To, ze ludzie mieli mnie za debila i ogólnie osobę o bardzo niskich wymaganiach było na porządku dziennym. Widziałem jak patrzył na mnie Seth, widziałem zainteresowanie swoją osobą, ale jednocześnie zażenowanie i niechęć przez to jak zachowuje się do innych ludzi. Niedługo nawet moje jedno spojrzenie będzie ludzi ode mnie odrzucać tylko dlatego, że obdarzyłem kogoś nieco dłuższym zainteresowaniem? Przestając się na chwilę uśmiechać westchnąłem i lekko spoważniałem. Moja dłoń spoczęła na moim karku wyczekując tego co zrobi chłopak w tej chwili. Przed chwilą jeszcze szedł, a teraz zatrzymał się i spojrzał w moją stronę.
- Co? Mam Cię dalej zatrzymywać? - mruknąłem już nieco mniej zainteresowany tym dzieciakiem. W sumie to oboje nimi byliśmy, ale Seth nawet przez chwilę nie mógł domyślić się tego co przeszedłem przez te kilka ostatnich lat.
- Nie, kretynie. Po prostu zostawiłem u ciebie swoją torbę, której mi trochę szkoda. -skrzywił się zauważalnie na tę myśl, że znowu straci swoje rzeczy.
-Przecież jeszcze nie umieram, po prostu zaraz po nie pojedziemy i...
-Nigdzie z tobą nie jadę.
Słysząc to ponownie westchnąłem, a moje spojrzenie powędrowało gdzieś w bok. Nawet nie chciało mi się już dyskutować czy kłócić, bo przez rany i zmęczenie alkohol jakoś bardziej uderzał mi do głowy i nawet to jedno piwo było w stanie wprowadzić mnie w lekkie zawroty głowy.
- To nie. - prychnąłem po dłuższym namyśle. Po prostu odwróciłem się i zacząłem powoli iść w stronę willi z włożonymi dłońmi w kieszenie. Każdy ma jakieś granice swojej wytrzymałości, a moja cierpliwość ostatnimi czasy wystawiana była na ogromną próbę. Dlaczego wszyscy co się koło mnie kręcili byli takimi debilami, którzy oceniali mnie po okładce? Jeśli chce to niech naprawdę idzie na pieszo, głupek. Jest wysportowany więc te kilka kilometrów nie powinny sprawić mu większej trudności, a jak się dobrze postara to zdąży nawet jeszcze przed zmrokiem.
----
Jakoś po godzinie siedzenia z Lukrecją i jej chłopakiem no i... rzecz jasna po tym jak upewniłem się, że Faye niczego nie zmaluje za co Zeno mógłby być zły - udałem się do siebie do apartamentu. Było chyba jakoś ledwo po godzinie 18, bo trochę nam jednak zeszło z tym wszystkim dzisiaj. Zaraz zacznie się ściemniać, a Natalie jak zwykle nie było jeszcze w domu. Nie wiem gdzie się szlajała, ale jak Boga kocham następnym razem zamknę jej drzwi na klucz i nie wejdzie choćby błagała.
Wziąłem szybki prysznic zdzierając z siebie wszystkie te bandaże. Dokładnie obejrzałem swoje ciało w lustrze - wyglądało to paskudnie, z niektórych ran nadal sączyła się ropa, a dotyk sprawiał ogromny dyskomfort nawet kiedy nie dotykałem bezpośrednio ran. Kręcąc głową i rozmasowując delikatnie swój kark wszedłem pod gorącą wodę starając się zapomnieć o wszystkich zmartwieniach jakie mi ostatnio towarzysza. Może powinienem przybrać bardziej poważne podejście takie jak mój brat? Może wtedy ludzie nabiorą do mnie nieco szacunku. Wychodząc z pod prysznica wytarłem się, a następnie ubrałem na siebie czarne bokserki. Narzuciłem na mokre włosy mały, biały ręcznik i otworzyłem drzwi do łazienki z zamiarem wyjścia. Jak się okazało Natalie właśnie weszła do apartamentu i ściągała buty. Widząc to oparłem się o framugę drzwi do łazienki, spokojnie wycierałem mokre włosy i spoglądałem na to jak dziewczyna radzi sobą z wierzchnim ubraniem.
-Gdzie się szlajałaś? - zapytałem niczym poważny, starszy brat. Z pełną troską i lekkim poirytowaniem z faktu, że nawet nie powiadomiła mnie o tym gdzie jest żebym nie musiał się martwić.
<Natalie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz