piątek, 6 sierpnia 2021

Od Noah CD Lan Ho

Bez Mouse w szkole było… nudno. Dosłownie ludzie z tej szkoły są tak płascy jakby byli w 2D. Tylko by gadali o szkole, ocenach i jakiś innych pierdołach. Lekcje w tym roku też nie są dla mnie interesujące, już to przerabiałem rok temu a że jestem pojętnym uczniem to teraz wszystko zdawałem śpiewająco. Dlatego też cały dzień mi się mega dłużył.  Dodatkowo gdy twojego dilera nie ma w szkole to nie ma też co jarać. No nic jakoś trzeba przeboleć jak się nie robi zapasów. 

Po zajęciach i obowiązkowym treningu z koszykówki wróciłem swoim cudownym mercem do domu gdzie zastałem pięknie przygotowany stół na obiad rodzinny.

- O Noah wcześnie dzisiaj jesteś. – Uściskała mnie mama całując w oba policzki.

- Justina nie było w szkole, więc po treningu od razu wracałem. 

- Dobrze, dobrze siadaj do stołu już prawie wszystko gotowe.

Zająłem swoje miejsce i po chwili zjawiła się reszta rodziny zajmując własne. Jak przed każdym posiłkiem podziękowaliśmy Bogu za jego dary i odmówiliśmy modlitwę. Podczas obiadu panowała u nas przyjazna atmosfera, jesteśmy dość zgraną rodziną dlatego raczej dużo rozmawiamy i mało się kłócimy. Po obiedzie udałem się na prozdrowotną drzemkę – no w końcu po treningu i takie tam co nie? I jak się obudziłem na dworze było już ciemno, dochodziła trzecia w nocy a że wyspany byłem i nie miałem co robić uznałem, że pójdę pobiegać. A dokładniej zobaczę czy Mouse wrócił. Obrałem się w jakiś czarny podkoszulek, czerwone spodenki i do czarnych adaśków obowiązkowo długie, białe skarpety. Zabrałem jeszcze słuchawki douszne i już mnie nie było. Mouse mieszka ode mnie jakieś dwadzieścia minut biegiem, więc dość szybko stanąłem pod jego domem.

- Cholera co on umarł na tym pogrzebie? – Mruknąłem sam do siebie. 

Nikogo w mieszkaniu nie było więc postanowiłem wrócić do domu okrężną drogą, wbiegłem już w dzielnicę ładniejszych domów gdy zauważyłem nieciekawą sytuację. Jakaś dziewczyna wbiegła w ciasną uliczkę a zaraz za nią jakiś dwóch podejrzanych typów. Przyśpieszyłem kroku i wbiegłem za nimi.

- Mam nadzieję, że nie macie złych zamiarów wobec tej kobiety? – Warknąłem cicho stojąc za dwójką, która wbiegła za nią. Po drugiej stronie zauważyłem kolejną dwójkę, co już utrudnia sprawę.

- Nie twoja sprawa gówniarzu. Wracaj do swoje pana czarnuchu. – Facet bliżej mnie zamachnął się nagle z prawej jednak zanim jego pięść trafiła mnie w szczękę uderzyłem go pierwszy po prostej łamiąc mu tym samym nos. – O kurwa złamałeś mi nos!

- Za ładny to on nie był. Ktoś jeszcze?

Ku zerowemu zdziwieniu same alfa w kupie oczywiście czuli się silniejsi, więc ruszyli na mnie całą czwórką jakby nagle zapominając o dziewczynie co dało jej szansę na ucieczkę. Nie miałem jednak czasu aby sprawdzić czy to zrobiła ani dać jej jakiś znak w stylu „No biegnij, bo” bo ci już do mnie podeszli. Rozpoczęła się szarpanina i okładanie nawzajem pięściami, nie wszystko byłem w stanie uniknąć więc w pewnym gdy jeden z nich już leżał i została trójka przygwoździli mnie do ściany i zaczęli okładać. Poczułem jak łamie mi się żebro i wyplułem krew wprost na oprawce. I tu ku mojemu zdziwieniu nagle on padł. Ja nie wiem czy ja pluje jadem czy o co chodzi.

- Chyba o mnie zapomnieliście! – Warknęła, mała koreanka stojąc teraz centralnie przede mną z jakąś deską w rękach którą przywaliła wcześniej w faceta dwa razy większego od niej.

Z moich ust wyrwał się ciche słowo podziwu i nie mogłem się nadziwić jak taka mała istota może być tak groźna.

- Nie stój tak! – Zamachnęła się na kolejnego, jednak tej już wiedząc co się szykuje złapał za deskę i wyrwał ją z jej dłoni tym samym puszczając moją rękę, którą od razu złapałem go za koszulkę i pchnąłem w drugiego. 

Teraz pozostała dwójka, która definitywnie nie zamierzała odpuszczać. Automatycznie stanąłem przed dziewczyną z poczuciem, że muszę ją bronić. Jakby to co wcześniej uczyniła nie potrafiło wybić mi z głowy obrazu kruchej istoty. Tym razem ja rzuciłem się na nich odpychając najpierw jednego, następnie drugiemu zadając cios w brzuch aż się zgiął w pół, zaraz jednak potem się wyprostował i całym sobą naparł na mnie przez co zaczęliśmy szamotać się na ziemi. Zanim udało mi się go doprowadzić do stanu współżyjącego ostatni napastnik napadł na dziewczynę i jedyne co udało mi się zobaczyć to jak ciska ją na ścianę i ona opada jak bezwładna lalka.

- Teraz to przesadziłeś. – Wstałem gwałtownie i jednym płynnym ruchem powaliłem go na ziemię i zacząłem okładać pięściami aż stracił przytomność. Od razu po tym wstałem i podszedłem do dziewczyny. – Kurwa, kurwa, kurwa. No umarła. No nie żyje. – Sprawdziłem jej puls lekko panikując. – O cholera, żyje. 

Niewiele myśląc zabrałem ją stamtąd do domu i taką nieprzytomną położyłem na kanapie w salonie, po chwili zeszła mama słysząc hałas w domu. 

- Wielkie nieba! Noah co się stało? Jesteś ranny? Kto to jest? Zresztą nie ważne, dzwonię po doktora. – I tyle jej było bo wybiegła po swój telefon aby zadzwonić do naszego rodzinnego lekarza.

Kucnąłem obok dziewczyny, wyglądała jakby spała, więc mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Sięgnąłem do niej aby poprawić jej kosmyk włosów, który opadł na twarz i w tym momencie nagle dziewczyna zbudziła się i odepchnęła moją rękę.

- Nie dotykaj mnie. – Spojrzała na mnie złowrogo aż się cofnąłem lekko zaskoczony taką nagłą reakcją. – Gdzie ja jestem?

- Zabrałem cię do siebie. Oberwałaś, za chwilę będzie lekarz i sprawdzi czy nic ci nie jest. – Kucnąłem koło niej ponownie jednak tym razem trzymałem ręce przy sobie. – Jestem Noah, miło mi cię poznać.

<Lan Ho aka Ariella?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz