-Jakim ty jesteś pierdolonym chamem. - zaśmiałem się patrząc na niego wymownie. Oczywiście ani drgnął, zaczął być tak pewny siebie, że powoli przestałem widzieć w nim tego samego człowieka, którego widziałem na początku. Przestraszony chłopaczek, który nie wie jak zachować się w mojej obecności po jednym wyjeździe pokazał jakie rogi ma naprawdę. -Dobra. - wziąłem tosta do ręki żeby zaraz potem wsadzić go sobie do ust - Pójdę się SPECJALNIE DLA CIEBIE ogarnąć, kruszynko. - ugryzłem kawałek tościka wymijając go i kierując się w stronę łazienki. Oczywiście nie był bym sobą, gdybym w międzyczasie czegoś nie dojebał więc ku jego uciesze w trakcie drogi ściągnąłem bokserki zostawiając je na panelach. Przekręciłem głowę, by dostrzec go kątem oka, a mina jaką miał wymalowaną na twarzy właśnie zrobiła mi dzień. Uśmiechnąłem się triumfalnie znikając za drzwiami od łazienki. Nawet specjalnie się nie trudziłem z tym żeby je zamykać więc zostały lekko uchylone. On i tak jakby chciał to by wszedł do środka, bo zamek był bardzo klasyczny - wystarczyło wziąć łyżeczkę i otworzyć od drugiej strony.
Mój prysznic nie trwał długo, może jakieś maksymalnie 15 minut, a w tym czasie czułem cudowną woń tostów, które prawdopodobnie mój młodszy koleżka dokończył za mnie. I tak wiedziałem, że walczy ze sobą żeby mnie czasem nie podglądać, dlatego ku jego uciesze wyszedłem z łazienki w samym ręczniku obwiązanym dookoła bioder. Woda z nadal mokrych włosów skapywała na moje ciało więc korzystając z tego, że mam mokry tors przylgnąłem do jego pleców zarzucając mu jedną rękę na szyje.
-Teraz ładnie pachnę? - zamruczałem mu do ucha, a czując jak lekko się wzdryga zaśmiałem się cicho i puściłem go, by zaraz stanąć tuż obok. - Możesz spróbować mnie, a nie tosta. - spojrzałem mu w oczy kiedy bardzo intensywnie starał się skupić właśnie na tych tostach żeby czasem nie patrzeć na mnie i na ten ręcznik, który teoretycznie zaraz może zlecieć w dół.
-I tak byś na to nie pozwolił. Tylko mnie prowokujesz, ale do niczego by nie doszło. - odpowiedział stając do mnie tyłem, dlatego nie byłem w stanie zobaczyć jego twarzy. Trochę mnie to zdziwiło i jednocześnie wybiło z rytmu. Oho... czy tym razem to ja się dałem sprowokować?
-Pozwoliłbym na to. -powiedziałem zdecydowanie bez większego namysłu - Po prostu zastanawiam się czy ty nie potrafiąc mi powiedzieć w twarz o swoich emocjach, ani na legalu dotknąć mnie niżej niż wysokość moich bioder .... jesteś w stanie zaoferować mi coś więcej niż spłoszonego nastolatka? - zabrałem mu jednego tosta z talerza i zacząłem go sobie powoli jeść czekając na jego odpowiedź.
-To co takiego miał Ci do zaoferowania Ju... - zanim skończył zdanie zawibrował mój telefon informując nas o tym, że dostałem jakąś wiadomość. Sam aż byłem ciekawy kto coś ode mnie chce tym razem, bo ostatnio nie miałem za dużo fanów, głównie przez to, że nie ruszałem się z domu. Kiedy tylko wyświetliłem wiadomość, Seth zajrzał mi przez ramię co mi się bardzo nie spodobało więc odsunąłem jego główkę na bezpieczny dystans.
-Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz. Ubieraj kurteczkę, cukierku. Lydia ma Rhysa w salonie. Złożymy mu małą wizytę. - to mówiąc odepchnąłem się od blatu i czym prędzej w podskokach poszedłem się ubrać gubiąc gdzieś po drodze ręcznik, który miałem przepasany na biodrach.
Moje rany już praktycznie się zagoiły więc byłem dużo bardziej sprawny niż kiedy ostatnio widziałem się z Rhysem. Teraz nie powinienem mieć już z nim problemu. Nie odpowiadając na zbędne pytania Setha kazałem mu wziąć kask i wsiadać na pasażera na motocykl uprzednia mówiąc mu, że co by się nie działo ma zasłaniać moje plecy. Zdanie 'chroń plecy' teraz nabierało nowego, bardziej dosłownego znaczenia. Na miejscu byliśmy chyba w mniej niż 10 minut z taką prędkością jaką rozwijał mój motor, a Seth przeświadczony już tym jak jeżdżę trzymał się mnie tak kurczowo, że chyba będę miał odciski.
Wchodząc do salonu nie patyczkowałem się i od razu szarpnąłem znajomego chłopaka za koszulkę. Był lekko zdziwiony dokładnie tak samo jak ten drugi, który odsunął się lekko w momencie kiedy całe zajście miało miejsce.
-Siema. - puściłem jego szmaty i spojrzałem na niego spod czarnych włosów, które był jeszcze nieco wilgotne od wcześniejszego prysznicu. Po chuj wysuszyć? Po co komu suszarka do włosów w ogóle?
-Siema... -mruknął cicho nie chcąc prawdopodobnie wywoływać żadnej burzy. Oho czyli teraz będzie grał mojego kolegę?
-Wytłumaczycie mi o co tu biega? - ziomek w koczku wyraźnie chciał się dowiedzieć na czym stoi sytuacja, a ja zerkając na Rhysa czekałem aż powie cokolwiek. Oczywiście... nic nie powiedział. Zamknąłem mu buźkę już ostatnio, ale nie sądziłem, że tak konkretnie.
-Można powiedzieć, że to takie... porachunki sprzed...lat. - próbował wymyślić coś na poczekaniu ale szło mu co najmniej średnio. - To jest brat dziewczyny mojego...
-O kurwa, skomplikowane. - Lydia stojąca za ladą aż się rozsiadła wygodnie na stołeczku żeby obserwować ten cały cyrk.
-Co tu robisz? - zapytałem wkładając dłonie do kieszeni czarnych spodni. - Wiedziałeś, że Lydia tu pracuje. Maiłeś...
-Dobra, wystarczy. - pan koczek wszedł między nas wymachując jakimś małym sztylecikiem. Oho... kolega chyba jest bardzo odważny, albo... głupi. Okręcał na palcu małego kunaia i przewiercił mnie swoim spojrzeniem. - Jaki jest problem? -tym razem zwrócił się do mnie na co ja jedynie odpowiedziałem parsknięciem śmiechem.
-Rhys nie potrzebuje adwokata i lepiej dla niego żeby nikogo w to nie wplątywał. - ponownie odezwała się Lydia. Od kiedy ona stała się taka cięta? Podoba mi się~
-Nie ma problemu. - mruknąłem schodząc im z drogi - Tam są drzwi i lepiej skorzystajcie z nich zanim sam wam pomogę. - w takim tonie to chyba żadne z nich mnie nigdy nie słyszało. Brzmiałem dosłownie... jak Zeno.
Lydia/Rhys/Seth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz