieskimi oczami i znów poczułem to bijące od niej ciepło. Serio umiała sprawić, że poczujesz się przy niej komfortowo.
- Myślałem przez ostatnie dni.. pewnie nawet zbyt dużo.. - zaśmiałem się krótko, a ta wpatrywała się we mnie zaintrygowana. -.. nie wyobrażałaś sobie nigdy, że nie masz nic wspólnego z mafią? - kiedy spotkałem się z ciszą kontynuowałem kolejny dziś monolog. - Masz normalną pracę, mieszkanie które spłacasz, partnera u boku, planujesz z nim przyszłość żyjąc w błogiej nieświadomości o kryminalnym półświatku w Londynie i jesteś po prostu.. szczęśliwa?
- Max, chyba nie zmierzasz do tego o czym myślę? Bo jeśli chociażby spróbujesz wywinąć coś takiego jak Elodie i Justin to..
- Nie! Nie, nie. Absolutnie nie. - upewniłem ją prędko, nie ważne co by się między nami wszystkimi nie stało, nigdy nie zrobiłbym im czegoś takiego. - Nie zostawiłbym was bez jakiegokolwiek słowa.
- Ale myślałeś o tym? Takie wnioski wyciągam z tego co mówisz.. - mruknęła krzyżując ręce na piersiach.
- Myślałem. - przytaknąłem. - Bądźmy szczerzy.. jestem samotny. Mieszam w ogromnym mieszkaniu, którego nigdy nie będę z nikim dzielił. Żeby podnieść się na duchu inwestuję w lokalne schronisko gdzie odwiedzam psa, którego nigdy nie zaadoptuję bo nie mógłbym się nim zająć tak jak należy. Zawsze o tym myślałem, ale kiedy znów spotkałem Rimmę.. przypomniałem sobie o wszystkich planach jakie kiedyś miałem. I jedno znów we mnie uderzyło; to, że chcę mieć dzieci. Chcę mieć dużą, szczęśliwą rodzinę i po prostu nie wiem, czy będę mógł sobie na to pozwolić będąc częścią Pangeii. Nie podjąłem żadnej decyzji, bo zbyt wiele się dzieje dookoła. Czegoś takiego nie robi się z dnia na dzień. Mówię to teraz tobie bo to co stało się z Zeno.. po prostu wiem, że nie chce mnie widzieć. Czy byłem samolubny? Pewnie tak. Kurwa, cały czas jestem samolubny! Ale to wszystko przez to, że chcę stworzyć z kimś rodzinę, której nigdy ja nie miałem.
- Max.. - przez naprawdę długą chwilę nie odzywała się, a ja czułem, że moje oczy się zaszkliły. - Dlaczego.. czy Ty w ogóle cokolwiek powiedziałeś Zeno? Gadałeś z nim o tym..?
- Nie. - uśmiechnąłem się bezradnie. - Bo po prostu tego jestem nauczony. Nigdy nie obciążałem nikogo swoimi problemami. Nie umiem tego robić. Gadam do Ciebie te wszystkie rzeczy, bo chyba przeżywam jakieś załamanie nerwowe, ale nawet tego nie jestem pewien! Jestem fatalnym przyjacielem, jeszcze gorszym partnerem i czym jeszcze? Pierdolonym samolubem. Jezu Chryste, jak ja się w ogóle uchowałem tak długo? - przetarłem oczy bo chyba ostatnie czego teraz potrzebowałem to się rozpłakać.
< Lukrecja? >
882 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz