Niewykluczone, że Harvey faktycznie nadawałby się na modela. Niczego mu nie brakowało, ale ciało i ładna twarz nie łączy się ze swobodą przed aparatem, którą ja już w sobie wyuczyłam, ale takim przypadkowym osobom nigdy nie związanym z fotografią to naprawdę przychodzi ciężko. Przez chwile bacznie wpatrywałam się w jego oczy, potem dokładnie oglądając każdy kawałek jego twarzy zjechałam nieco niżej na szyje, potem ramiona..
-Czy ty właśnie oceniasz moje proporcje? - zaśmiał się jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie to robię. - Skoro nawet twoja siostra zwróciła na mnie uwagę to chyba niczego mi nie brakuje. - pokręciłam głową dając mu tym samym pewność, że faktycznie tak jest i nie ma się czego obawiać. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy wpatrując się w siebie. Harv chociaż oddalony o dosłownie kilka centymetrów nie starał się teraz zbliżać, ale jego ręka z uda powędrowała nieco wyżej wślizgując się pod materiał mojej koszulki. Fala ciepła zalała moje ciało czując jak jego delikatne palce muskają moją skórę na brzuchu. Byłam bardziej niż pewna, ze to zauważył, bo jego triumfalny uśmieszek nie był w stanie zatuszować emocji, które mu teraz towarzyszyły. Ta cisza jaka panowała budowała tak ogromne napięcie, że automatycznie mój oddech odrobinę przyspieszył. Otworzyłam usta z zamiarem odezwania się, aczkolwiek nawet teraz nie było nam dane nacieszyć się sobą, bo w tym samym momencie odezwał się dzwonek mojego telefonu. Zerknęłam w bok, bo to właśnie tam leżał, a kiedy na wyświetlaczu ujrzałam napis 'Max' westchnęłam cicho i sięgnęłam po komórkę. Harvey nie protestował i o dziwo tym razem nie wyrywał mi telefonu, ale kątem oka widziałam, że jest zaciekawiony kim tak naprawdę jest Max.
Odebrałam telefon i zanim zdążyłam powiedzieć 'halo' od razu usłyszałam słowa: 'mamy problem'. Spojrzałam na swojego mężczyznę, który na pewno słyszał męski głos i dokładnie to co powiedział. Jak się okazało Rhys uciekł z rezydencji kilka godzin temu więc tak naprawdę teraz... mógł być wszędzie. Nie dość, że jest idiotą to jeszcze samobójcą. Jeśli ktoś dowie się gdzie jest to na pewno ktoś go sprzątnie.
- Czy twój brat musi być takim idiotą? - mruknęłam rozłączając się z Maxem i przenosząc się do pozycji siedzącej - Przecież ten amator jest tak łatwym celem, że wystarczy, że wychyli głowę w mieście. - Harvey z nerwów przetarł dłonią twarz i przeklnął niemo chyba tak bym nie usłyszała tych 'bluźnierczych' słów.
- On nie wie co robi. Jak go ostatni raz widziałem to był w takim stanie, że chyba tylko do zakładu psychiatrycznego się nadawał. - również usiadł i spojrzał na mnie. Nie czekając dłużej wstałam, ściągnęła z siebie krótkie spodenki i top zostając teraz w samej bieliźnie. Przeszłam pół pokoju do komody i czym prędzej otworzyłam szufladę. - Ale chamsko... - rzucił w moją stronę sfrustrowany teraz podwójnie Fuller. Uśmiechnęłam się pod nosem i zerknęłam na niego przez ramię. Akurat się składało, ze spodnie miałam w nieco niższej szufladzie więc żeby je wyciągnąć musiałam się umiejętnie wygiąć pokazując swoje wdzięki. Ten pozostawał cały czas w swoim miejscu wiedząc, ze sytuacja nas nagli i nie ma teraz miejsca na mizianie.Bez zbędnej rozmowy ubrałam się w czarne leginsy i top, a włosy spięłam w niechlujny (jak zawsze~) kok. Gdy byłam gotowa chwyciłam kluczyki od samochodu i rzuciłam w stronę Harveya, który złapał je jedną ręką również w pośpiechu wychodząc z pokoju. Kierując się do drzwi zatrzymałam się przy jednej szafce, a wyciągnąwszy z niej pistolet upewniłam się jeszcze, że ma w magazynku naboje..
-Chyba nie będziesz do niego celować? Luka..
-Nie jestem amatorem. - spojrzałam na niego spojrzeniem, które mogłoby naprawdę zabić - Celuje w nogi, ale zdaj sobie sprawę, że on jest niebezpieczny. Tobie krzywdy nie zrobi, ale mnie poskłada. A co jeśli jest uzbrojony?
- Na pewno nie..
-Harvey... - przerwałam podchodząc do ukochanego i kładąc drugą dłoń, w której nie trzymałam broni, na jego policzku. - Zejdź na ziemie, kochanie. To nie jest ciuciubabka. Obiecuje użyć tego tylko w samoobronie. - zapewniłam. Nie był przekonany, ale nie miał już wyjścia.
W mniej niż 15 minut byliśmy już pod willą, a za obszar pierwszych poszukiwań postanowiliśmy obrać dość gęsty las, który okalał całą posiadłość. Harvey bardzo niechętnie chciał się rozdzielić, ale mieliśmy nie odchodzić od siebie dalej niż na dystans taki, by się widzieć chociażby w minimalnym stopniu. W pewnym momencie zatrzymałam się słysząc dosłownie gdzieś obok siebie łamiące się gałęzie. Zamarłam w bezruchu nasłuchując tego, gdzie może znajdować się chłopak. Czyli daleko nie zaszedł. Po pierwsze pewnie przez rany, a po drugie - doskonale wiedział, ze będzie celem, gdy tylko wychyli głowę z lasu.
-Rhys? - powiedziałam zdecydowanie. - Jestem uzbrojona więc.... - nim dokończyłam poczułam tylko jak ktoś umiejętnie podhacza mi nogi przez co skończyłam na plecach. Gałęzie i szyszki, które w tym momencie wbiły mi się w plecy jednocześnie nieco zamortyzowały upadek na gołą ziemie. Nim ogarnęłam co się wydarzyło chłopak znalazł się nade mną z... moją bronią przystawioną do mojej skroni.
- Nie wyszło? - lekko zdyszany wypowiedział te słowa z taką satysfakcją. - Taka z ciebie wybitna kobieta mafii, ze nawet nie ogarnęłaś z której strony jestem.
-Rhys! - dopiero teraz dobiegł do nas Harvey, który momentalnie chciał zwrócić na siebie uwagę swojego brata. Ja nawet nie śmiałam się odzywać nie prowokując go bardziej.
<Harvey? Rhys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz