- Melissa, chronić przed czym? – westchnęłam głośno upijając łyk wina. Boże, było naprawdę dobre. – Plus przypominam ci, że nie jestem cholerną księżniczką, która sama nie potrafi się obronić – kto by pomyślał, że doprowadzę się do takiego stanu, że będę pić wino z butelki w towarzystwie siostry mojego obiektu westchnień. To trochę żałosne.
- Niby prawda… - mruknęła patrząc na to co robiłam. – Chcesz sushi? – szybko zmieniła temat i od razu, nie czekając na odpowiedź, której zapewne się domyśliła, sięgnęła po telefon.
- Chcę sushi – Mel zamówiła nam jakiś zestaw. Wróciłyśmy do rozmowy. – Szczerze ci zazdroszczę.
- Niby czego? – spojrzała na mnie zdziwiona.
- No przecież to proste. Maxa. Trafił ci się taki rarytas, że większość bab pewnie zjada cię wzrokiem. Nie dość, że przystojny, z boską klatą to jeszcze traktuje się jak ósmy cud świata – dziewczyna zaśmiała się na moje słowa. Spojrzałam na nią z powagą. – Mówię szczerze.
- Słuchaj, Zeno też taki jest tylko…
- No właśnie. Tylko… – przewróciłam oczami i upiłam kolejny, tym razem głębszy łyk wina. Poczułam przyjemne ciepło w przełyku. Alkohol powoli zaczynał sprawiać, że czułam się zdecydowanie lepiej.
- Oj no już. Nie myśl o tym teraz. Skupmy się na czymś przyjemniejszym – zmieniła miejsce i usiadła tuż obok mnie.
- Załatwisz mi striptizera? – patrzyła zdziwiona moją prośbą. – Powiedziałaś, że skupimy się na czymś przyjemniejszym – oparłam głowę o jej ramię.
- Niestety nie taki miałam plan. Chciałam obejrzeć Love Island – włączyła telewizor.
- No dobra… To prawie to samo. Będziemy mieć powtórkę z wakacji w sumie – zaśmiała się na mój komentarz. Nie da się ukryć ale ten wyjazd to była istna telenowela. Najgorsze jest to, że przepadł mój spacer w świetle księżyca. Do końca życia będę sobie to wypominać. Po co powstrzymywałam się z tym piciem…
Skończyło się na tym, że opróżniłyśmy trzy butelki wina. Zdążyłyśmy obrobić dupy Lidii, Natalie i Blair co sprawiło nam ogromną satysfakcję. Chyba bardziej mi… Nieważne. Zjadłyśmy też sushi, które znacznie poprawiło mi humor. Kiedy dojechało nie byłyśmy w stanie utrzymać kawałków w pałeczkach więc po prostu jadłyśmy palcami. Nikt nie widział, nikt nic nie wie. Co wydarzyło się u Melissy zostaje u Melissy. Dzięki niej nie spędziłam całego wieczoru na myśleniu o Zeno.
- To w ogóle co mu w końcu powiedziałaś dzisiaj? – dziewczyna miała już problem z wysławianiem się, a ja z rozumieniem co się dokładnie dzieje.
- Że ma wypierdalać i nie przychodzić do mnie jak jakiś problem będzie miał bo ja nie będę słuchała pierdolenia a później a muszę iść bo tak. Aha, fajnie spoko. Skąd mam niby wiedzieć, że nie poszedł na szmaty. Powinien mi powiedzieć – trochę plątał mi się język i miałam mały problem ze złożeniem sensownych zdań ale jakoś dawałam radę to ogarnąć.
- Ale beznadzieja – jęknęła. Siedziałyśmy na jednej sofie naprzeciwko siebie.
- Co nie? Chyba założę sobie tindera. I wyjebane. O albo wiem. Też będę miała przed nim jakieś sekrety. Chociaż chuj wie. Jego to pewnie nie obchodzi – wzruszyłam ramionami.
- OBCHODZI! – krzyknęła na co otworzyłam aż szerzej oczy.
- No właśnie widzę jak obchodzi. Wyjebane miał jak mu powiedziałam, że może nie wracać – wzruszyłam ramionami. – I nie ma szans na to, że wyciągnę rękę pierwsza. Ni chuja. A jak mi powiesz, że powinnam to będziemy miały kosę.
<Melissa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz