Sam do końca nie wiedziałem co się wydarzyło. I wcale nie miałem tutaj na myśli sytuacji obecnej tylko WSZYSTKIEGO co mnie otaczało przez ostatni czas. Tego już było tyle, że żadne słowa nie wyraziłyby mojego zakłopotania i niezrozumienia.
Nie chciałem odpychać Justina, który chyba po raz pierwszy odważył się tak śmiało do mnie podejść. Z drugiej zaś strony kompletnie nie zrozumiałem reakcji Lan Ho, która nic nie mówiąc wyparowała z pokoju. Dosłownie NIC. To nie tak, że dziwiła mnie reakcja na fakt, że całuje się z kimś innym - bardziej dziwiło mnie to, ze ona nigdy jawnie nie powiedziała, że coś do mnie czuje czy chociażby się mną interesuje, więc teoretycznie... nawet nie miała prawa mieć problemu.
- Hidden? - Justin zaczepił mnie, kiedy po ostatnim jego zdaniu nadal wpatrywałem się w drzwi i nawet mu nie odpowiedziałem. Nie byłem przygotowany na takie sytuacje, a już tym bardziej na wyjaśnianie ich. Chyba czas przestać być małym chłopcem i wziąć sprawy we własne ręce, a nie polegać tylko na Lukrecji, która zawsze w miarę możliwości ratowała mnie z opresji.
- To nie twoja wina. - wymamrotałem nadal wpatrując się w to samo miejsce - Sam nie czaje o co jej poszło. Nie jesteśmy razem. - wyślizgnąłem się z pod Justina i oznajmiłem, ze musze się trochę ogarnąć i jemu też proponuje to zrobić, bo będę potrzebował jego pomocy. Był przez to trochę przybity, ale nie protestował. Zapewne domyślał się, że pójdziemy szukać mojej byłej-niedoszłej dziewczyny i jego przyjaciela, który samym swoim istnieniem zaczynał mnie irytować.
Z racji tego, że niedawno wstałem trzeba było się wykąpać i ogarnąć na tyle, by w miarę wyglądać na człowieka. Tym bardziej, ze dzisiaj miała przyjechać moja mama wraz z siostrą, a gdyby zobaczył że coś jest ze mną nie tak (chodzi o ranę) to i ja i całe pozostałe moje rodzeństwo mielibyśmy przesrane. Tym razem postawiłem na koszulę i ciemne jeansy, a włosy jak nigdy ułożyłem do góry odsłaniając tym samym oczy, które zazwyczaj przysłonięte były przez czarne kosmyki. Teraz wyglądałem jak dużo młodsza i delikatniejsza wersja Zeno, bo ten byczek był zdecydowanie lepiej zbudowany i 'masywniejszy' ode mnie. Wyszedłem z łazienki poprawiając kołnierzyk koszuli i mankiety, a następnie zerknąłem na już dawno gotowego Justina wylegującego się na łóżku.
- Wow, a to dzisiaj mamy jakieś święto? Masz urodziny czy jaki chuj? - zachichotał lustrując mnie od stóp aż po sam czubek głowy na co ja odpowiedziałem delikatnie ironicznym uśmieszkiem.
- Tobie też bym radził się okiełznać, bo mia madre dzisiaj przylatuje do Londynu. - wplątałem włoski akcent do swojego zdania kierując się w stronę ogromnego lustra, by spojrzeć czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Dopiero po tym poprosiłem Justina żeby skontaktował się z tym swoim ziomkiem, bo byłem niemal pewien, że Lan wypłakuje mu się w ramię. (W dużej przenośni, żeby Amasani zaraz nie pisała odwołania od posta :) )
Co prawda wysłał do niego sms'a, ale czekanie aż zareaguje albo chociaż zobaczy mogło trwać wieki więc po prostu sprawdził jego lokalizację na ... snapmapie. Nawet ja nie posiadam takiego geniuszu, a Justin od razu wiedział co w tej sytuacji robić przez co jeszcze bardziej mi zaimponował. Docierało do mnie teraz, że w końcu nie bez powodu jest jednym z ważniejszych członków mafii, a ja po prostu nigdy nie miałem okazji oglądać go w większej akcji.
-----
Znalezienie ich chwile nam zajęło, ale i tak krócej niż mielibyśmy przemieszczać się tam piechotą i autobusami - na szczęście Max zlitował się nad nami (a raczej na prośbę Justina) i zgodził się nas zawieźć w wyznaczone miejsce. W sumie zdziwiło mnie trochę jak miły potrafił byc dla mojego przyjaciela, ale nie drążyłem tematu. Lokalizator pokazywał dokładnie sam środek Westminster Bridge także nie było większego problemu ze znalezieniem ich. Co innego, gdyby znajdowali się w centrum zatłoczonego miasta, a jeszcze lepiej - w galerii. Jak wielkim szokiem był dla mnie widok przytulającej się parki - Lan i Noah. W głębi duszy spodziewałem się, że ta sytuacja nie będzie prosta, ale do ostatniej chwili wierzyłem, że nic ich nie łączy. Nic tak intymnego jak mnie z nią.
- To nieźle się bawisz... - zwróciłem się do dziewczyny jeszcze z daleka, na co ta od razu odwróciła głowę w moją stronę i nieco odsunęła się przez to od chłopaka. - Odstawiasz jakąś szopkę w villi, a to wychodzi na to, że ty też nie jesteś bez skazy i masz więcej za uszami niż ja. - uniosłem lewy kącik ust w zadziornym i jednocześnie bardzo ironicznym uśmieszku. - Najpierw Zeno, potem Rhys, następnie ja, a teraz...
- Nie dramatyzuj. - rzekła bardzo spokojnie i jak gdyby nigdy nic obróciła się do mnie przodem, a jej zimne spojrzenie wręcz wypalało moje kobaltowe tęczówki. - Nie jestem do ciebie przywiązana, poza tym prawie nic nie wiesz o moich uczuciach do kogokolwiek.
- No właśnie. Nie wiem, bo nic nie mówiłaś i chyba nadal nie zamierzasz. Zamiast robić z siebie ofiarę może spójrz na to od tej strony, że ty ani razu nawet nie powiedziałaś, że Ci na mnie zależy, uciekłaś, a teraz obściskujesz się z tym kolesiem. - syknąłem wypowiadając ostatnie słowa w geście irytacji, a mój wzrok teraz powędrował na grzecznie stojącego za nią chłopaka.
-Przypominam Ci, że ty sam zrobiłeś z nas parę na bankiet, a teraz...
- Na bankiet, a nie do łóżka. - od razu przerwałem jej w połowie zdania, bo już zaczynała mnie poważnie wkurwiać. Zrobiłem kilka kroków do przodu stojąc teraz może pół metra od niej.
-Jesteś okropny. W tym momencie kiedy przyłapałam Cię z Justinem próbujesz całą winę zrzucić na mnie. - w jej głosie wyczuwałem już coraz więcej emocji, bo prawdopodobnie jej szklana bańka, w której zawsze je trzymała powoli zaczynała pękać ukazując jej wrażliwe oblicze.
-Ale...
- Sam mnie sparowałeś z Noah! - kontynuowała jakby kompletnie nie przeszkadzało jej moje wtrącenie - Przecież ci powiedziałam, że idę pomóc mu wybrać garnitur. Czy naprawdę jesteś aż tak zaborczy, żebym nie mogła się nawet spotkać z kimkolwiek płci przeciwnej? A tak w ogóle to cię zaskoczę...jestem biseksualna. Tak, kobietom mogą się podobać kobiety, pewnie to dla ciebie nowość - powiedziała spokojnym tonem, jakby pouczała niesforne dziecko. Słysząc to jedynie parsknąłem śmiechem i odwróciłem głowę w stronę Tamizy żeby chociaż jej piękno trochę rozładowało moje wewnętrzne napięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz