- Jeszcze się pytasz? - zapytałem po czym przekręciłem kluczyki w stacyjce.
Musiałem przyznać, że autko to miał całkiem fajne. Już za dzieciaka zawsze miał oko na takiego typu pojazdy, ale jak wiadomo z nimi było najwięcej pierdolenia. W końcu nie zawsze trafiło nam się, że takie cudo stało tak po prostu zaparkowane przy chodniku. Ale kiedy już mieliśmy takie szczęście.. co najmniej kilka godzin przejażdżek zanim oddaliśmy je na sprzedaż. Z perspektywy czasu chyba oboje wiemy, że wtedy nas strasznie kroili w tym temacie. Ale co tu dużo mówić? Byliśmy dzieciakami, którzy potrzebowali pieniędzy na już i mieli dryg do otwierania samochodów bez większych szkód. Gdybym mógł i wiedział, że tamte pryki jeszcze żyją złożyłbym im wizytę. Stare chuje, które teraz pewnie klepią biedę bo nie ma już takich głupich chłopaczków na rynku, którzy będą pracować za grosze.
Ruszyliśmy z przyjemnym warkotem silnika, nie mogłem też powstrzymać się od dodania pisku opon, za co dostałem od przyjaciela bardzo wymowne spojrzenie. Zaśmiałem się jedynie i postanowiłem, że nie będę mu katował samochodu, bo jeszcze się na mnie obrazi. Czy mógłbym mu na spokojnie kupić drugi? Jasne, czemu nie. Ale bycie lekkomyślnym staram się zostawiać w domu, kiedy gdzieś wychodzę w celu 'odprężenia się' o pracy.
Ku uciesze mojego towarzysza w radiu trwał chyba jakiś wieczór starych przebojów, może nie za często słuchałem takich utworów ale nie miałem nic przeciwko nim. Wywołały u mnie pewnego rodzaju nostalgię, w końcu kiedy się spotykaliśmy niemal zawsze mnie nimi katował. To, że jebałem go za staroświecki gust nie znaczy, że niektóre kawałki nie były dobre. Chociaż nie powiem mój gust muzyczny jest trochę rozbieżny. Z jednej strony Kendrick Lamar i Eminem, a z drugiej Metallica i Slipknot. Niezbyt kreatywnie, a według mnie bardzo stereotypowo dla szefa mafii. Brakowało mi tylko cygara, ale ku chwale mamusi przyrzekłem sobie, że papierosów, alkoholu i narkotyków nie tknę się nigdy.
Napłynęła na mnie kolejna fala wspomnień. Jak mogłem tak po prostu zblokować te wszystkie wyjścia, kiedy trzeźwy wysłuchiwałem tyrad Vincent'a. Chodź częściej niż to, po prostu pilnowałem żeby nie wpakował nas w jakieś randomowe kłopoty. Może gdyby był sam, to jakoś bym przeżył, że na pijane życzenie dostał w mordę. Ale dlatego, że byłem z nim sam bym trochę wpierdolu obskoczył. Do bezsensownych bójek wolałem się pakować na własne życzenie, aniżeli jego.
- Zastanawiam się jak to w ogóle kurwa wygląda. - powiedziałem nagle, a Vincent przestał nucić tekst piosenki i spojrzał na mnie. Błagam, mam nadzieję, że on nie myśli, że jest jakiś dyskretny?
- Na pewno jeszcze stoi. - zaśmiał się. - Słyszałem, że zrobiła się z tego trochę rudera, ale ktoś tam jeszcze mieszka.
- Pewnie sami ulicznicy. - skwitowałem. - Czyli jak swój do swego.
- Oby nie aż tak, bo jednak chciałbym mieć ten samochód na dłużej.
Co prawda byłem tam jakiś czas temu, ale wiedziałem, że blok się trzyma. Był częścią naszego terenu więc nie musieliśmy się martwić tym, że ktoś spróbuje ukraść samochód. Owszem, były tam dość niskiej pozycji wyrzutki, ale nie były na tyle głupie, żeby próbować czegoś z furą szefa. Mogłem nie udawać takiego głupka, ale byłem ciekaw co wie o okolicy. Nie mogłem uwierzyć, że przez tak długi czas urzędował tuż pod moim nosem i nigdy nie natknąłem się na niego gdzieś chociażby przypadkiem. Ciekawe jak nazywa się ten jego salon krawiecki? Przydałby mi się jakiś garniak? W sumie żadnego nie mam, a może nadarzyłaby się potrzeba ubrania czegoś co nie należy do mojej stałej garderoby.
Przez całą drogę nie zamienialiśmy zbyt wielu słów, okazjonalne kilka komentarzy, kiedy mijaliśmy znajome miejsca i ulice. Cały czas jednak czułem jego uważny wzrok na sobie. Jakby czegoś szukał. A może po prostu tak go zaintrygował mój wygląd? W końcu kiedyś byłem trochę bardziej.. lichy. Niższy. Przede wszystkim bez jakichkolwiek tatuaży, bo niestety musiałem swoje odczekać, zanim wszystkie blizny nadały się do tatuowania. A może to właśnie o nie chodziło? Słabe światło latarni co jakiś czas gościło w samochodzie i może trochę ułatwiało mu spostrzeżenie ich wszystkich? Vincent wiedział doskonale jakie miałem problemy. Ale wtedy nie były one tak.. częste. Głębokie. Gęsto obok siebie położone. Z czasem zaczynałem mieć z tym coraz więcej problemu, miałem kilka.. prób. Ale jak widać żyję i mam się względnie dobrze. Staram się do tego nie wracać i wyładowuję się na ludziach. Brzmi to okropnie, jednak takie są realia.
Po podróży, która przy końcówce zdawała się trwać wieczność, w końcu znaleźliśmy się na miejscu. Wszystko wyglądało niemal jak te kilkanaście lat temu. Z wyjątkiem tego, że farba zblakła, dziur w ścianach trochę przybyło, a na zewnątrz nie było najschludniej.
- Czujesz ten smak wspomnień? - zaśmiałem się widząc jego minę. Był zamyślony, ale od razu można było wyczytać, że również trochę zasmucony tym, co stało się z tym miejscem. Okej, może wcześniej nie było tu jakoś ładnie, ale teraz było po prostu gorzej.
- Raczej zapach. - skrzywił się lekko. - Nie no, bez jaj. Mogło.. być gorzej. Tak. Zdecydowanie.
- Oczywiście. Mogli to zrównać z ziemią na przykład. - spojrzałem na niego przelotnie zanim wyszliśmy z samochodu i zamknęliśmy go.
Mimo tego, że Vincent zaproponował nam przyjazd tutaj to ja obrałem rolę prowadzącego i szedłem przodem. Czy kiedykolwiek czułem się tak jak teraz? Chyba nie. Patrzenie na głupie ściany sprawiało, że cofałem się kilka lat do tyłu, a to co widziałem przed oczami nie było tak zestarzałe, tylko takie jak kiedyś. Vincent musiał przeżywać coś podobnego, bo sam szedł dość powoli.
Kiedy znaleźliśmy się na dachu pierwsze co zrobiłem, to to, co było moim małym rytuałem. Stanąłem na krawędzi i rozkoszowałem się wiatrem owiewającym mi twarz oraz pasmami włosów które wydobyły się z koka. Rozglądałem się dookoła i niestety widok to jedyna rzecz, która się zmieniła. Znacznie więcej neonowych znaków, gęsto posadzone budynki i o wiele większy hałas.
- Dziwnie tak być w tym samym miejscu, gdzie było się kilka lat temu. - u mojego boku pojawił się Vic, który przez cały ten czas trzymał się raczej z dala od krawędzi.
- Cieszę się, że utrzymałem się z dala od tego miejsca. - mruknąłem. - Udało mi się wyjść z tego gówna i nie musiałem wracać z przymusu. Dzisiejsza wycieczka jest moim wyborem i jestem z tego cholernie dumny.
- Ja też. Jestem dumny z nas obojga. - poklepał mnie lekko po ramieniu. - Ale odnoszę wrażenie, że dużo Cię to kosztowało pod moją nieobecność..
- Nie musisz być subtelny stary. Wiem, że chodzi Ci o te blizny. - zaśmiałem się krótko. - Możesz walić śmiało z pytaniami. Kiedy zniknąłeś i myślałem, że nie żyjesz.. wszystko się trochę pokomplikowało. Znalazło się więcej problemów, których nie mogłem rozwiązać i.. to przynosiło mi ulgę. Tak długo było moją ucieczką. Sęk w tym, że wiele razy chciałem się posunąć za daleko. Ale bylem takim nieudacznikiem, że nawet mi nie wyszło. Z jednej strony to dobrze. Inaczej nie mógłbym napluć na słowa matki, o tym że pewnie się zajebię przed trzydziestką. Uwierz, że te tatuaże to była konieczność. Od stóp do głów. Przynajmniej gęby nie mam całej w bliznach.
< Vincent? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz