sobota, 9 lipca 2022

Od Rimmy CD Maxwell'a

Kiedy otworzyłam spuchnięte oczy, świat wirował. Nie powiedziałabym, że kręciło mi się w głowie. Powiedziałabym, że znajdowałam się na jakiejś kolejce górskiej. Jak to było? Euthanasia Coaster. Tak, ostatnio rozmawiałam o tym z Kimberly i powiedziała, że jeśli nie wygram sprawy w sądzie, to kupi nam bilety w pierwszym rzędzie.
Wtedy przypomniało mi się, że owa sprawa jeszcze się nie odbyła, a ja po prostu mocno zabalowałam w pierwszym lepszym klubie. A potem zrobiło mi się niedobrze, kiedy uświadomiłam sobie powód, dla którego się w nim znalazłam i sięgnęłam po alkohol. Momentalnie wszystko, co w siebie wlałam tamtego wieczora podeszło do mojego gardła. Złapałam się za usta i poderwałam na nogi, niemal spadając z łóżka. Odepchnęłam Maxa na bok, który z dezorientacją wlepił spojrzenie w moje plecy, dopóki nie zniknęłam za drzwiami łazienki. Pochyliłam się nad toaletą i nim zdołałam połączyć fakty, rzygałam tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Ohyda.
Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi. Po policzkach płynęły mi łzy, jak zawsze w takiej… sytuacji. Kręciło mi się w głowie, kiedy Max klęknął obok mnie i zgarnął moje włosy. Drugą jego dłoń poczułam na swoich plecach i w tamtej chwili marzyłam o tym, by zniknąć. Jak ja miałam mu spojrzeć po tym w oczy? W końcu nieczęsto zdarza się, że ex rzyga w twoim kiblu, prawda?
- Idź - wymamrotałam, poganiając go ruchem ręki.
Nie chciałam, żeby mi pomagał. Nie powinniśmy mieć ze sobą nic wspólnego, tak jak powiedział mi to zrywając ze mną dwa lata temu. Równie dobrze mógł zostawić mnie w tym barze i udawać, że to wcale nie byłam ja.
- Daj spokój - westchnął ciężko, nie słuchając mnie.
Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy, ale tym razem spowodowane bezsilnością i tymi wszystkimi emocjami, które kotłowały się we mnie cały wieczór, od wyjścia z pracy aż po teraz. Do głowy przyszło mi, że wolałabym być na miejscu tego człowieka w zaułku, niż widzieć jego śmierć, która prawdopodobnie będzie chodziła za mną latami. Gdzie miałam się z tym udać? Komu powiedzieć?
- Idź - wybełkotałam ponownie, podpierając się dłońmi o podłogę, gdy zakręciło mi się w głowie.
- Rimma, źle się czujesz i…
- No idź! - zawołałam.
- Dobra - powiedział, widocznie zirytowany i opuścił łazienkę, zamykając za mną drzwi.
I choć odetchnęłam z ulgą, to było mi przykro, że wyszło jak wyszło. Wiedziałam, że to była moja wina i chciałam się z tego wszystkiego wytłumaczyć, ale moje gardło zaciskało się boleśnie, kiedy tylko próbowałam powiedzieć coś więcej. Nienawidziłam się za to, jak słaba byłam. Nienawidziłam Londynu za to wszystko, co mi się w nim przytrafiło i nienawidziłam Maxa za to, że… No dobra, może nie tak, że go nienawidziłam, ale…
Dźwignęłam się na nogi, kiedy nudności w końcu przeszły. Spuściłam wodę w toalecie, krzywiąc się z obrzydzenia i opłukałam usta, zerkając na własne odbicie w lustrze. Wyglądałam jak sto nieszczęść, z bladą, ziemistą cerą i rozmazanym wszędzie makijażem. Po ciemnobrązowej szmince nie było śladu, a przynajmniej nie na ustach, bo na policzku już tak. Zgubiłam jedną doczepianą rzęsę, czarne kreski już dawno przestały egzystować na mojej twarzy, a na mojej głowie był jeden wielki kołtun. Westchnęłam i powstrzymując łzy ostatkiem sił, umyłam twarz.
- Żyjesz? - usłyszałam głos Maxa dochodzący zza drzwi.
Skinęłam głową, w porę uświadamiając sobie, że przecież mnie nie widzi.
- Żyję - powiedziałam, ruszając w kierunku drzwi.
Chwiałam się na nogach, alkohol nie zszedł ze mnie w praktycznie żadnym stopniu, zaczynała boleć mnie głowa. Nacisnęłam klamkę i niemal wytoczyłam się z pomieszczenia, wprost do sypialni chłopaka. Ten siedział na łóżku, pogrążony w ciemności. Musiał na mnie czekać.
- Która godzina? - spytałam, zmęczona.
Zaczęłam iść w jego kierunku z wrażeniem, że podłoga uciekała spod moich nóg. Max wstał, widząc to i podszedł do mnie, chyba nie chcąc żebym się przez przypadek zabiła w jego domu.
- Druga nad ranem - odpowiedział cicho, pomagając mi dojść do łóżka.
Zobaczyłam, że na łóżku leżał komplet jego ubrań.
- Chodź, pomogę ci się przebrać - chwycił dresy.
- Nie - zaprotestowałam, odbierając je od niego. - Ja sama.
- Dobrze, ty sama -
mogłam przysiąc, że przewrócił oczami.
Chyba go denerwowałam.
- Odwróć się - wymamrotałam.
- Przecież my…
- No odwróć.

Przymknął na chwilę oczy, robiąc to o co go poprosiłam. I kiedy faktycznie stał plecami do mnie, zaczęłam siłować się z własnymi obcisłymi ubraniami, które w pierwszej kolejności musiałam ściągnąć, by potem móc się przebrać. Sapałam z wysiłku, przeciągając koszulę przez głowę.
- Gdzie byłaś tak ubrana? - spytał nagle, przekrzywiając delikatnie głowę w moim kierunku.
- Hej, nie patrz! - zawołałam, a materiał koszuli w którą byłam zaplątana stłumił mój głos.
- Przecież nie patrzę, Rim.
- No dobrze.
- To jak, powiesz mi co się stało? -
drążył.
Westchnęłam, szybko zakładając na siebie bluzę Maxa. Pachniała jego perfumami i proszkiem do prania, którego używał od zarania dziejów. Powąchałam ubranie, kiedy miałam pewność że na mnie nie patrzył. Dziwnie byłoby teraz mu powiedzieć, że tęskniłam, kiedy spędziłam dwa lata na wmawianiu samej sobie, że nic dla mnie nie znaczył. Zresztą, miałam inne, większe problemy. Jeden z nich leżał martwy na ziemi kilkanaście kilometrów stąd. Na samą myśl robiło mi się niedobrze.
- Byłam w pracy - powiedziałam. - A ty nie chodzisz do pracy? - wybełkotałam, z wysiłkiem ściągając z siebie spódnicę i upewniając się, że Max wciąż jest odwrócony do mnie tyłem. Nie czekałam na jego odpowiedź. - A no tak, czekaj, zapomniałam że mi nie powiesz - mamrotałam. - Wiesz, ja jestem prawnikiem - pochwaliłam się z dumą, czując jak alkohol wciąż krążył po moich żyłach i był powodem, dla którego rano spalę się ze wstydu.
Może powinnam uciec, zanim się obudzi? To z pewnością byłoby najprostszym wyjściem. Zdmuchnęłam kosmyk włosów z czoła, który opadał ciągle na moje oczy. W pokoju panował półmrok i niewiele widziałam. Niemal zdarłam z siebie spódnicę i odrzuciłam ją na bok, zakrywając się za dużą o kilka rozmiarów bluzą. Chwyciłam za dresy, które leżały wciąż na łóżku i wciągnęłam je na siebie nie zważając na to, że były odwrócone na lewą stronę. Położyłam się na plecach, oddychając głośno z wysiłku.
- Niczego innego się po tobie nie spodziewałem - odpowiedział. - Zawsze wiedziałem, że sobie poradzisz i będziesz pracowała w zawodzie.
- Oj, nie słódź mi teraz - przewróciłam oczami. - Równie dobrze mogłabym cię właśnie pozwać - prychnął śmiechem. - Już możesz patrzeć - powiedziałam po chwili, podnosząc głowę po raz ostatni, by zawiązać dresy w pasie.
Odwrócił się do mnie, omiatając spojrzeniem najpierw własną bluzę, a potem spodnie. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej właśnie przy nich i już otworzył usta, by powiedzieć mi pewnie, że ubrałam je na lewą stronę, ale ja w porę uniosłam dłoń powstrzymując go przed tym.
- Nic nie mów - powiedziałam, przymykając oczy z nadzieją, że świat przestanie się kręcić. - Słyszałeś o czymś takim jak Euthanasia Coaster? - spytałam nagle.
- Co? - zmarszczył brwi, na co westchnęłam.
- Nic. Nieważne.
- Zaczynam się poważnie martwić - odchrząknął, a w jego głosie wyczułam rozbawienie.
- Czyli już nie jesteś zły? - upewniłam się, otwierając jedno oko.
- Nie byłem na ciebie zły.
Zauważyłam, że siadł na skraju łóżka i przyglądał mi się uważnie. Zastanowiłam się nad jedną sprawą, a kiedy uznałam, że nie byłaby ona niczym złym, poklepałam puste miejsce na łóżku obok siebie.
- Nie każesz mi chyba spać tu samej - powiedziałam, zniżając ton głosu.
Jego intensywny wzrok krążył po mojej twarzy, od moich oczu, aż po usta, aż w końcu westchnął, uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział:
- To zły pomysł, Rim. Prześpię się w w salonie.
Sapnęłam z niezadowoleniem, naciągając na siebie kołdrę.
- No przestań… Nie będziesz spał na kanapie - wymamrotałam, przymykając z powrotem oczy gdy tylko poczułam kolejne zawroty głowy.
- Będę, nie ma sprawy - zapewniał. - Naprawdę, mam całkiem…
- Ja wiem, że masz wygodną kanapę - powiedziałam, czując jak na moje policzki wstąpił rumieniec, a na ustach zabłądził uśmieszek.
Max sapnął z zaskoczeniem, otwierając szerzej oczy. Nie zawstydził się tak jak ja, tylko roześmiał pod nosem i zręcznie zmienił temat. Co wydarzyło się dwa lata temu na tamtej kanapie, powinno na niej pozostać.
- W takim razie będę spał na podłodze, okej?
- Tutaj? - zdziwiłam się. - Na podłodze? Nie, nie ma mowy, Max - pokręciłam głową.
Spochmurniałam, czując ból głowy. Kolejne wspomnienia z tego wieczoru napływały do mojego umysłu falami i nie wiedziałam czy to oznaczało, że zaczynałam trzeźwieć, czy tracić zmysły.
- Śpij ze mną - westchnęłam, gdy stanął przy łóżku i patrzył na mnie z góry. - Proszę.
Widziałam w jego oczach błysk zawahania, ale szybko dał za wygraną. Jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech, a po czyli pokręcił głową ze zrezygnowaniem i już wiedziałam, że miałam go w garści.
- Niech ci będzie. Tylko wezmę sobie koc.
- Nie musisz… - zaczęłam, ale nim dokończyłam zdanie, wyszedł z sypialni.
Zostałam sama w jego pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, choć ściany zdawały się umykać mojemu spojrzeniu, a meble falowały niebezpiecznie. Przytuliłam twarz do pachnącej poduszki i opatuliłam się kołdrą, starając się skupić na tym, co się działo. Byłam w mieszkaniu Maxa. Leżałam w jego łóżku i jeszcze chwila dzieliła mnie od tego, abym zasnęła przy jego boku. Jeszcze wczoraj nie byłam w stanie wyobrazić sobie czegoś podobnego - jasne, tęskniłam za Maxem, nawet jeśli nie zamierzałam tego nigdy przyznać, ale na przestrzeni czasu ból po stracie zelżał na tyle, że dało się z nim żyć. Co prawda nie znalazłam sobie nikogo w trakcie tych dwóch lat - a przynajmniej nikogo lepszego.
W pewnym momencie materac obok mnie ugiął się i nim się obejrzałam, owionął mnie zapach męskiego żelu pod prysznic, którego Max używał. Poczułam, jak odgarnął kosmyk z mojej twarzy prawdopodobnie myśląc, że śpię, a kiedy otworzyłam oczy, zreflektował się i cofnął rękę z zakłopotaniem.
- O czym myślisz? - spytał cicho.
Wzruszyłam ramionami, nie odpowiadając. Wtedy też zauważyłam, że był bez koszulki i nie zdążył jeszcze nakryć się kocem. Słaba poświata lampki wystarczała, bym zauważyła jak wieloma bliznami poprzecinany był jego tors, ramiona i plecy. Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc w to co widziałam. Wyciągnęłam bezwiednie rękę, opierając ją na jego rozgrzanym ciele. Spuścił wzrok, kiedy zrozumiał co zrobiłam i dlaczego.
- Co ci się stało? - wyszeptałam, dźwigając się na łokciach i blokując swój wzrok z jego błękitnym, łagodnym spojrzeniem.
Max miał blizny, których pochodzenia nie znałam, już wcześniej. Ale to, co widziałam teraz, znacznie odbiegało od moich wspomnień.
- Nic, Rim - również wyszeptał. - To nic takiego.
- Nic takiego? - wykrztusiłam, przeciągając delikatnie kciukiem po jednej z wielu, wielu blizn.
- Tak. Wypadki chodzą po ludziach - spróbował zażartować, ale ja nawet się nie uśmiechnęłam. To nie było na miejscu. - Nowa praca, sama rozumiesz… - kontynuował.
- To nie wygląda jak nic takiego, Max - powiedziałam zduszonym głosem, odrywając palce od jego skóry.
Wtedy też położył się obok mnie, podpierając głowę o nadgarstek i jednym, sprawnym ruchem naciągnął na siebie gruby koc.
- Przynajmniej będzie ci ciepło - zmieniłam temat.
Mój głos brzmiał słabo, a moja twarz była pewnie blada jak kartka papieru, ale przypomniałam sobie, że nie byliśmy już razem. Jego problemy nie były dłużej moimi, tym bardziej jeśli nie chciał mi o nich mówić. Mógł liczyć na moją pomoc i byłam pewna, że o tym wiedział, ale nigdy nie zamierzał z niej skorzystać.
-Będzie. - przytaknął - To jak, powiesz mi co robiłaś w tym barze? Bardzo ciężko coś od ciebie dzisiaj wyciągnąć.
Zbladłam jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe, a z moich ust momentalnie spełzł uśmiech. Przed oczami stanęło mi wspomnienie z zaułka. Człowiek z rozoranym gardłem, który upadł na mokry bruk. Pamiętałam, jak krztusił się krwią, słyszałam to bulgotanie, kiedy wypływająca z jego ust krew tworzyła aż bąbelki i tryskała z niego pod silnym ciśnieniem. Po raz kolejny zrobiło mi się niedobrze.
- Rim? - zaniepokoił się Max, wyrywając mnie ze wspomnień, a ja spojrzałam na niego.
Powinnam być na niego zła. Nie powinnam przyjąć jego pomocy, nie powinnam była zgadzać się na przyjazd do jego mieszkania, nie powinnam zapraszać go, byśmy razem spali, ale nie potrafiłam inaczej. Nawet jeśli nie czułam do niego tak silnych uczuć, jak kiedyś, z pewnością coś z tamtych emocji jeszcze tliło się w moim sercu i wiedziałam to szczególnie, gdy wpatrywałam się w jego oczy. Wiedziałam też, że jeśli miałam komuś wyznać co stało się tego wieczoru, to on był do tego odpowiednią osobą, pewnie też dlatego, że nie było lepszej. Nie miałam w Londynie nikogo bliskiego, byłam samotna do bólu i właśnie w takich momentach dawało mi się to we znaki. Nie mogłam nawet zadzwonić do rodziców, bo ci wyparli się mnie, gdy tylko nie zgodziłam się na przejęcie rodzinnej firmy i wyprowadziłam się do Anglii, by studiować.
- Nie uwierzysz mi, jeśli ci powiem. - powiedziałam z boleśnie zaciśniętym gardłem, odwracając twarz w przeciwną stronę.

< Max? >
2029 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz