Czując go blisko siebie odeszły ode mnie wszystkie złe emocje. Nawet fakt, że przez jego głupią decyzję i kłamstwo w sprawie wspólnego mieszkania musiałam męczyć się w tej melinie. Mimo tego, że mieszkałam niby wśród „swoich”, nie czułam się komfortowo. Wszędzie pełno dzieciaków, które dopiero co skończyły szkołę i bawią się w stróżów prawa. Czułam się obserwowana 24/7 pomimo tego, że nie było na to szans.
- Ale z czym sobie nie poradzisz? – westchnęłam głośno. Nic mi nie powiedział. Zero jakichkolwiek informacji. Nie jestem jasnowidzem, nie czytam w myślach. Chciałabym mu pomóc ale czułam się jakbym miała związane ręce. Widać było, że coś go gryzie i ma jakiś problem. Cały czas jednak trzymał mnie na dystans i nie chciał się zwierzyć. Ciężko mu się dziwić w sumie…
- Ze wszystkim – przewróciłam oczami ale tym razem tego nie zauważył. Pomimo jego uścisku udało mi się odwrócić tak, żeby stanąć z nim twarzą w… pierś. Żeby spojrzeć na jego piękną buźkę musiałam podnieść głowę trochę do góry. Moje dłonie znalazły się na jego policzkach.
- Jesteś strasznie nieprecyzyjny ale niech ci będzie – poklepałam go delikatnie jedną ręką, a on przycisnął mnie bliżej siebie tak jakby za karę za to „uderzenie”. – Czym przyjechałeś? – zapytałam próbując się trochę odsunąć. Nieugięcie trzymał mnie w objęciach.
- Przyszedłem na nogach.
- Chcesz coś do picia?
- Whisky – no tej odpowiedzi to bym się w życiu nie spodziewała. Puścił mnie wolno i rozgościł się w mieszkaniu. Usiadł na sofie w paskudnym, musztardowym kolorze. Za każdym razem jak na nią patrzyłam zastanawiałam się jakim imbecylem trzeba być, żeby wybrać… nie, STWORZYĆ coś tak paskudnego. Całe to mieszkanie było festiwalem kiczu i tandety. Postanowiłam, że po pierwszej wypłacie opuszczę ten kurwidołek i znajdę coś lepszego. Nie ma innej możliwości.
Nalałam do dwóch szklanek alkoholu i dorzuciłam lodu. Sobie dolałam coli. Nie miałam ochoty na picie czegoś tak mocnego. Podałam Zeno szklankę i usiadłam tuż obok.
- Cieszysz się na powrót do pracy?
- Sama nie wiem – westchnęłam upijając łyk napoju. – Z jednej strony się cieszę bo nie ukrywam, lubię to robić. Zwłaszcza kiedy ktoś stawia opór. Coś wspaniałego – rozmarzyłam się na samą myśl o tym, że będę mogła kogoś skrzywdzić. W stu procentach legalnie. – Z drugiej denerwuje mnie fakt, że wiem kim jest mój przełożony – położyłam nogi na stoliku.
- Nie przesadzaj. Przekonasz się do niego w końcu – wzruszył ramionami. Jakoś mnie to nie przekonywało ale innego wyjścia nie miałam. Zostało czekać ale szanse na to, że coś się zmieni w relacjach z Harveyem były nikłe.
- A ty kiedy przekonasz się do mnie? – usiadłam bokiem na sofie i spojrzałam mu w oczy.
- Co masz na myśli? – zapytał zdziwiony.
- Nie ufasz mi. Wiem, że nasza relacja zaczęła się bardzo burzliwie ale powinieneś być świadomy tego, że w tej chwili skoczyłabym za tobą w ogień. Byłabym w stanie oddać za ciebie życie bo nie wyobrażam sobie swojego bez ciebie. Nie wiem co musiałabym zrobić żebyś mi uwierzył – westchnęłam głośno. Chciałam być częścią jego życia ale czułam, że dalej jestem obca, niekiedy nawet mogłam być postrzegana jako wróg. – Chcę ci pomóc ale musisz zacząć ze mną rozmawiać – mruknęłam przyciągając nogi do klatki piersiowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz