- Idź się ogarnij. Zorganizuję jakieś jedzenie – pogłaskał mnie po mokrych włosach na co tylko skinęłam głową i posłusznie wykonałam jego polecenie. Usiadłam na chwilę na łóżku w celu przebrania się w dresy. Zrobiłam to, po czym dosłownie na chwilkę położyłam się na materacu. Zasnęłam. Jak dziecko.
Obudziła się dopiero wieczorem. Leżałam przykryta kocem. Czułam się wypoczęta jak nigdy. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież nie byłam w domu sama kiedy zasypiałam. Od razu zerwałam się z łóżka. W domu była już matka. Siedziała na sofie czytając jakąś książkę. Zignorowałam ją. Nawet się nie przywitałam. Seana już nie było. Dopiero kiedy wróciłam do siebie dostrzegłam karteczkę stojącą na biurku.
Nie chciałem cię budzić. Minąłem się z twoją mamą. Jedzenie masz w lodówce. Jeśli będziesz czegoś potrzebować daj znać.
Sean
Uśmiechnęłam się po jej przeczytaniu.
Przez weekend się nie widzieliśmy. Miałam pracę. Wymieniliśmy z Seanem kilka wiadomości ale niestety nie było czasu na jakieś spotkanie. Dopiero w poniedziałek wieczorem dostałam smsa z propozycją nie do odrzucenia.
SEAN: chcesz się przejechać?
JA: nie wiem dlaczego w ogóle zadajesz to pytanie
SEAN: ja też nie, czekam na dole
Zaśmiałam się widząc ostatnią wiadomość. Nie chciałam pozwolić żeby na mnie czekał. Wzięłam bluzę i od razu ruszyłam na dół. Wskoczyłam do samochodu mężczyzny kiedy tylko dostrzegłam je na parkingu.
- Aż tak dobrze mnie znasz? – zapytałam zapinając pasy.
- Jeszcze nie tak dobrze jakbym chciał – uśmiechnął się. – Posiedzimy chwilę z chłopakami na spocie. Pasuje?
- Pasuje.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przy McDonaldem, który znajdował się na obrzeżach miasta. Samochodów było niewiele. Tylko najbardziej „rozpoznawalne” twarze. Przywitaliśmy się z większością. Mój wzrok zatrzymał się jednak na dwójce jegomościów stojących z daleka od wszystkich.
- A to co za jedni? Znaczy, jednego kojarzę ale ten drugi? – skinęłam głową w ich stronę rozmawiając z resztą.
- W sumie sami nie wiemy. Też się nad tym zastanawialiśmy – blondyn imieniem Frank poczęstował mnie papierosem. Z grzeczności nie odmówiłam.
- W takim razie zaraz się dowiem – Sean posłał mi pytające spojrzenie na co puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę nieznajomych. – Macie ognia? Chłopakom skończył się gaz w zapalniczce – powiedziałam z papierosem w ustach. Brązowooki mężczyzna wyciągnął to o co prosiłam z kieszeni i bez poinformowania od razu zapalił mojego papierosa. – W ogóle wcześniej cię tu nie widziałam. Harper jestem – podałam mu rękę ignorując gościa, którego znałam z widzenia.
- Calixte – popatrzyłam na niego trochę zdziwiona.
- Niespotykane imię. W każdym razie, bawisz się w wyścigi? – zapytałam prosto z mostu. W końcu gdyby nie to, prawdopodobnie by go tu nie było.
<Calixte?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz