Wysłuchiwałem w milczeniu słów mężczyzny, wpatrując się zamyślonym wzrokiem w widok rozpościerający się u naszych stóp. Ciężko było mi sobie wyobrazić jaki ból musiał przechodzić Jayden. Fakt, dzieliliśmy podobne traumy, jednak jak widać, nasze życia potoczyły się pod pewnym względem inaczej. Ja znalazłem nowy cel w życiu i poniekąd zostawiłem przeszłość za sobą, a dokładniej to uciekłem od niej. Co prawda, co jakiś czas mnie doganiała i dawała grubo o sobie znać, ale nie poddawałem się, w końcu teraz nie byłem odpowiedzialny tylko za swoje życie. Eclipse. Meredith. One dawały mi pewien napęd i chęci, do trzymania się twardej, wytoczonej przed laty drogi.
A Jayden najwyraźniej nie mógł sobie poradzić z piętnem okrutnych doświadczeń i całkowicie potrafiłem to zrozumieć. Może nie potrafił znaleźć czegoś, co by pociągnęło go dalej i sprawiło, że wszystko wokół nabrałoby sensu. Naprawdę nie wiedziałem, jak mógłbym go pocieszyć... Czy w ogóle w takiej sytuacji jest to możliwe?
- Ja... - zawahałem się chwilę, czując nagle silniejszy podmuch wiatru, który sprawił, że cofnąłem się nieznacznie od krawędzi. -Przykro mi... - spojrzałem na niego ze szczerymi emocjami wypisanymi na twarzy. To nie był moment na powściągliwość lub przybierania dobrej miny do złej gry.
- Czemu jest ci przykro? Przecież to nie ty zgotowałeś mi tak popieprzony los - uśmiechnął się pod nosem, ale wiedziałem, że był wymuszony i krzywy.
Fakt, to nie ja stałem za jego nieszczęściem, jednak łudziłem się, że może gdybym wtedy nie zaciągnął się do wojska i został na miejscu, Jayden nie musiałby przez to wszystko przechodzić. Głupie, wiem...
- Sam nie wiem... Po prostu - westchnąłem sfrustrowany, przeczesując palcami moje jeszcze niedawno idealnie ułożone włosy, które teraz były rozczochrane przez wiatr. Dlaczego musiało mi w tym momencie zacząć brakować słów? Czemu nie potrafiłem znaleźć jakiegoś wyjścia z tej sytuacji?
Mężczyzna patrzył na mnie przez dłuższą chwilę wyczekująco, jednak nie potrafiłem nic z siebie więcej wykrztusić. W ten sposób wpatrywaliśmy się w siebie przez znaczną chwilę w ciszy, przerywanej dźwiękami nocnego miasta.
Nagle poczułem nieodpartą ochotę dotknięcia jego tatuaży. Wiedziałem w głębi umysłu, że na pewno mu się to nie spodoba, jednak to było silniejsze ode mnie i nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż dotknięciu jego odsłoniętego ramienia.
Na dachu tak jak w klubie panował półmrok, ale światło bijące w tętniącej życiem betonowej dżungli, pozwalało mi dostatecznie zobaczyć kształty i kreślenia, które tworzyły tatuaże Jaydena. Na pewno zauważyłem węża, który oplatał jego biceps i kawałek ramienia, małego motyla, prawdopodobnie uciekającego przed drapieżnym gadem i losowo rozmieszczone karty do gry w jokera. Resztę chyba musiałbym obejrzeć, przy lepszym świetle, aby się nie pomylić.
Wyciągnąłem rękę w stronę mężczyzny, przez chwilę nią nie poruszając, jakby czekając na pozwolenie lub jakąkolwiek reakcje z jego strony. On jednak nic nie powiedział, ale również nie odsunął się ode mnie, dlatego postanowiłem kontynuować.
Najpierw musnąłem jego skórę jednym palcem, czując, jak po ciele Jaydena przebiega najwyraźniej nieprzyjemny dreszcz, a wszystkie jego mięśnie stały się nagle niezwykle spięte. Dalej nic nie mówił, dlatego już po chwili zacząłem kreślić dwoma palcami ślady pozostawione przez czarny tusz. Tatuaże same w sobie były naprawdę piękne, jednak historia, która się za nimi kryła, sprawiała, że żal ściskał moje serce, a oddech uwiązł w gardle.
Zamarłem nagle, kiedy pod palcami wyczułem zgrubienie, które na pewno musiało być jedną z wielu ukrytych blizn. I pomyśleć, że moje ciało również jest pokryte różnego rodzajami skazami, ale one nie były powodem samookaleczenia. Były śladami walk i nadużyć z przeszłości.
Wypuściłem z ust drżący oddech i po chwili zawahania przejechałem, jak najdelikatniej potrafiłem po szramie.
Jayden stał, tak jak stał, jednak zauważyłem, że w którymś momencie musiał zamknąć oczy. Być może w ten sposób lepiej było mu zapanować nad kotłującymi się w jego wnętrzu emocjami.
W końcu postanowiłem dać mu spokój i zabrałem swoją rękę, pozwalając jej opaść. Dalej nie wiedziałem, jak obrać w słowa, to co czułem, jednak spróbowałem to zrobić, mając nadzieję, że chociaż trochę, lub choćby ociupinkę pomoże to mojemu staremu kumplowi.
Nagle bez żadnego uprzedzenia zagarnąłem go do mocnego uścisku, tak manewrując naszymi ciałami, by nie dopuścić do potencjalnego niebezpieczeństwa związanego ze śmiertelnym upadkiem z dachu budynku. Oparłem delikatnie głowę na jego ramieniu i westchnąłem głęboko. Zapach skóry i wanilii ogarnął moje nozdrza i jego ciepły akcent otulił pocieszająco moje nerwowe myśli.
Jayden na początku był spięty, ale czułem, że z upływającym czasem, zaczyna się stopniowo rozluźniać, napierając trochę mocniej na moje ciało, tak jakby odwzajemniał mojego przytulasa.
- Słuchaj - zacząłem niepewnie, szepcząc prosto do jego ucha, biorąc pod uwagę nasze bliskie położenie. - Nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu ludzi i nawet nie wiem, czy będzie to w ogóle miało dla ciebie jakąkolwiek wartość, ale chociaż wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia.
- No dawaj stary, po twoim tonie głosu już się zaczynam bać, co na mnie zrzucisz - zaśmiał się pod nosem, próbując rozluźnić i tak już napiętą atmosferę.
Wywróciłem oczami, ale oczywiście nie mógł tego zauważyć. Rozluźniłem nieznacznie nasz uścisk i ułożyłem jedną z dłoni na plecach Jaydena.
- Dużo wydarzyło się w naszych życiach. Mam nadzieję, że wiesz, iż te wszystkie złe rzeczy, które cię spotkały nie są ani trochę twoją winą. Życie czasem po prostu takie jest, że musi skopać cię po dupie, zanim stanie się ewentualnie lepsze. Przykro mi, że nie było mnie przy tobie, kiedy tego potrzebowałeś. Prawdopodobnie nic by to nie zmieniło, ale daj się trochę połudzić staremu człowiekowi - uśmiechnąłem się ponuro sam do siebie. - Dążę do tego, że cieszę się, że mimo wszystko udało ci się przeżyć do naszego kolejnego spotkania. Wręcz dziękuję ci, że się nie poddałeś i żyłeś dalej. Te BLIZNY są tylko dowodem tego, że przeszedłeś przez piekło i PRZEŻYŁEŚ - zakończyłem swój monolog, a pomiędzy nami ponownie zapanowała cisza.
- Dzięki stary - odezwał się nagle, ściszonym głosem, klepiąc mnie przy tym po plecach. Gest ten wydał się dla mnie poniekąd pocieszający. - Ja też się cieszę, że udało nam się ponownie spotkać.
Po tych słowach odsunąłem się od niego i przyjrzałem się dokładnie jego twarzy. Uśmiechał się do mnie niepewnie i nie potrzebowaliśmy już więcej słów, aby lepiej się porozumieć. To, co miało być na tę chwilę powiedziane, zostało wypowiedziane i nie było sensu dalej tego roztrząsać.
Po tej małej rozmowie odpuściliśmy temat smutnej przeszłości i postanowiliśmy powspominać te znacznie przyjemniejsze chwile. Dlatego też usiedliśmy na krawędzi budynku i zaczęliśmy wymieniać się przypadkowymi zdaniami, które potem stały się podstawą dalszej rozmowy, która została wypełniona szczerym śmiechem.
Już dawno tak dobrze się nie bawiłem. Uwielbiałem moją małą siostrę i moich przyjaciół, jednak to, co dzieliłem z Jaydenem, było na zupełnie innym poziomie, niż mogłoby się wydawać...
Nawet nie zauważyłem, kiedy minęła godzina na naszym wspólnym rajdaczeniu. Nie musiałem patrzeć na zegarek, by wiedzieć, że było już naprawdę późno, ale przecież nigdzie mi się nie śpieszyło, więc równie dobrze mógłbym spędzić tu całą noc w towarzystwie drugiego mężczyzny. No chyba, że on miał inne plany...
Odetchnąłem cicho i odchyliłem się delikatnie do tyłu, wspierając przy tym swoje ciało rękoma. Przyjemnie było od czasu do czasu wyrwać się od codziennego życia i chociaż na chwilę zapomnieć o tych wszystkich obowiązkach i zmartwieniach.
Czułem na sobie ciekawski wzrok kumpla i ciepły wiatr owiewający moje całe ciało. Cieszyłem się, że postanowiłem tego wieczoru założyć na siebie przewiewną koszulę, dzięki czemu nie było mi aż tak gorąco, a trzeba było przyznać, że noc wydawała się duszna i parna.
- Stałeś się strasznie… ELEGANCKI – wypluł nagle z siebie Jayden.
Zerknąłem na niego kątem oka i zaśmiałem się rozbawiony.
- Tobie też by się to przydało - uznałem z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem. - Może byś wpadł do mojego lokalu krawieckiego? Moi pracownicy na pewno by coś dla ciebie znaleźli - poruszyłem sugestywnie brwiami. Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie widziałem go w garniaku, więc wypadałoby to może w najbliższej przyszłości zmienić.
- Może mógłbym to rozważyć, gdybym chociaż wiedział, jak ten twój sklepik się nazywa - stwierdził również z przekąsem, a ja dopiero teraz sobie uświadomiłem, że nie powiedziałem mu nic więcej poza tym, że prowadzę tego typu działalność. Postanowiłem szybko naprawić ten błąd i wyciągnąłem z kieszeni wizytówkę, którą nosiłem ze sobą na wszelki wypadek. Podałem ją od razu mężczyźnie, który próbował odczytać informacje na niej zapisane.
- "Kingsmaker"? - wymruczał pod nosem, po czym spojrzał na mnie psotnie. - Serio? Bardziej kiczowatej nazwy nie dało się wymyślić?
Prychnąłem na jego komentarz. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że to nie ja to wymyśliłem tylko osoby stojące za Eclipse.
- Dobra, dobra - machnąłem ręką i po chwili podniosłem się na proste nogi. - Powiedz mi lepiej czy jeszcze tu chcemy siedzieć, czy może ruszamy dalej na miasto?
Teoretycznie moglibyśmy nawet pojeździć samochodem po mieście lub jakiś peryferiach Londynu. Mógłbym nawet zaprosić go do siebie, jednak nie wiedziałem, czy tak szybko chciałbym go zabrać do mojego „świętego” miejsca, jakim jest pozornie niewielki domek, położony na spokojnej londyńskiej ulicy.
<Jayden? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz