poniedziałek, 25 lipca 2022

Od Isli - CD Dextera

Zamknął mnie w pokoju, pomyślałam słysząc szczęk zamykanego zamka. Nie minęła sekunda, a dźwignęłam się na równe nogi i dopadłam do drzwi, uderzając w nie pięścią.

- Hej! - krzyknęłam. - Nie możesz mnie tu zamknąć!

Przystawiłam ucho do drzwi, nasłuchując. Słyszałam jedynie miarowe, oddalające się kroki i mamrotanie pod nosem, które w końcu ucichło całkowicie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że odszedł, zostawiając mnie samą w zamkniętym na cztery spusty pokoju. Siadłam pod ścianą, czując zawroty głowy. Całe moje ciało pulsowało bólem, co przeszkadzało mi w logicznym myśleniu. Wiedziałam, że nic nie wymyślę w tym stanie. Nie wiedziałam czy mój nos był złamany, czy nie, ale bolał niemiłosiernie, a krwawienie nie ustawało. Zdjęłam więc koszulkę przez głowę i zostając w samym staniku, przyłożyłam go do bolącej części. Łzy wielkości grochu toczyły się po moich policzkach, a krew brudziła koszulkę, ale nie przestawałam dopóki nie wydawało mi się, że sprawy wyglądały nieco lepiej. Objęłam ramionami swoje posiniaczone ciało, wzdychając głęboko. Za jakie, kurwa, grzechy, spotykały mnie takie rzeczy? Miałam ochotę płakać. Zaczynając od tego, że zamordowano mojego klienta na moich oczach, potem musiałam jeszcze zmywać z siebie jego krew i kiedy myślałam już, że coś na górze postanowiło się nade mną zlitować i podrzuciło ten portfel, zostałam porwana. I najwyraźniej mój porywacz winił mnie za to, że próbowałam uciec. Nie wiem co sobie myślał - że go przytulę, podziękuję za kilka tostów i kawałek ubrania? Prychnęłam, czując narastającą złość. W pokoju nie było nic, co mogłoby mi pomóc w ucieczce lub obezwładnieniu mężczyzny. Wiem, bo zdążyłam już go przeszukać wzdłuż i wszerz. Czy zawsze trzymał tu swoje ofiary? Dobrze, że pod łóżkiem nie było kałuży krwi, bo zaczęłabym myśleć, że to psychopata a nie facet, który chciał odzyskać swoje pieniądze.

Drzwi do pokoju otworzyły się z samego rana. Mężczyzna stanął w nich i obrzucił mnie spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się przy zakrwawionej koszulce. Pewnie będzie kazał mi ją jeszcze uprać. Jego niedoczekanie. Chciałam wyrwać się stąd jak najszybciej.

- Wstawaj - rzucił nieprzyjemnym tonem. 

Między jego nogami kręcił się jamnik.

Bez słowa sprzeciwu wykonałam jego polecenie i ruszyłam za nim, kiedy zaczął odchodzić bez słowa w kierunku kuchni. Bo chyba tego oczekiwał?

Kiedy dotarliśmy na miejsce, usiadł przy stole. Zauważyłam, że miał na nim ustawionego włączonego laptopa, więc musiał być tutaj już wcześniej. Rozejrzałam się z dezorientacją po kuchni, nie rozumiejąc czego ode mnie oczekiwał.

- Skoro już tu jesteś, to możesz się do czegoś przydać i zrobić śniadanie - warknął, chyba zły że nie czytałam w jego myślach.

Otworzyłam usta ze zdziwieniem.

- Więc teraz będę twoją służącą? - uniosłam brew.

- Nie taki był plan, ale skoro już to proponujesz - mruknął.

- Ale ja nie mogę… Ja muszę… - zaczęłam protestować, ale od razu mi przerwał.

- Obiecuję ci, że koszty naprawy mojego samochodu kilkukrotnie przewyższają twoje marne usługi, więc możesz się zamknąć i zrobić to jebane śniadanie?

Nadzieja zaczęła mnie chyba opuszczać.

- A jak ci zrobię, to mnie wypuścisz? - spytałam.

Spojrzał na mnie z kpiną i niedowierzaniem, że w ogóle mogłam go o to zapytać. Westchnęłam.

- Słuchaj, ja naprawdę muszę wracać do pracy - zaczęłam

- Nie bierz tego do siebie, ale teraz pracujesz u mnie.

Zmarszczyłam brwi. Czy było coś o czym nie wiedziałam?

- Odkupiłeś mój kontrakt? - spytałam, nawet nad tym nie myśląc.

Zaskoczyłam go tym i chyba początkowo nie zrozumiał moich słów, na co odetchnęłam z ulgą. Może udawał, a może nawet nie wiedział o czym mówiłam, bo wcześniej blefował? Machnęłam niedbale ręką.

- Nieważne - odchrząknęłam. - Zrobię ci to śniadanie.

Z tymi słowami podeszłam do lodówki, by zobaczyć wszystkie składniki, z których mogłam wymyślić dla niego coś do zjedzenia. Wcale nie musiało być dobre, ani zdrowe. Równie dobrze mogłam go otruć.

- Ale potem musisz mnie wypuścić - powiedziałam nagle, wyjmując jajka i kładąc je na blat.

- Bo? - mruknął zamyślony.

Obejrzałam się na niego przez ramię. Był zajęty robieniem czegoś na laptopie, więc zaczęłam przeglądać wszystkie szafki udając, że czegoś szukam. W rzeczywistości rozglądałam się za jakimiś lekami, które mogłabym dodać mu do jedzenia, ale takie rzeczy musiał trzymać gdzieś indziej, bo nie znalazłam nic podobnego.

- Co ty szukasz? - westchnął, zdenerwowany na ciągły hałas.

- Patelni.

- Szafka przy piekarniku. 

Skinęłam głową.

- Musisz mnie wypuścić - powtórzyłam. - Bo mam szkołę.

Wystarczyły trzy słowa, żeby atmosfera w kuchni zgęstniała jeszcze bardziej. Gdyby było można, pewnie dałoby się ją kroić nożem. Sekundy przeciągały się w minuty, kiedy w ciszy kroiłam kiełbasę w kostkę, a potem ją podsmażałam razem z jajkami. Facet milczał, nawet klikanie jego klawiatury ustało.

- Ile masz lat? - spytał po dłuższej chwili.

Uśmiechnęłam się.

- Piętnaście.

Znowu zapadła między nami cisza, aż nie odchrząknął znacząco. Przewróciłam oczami, doprawiając smażące się jedzenie.

- Dobra, osiemnaście - westchnęłam.

W międzyczasie wyjęłam dwie bagietki z pobliskiej szafki, posmarowałam je masłem i zsunęłam na nie jajecznicę. Na wierzch położyłam resztki rzodkiewki, które były w lodówce, trochę pomidora i sałaty. Całość posoliłam i położyłam na talerz.

Odwróciłam się w kierunku mężczyzny, chcąc postawić przed nim jedzenie i zauważyłam wtedy, że przyglądał mi się przez cały ten czas. Odchrząknęłam i postawiłam talerz na stole.

- No co? - spytałam, wyraźnie zdezorientowana.


<Dexter?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz