- Iso. - Odparł krótko, z ruchów mężczyzny próbując wysondować jaki może mieć cel w tym, by go niańczyć. Zapewne, gdyby nie dość durny pomysł połączenia alkoholu z lekami (dokładnie w tej kolejności, co zresztą też zdarzało mu się po raz pierwszy w jego stosunkowo krótkiej historii) nawet obruszyłby się na tego typu wyjątkowe traktowanie. Zdecydowanie zbyt wiele razy obrywał od życia po dupie, by pozwalać innym, żeby patrzyli na niego jak na małe, nieporadne dziecko (którym w gruncie rzeczy tak naprawdę wciąż był w wielu kwestiach). A już zwłaszcza, jeśli ten konkretny osobnik był mu kompletnie obcy. - Nie chciałbym byś uważał mnie za niewdzięcznego bachora, ale muszę Cię zapytać o jedno. Dlaczego to robisz ? Przecież teraz mógłbyś spokojnie odejść. Obudziłeś mnie, sprawdziłeś czy wszystko gra, a jednak nadal tu siedzisz... - Mimo wyraźnych mdłości, które pojawiały się niemal zawsze niedługo po tym, gdy zażył medykamenty ta część jego w przeważającej części egzotycznej duszy, która odpowiedzialna była za głęboką nieufność najwidoczniej nie zamierzała tak łatwo dać się dezaktywować.
Podczas, gdy jego nowy znajomy milczał, prawdopodobnie zastanawiając się nad odpowiedzią (lub nad tym skąd właściwie kojarzy jego, tak w końcu rzadkie w tych stronach imię), chłopak schował portfel do lewej kieszeni kurtki, po czym zaczął przypatrywać mu się nieco uważniej spod stale opadającej na oczy grzywki. Akurat gdy powoli dochodził do wniosku, że raczej nie ma przed sobą psychopatycznego mordercy (swoją drogą aż dziwne jakimi ścieżkami nauczył się chodzić jego umysł tuż po tym, gdy sam w obronie starszego brata został zmuszony do zlikwidowania jednego z partnerów rodzicielki), tamten postanowił się wreszcie odezwać, wyrzucają z siebie wyznanie, którego nastolatek z pewnością się nie spodziewał:
- Powiedzmy, że sam znalazłem się kiedyś w równie trudnym położeniu i ktoś inny wyciągnął do mnie pomocną dłoń...
No świetnie, i co on miał teraz do licha począć z taką informacją ? Bo ot tak przemilczeć jej rzecz jasna nie mógł. W szczegóły zaś wnikać nie miał najmniejszego zamiaru. Wystarczyły mu własne problemy.
- Rozumiem... - Ostatecznie pokiwał lekko głową, odwracając wzrok gdzieś w bok na wypadek, gdyby brunet oczekiwał od niego czegoś więcej. To, że był artystą nie oznaczało jeszcze, że zawsze potrafił dobrze interpretować emocje innych. - Sądzę jednak, że dalej już powinienem poradzić sobie sam. - Z każdą mijającą chwilą czuł się coraz bardziej nieswojo z myślą, że oto właśnie zabiera facetowi cenny czas. Posławszy mu nieznaczny uśmiech, powoli podniósł się na równe nogi z zamiarem skierowania się prosto do wyjścia. Gdy uszedł zaledwie kilka kroków, świat dosłownie zawirował mu przed oczami, zmuszając go do oparcia się jedną dłonią o ścianę. Na szczęście wystarczyło parę głębszych wdechów, by mógł samodzielnie wydostać się na zewnątrz. A tam już z czystym sumieniem mógł osunąć się na najbliższą ławkę i rozkoszując się rześkim powietrzem, w którym dało się wyczuć drobinki nadchodzącego deszczu, ułożyć plan na najbliższe godziny.
< Rhys ? >
632 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz