Czas, w którym musieliśmy sobie radzić sami i dochodzić tego wszystkiego co stało się z tymi celebrytkami był chyba najgorszym momentem, w jakim mógł nas zostawić Harv. Nawet nie specjalnie przejmował się faktem, że do niego dzwonimy i wypisujemy, a przecież niektóre rzeczy niezbędne do rozwiązania sprawy znajdowały się w jego biurku w aktach, które zostawił tam kiedy je sobie przeglądał i łaskawie zapomniał odnieść do archiwum. Po kilku dniach bezsensownego drążenia tematu i krążenia dookoła komina żeby dowiedzieć się cos więcej w końcu mi i całej reszcie zabrakło cierpliwości. Siedząc tak i rozmyślając w jakiejś kawiarni na kawie spojrzałem na Anraia, który przeglądał coś na telefonie. Tak naprawdę gdyby nie on to nie udałoby się dojść do tylu rzeczy nie mając szczegółów ostatnich napadów zaaranżowanych przez Serpents, których cały raport znajdował się w biurze naszego przełożonego.
-Co czytasz? - zerknałem na kolegę, który słysząc moje pytanie wyściubił nosa zza ekranu urządzenia.
- Zastanawiam się, gdzie Harvey zostawił klucz do swojego biura, bo przecież oprócz tych co ma przy sobie muszą być na komisariacie jakieś zapasowe co nie...
Bingo! Jezu czemu on wcześniej tego nie powiedział? Upijając ostatni łyk kawy olśniło mnie, bo przecież wszystkie zapasowe klucze znajdowały się na zapleczu, gdzie zazwyczaj trzymaliśmy wszystkie artykuły biurowe typu jakieś długopisy, papier do drukarki i tak dalej. Była tam taka specjalna, metalowa skrzyneczka, w której znajdowały się klucze od garażów, sejfu i takich tam. Przecież tam musiały być klucze zapasowe! Tak szybko jak na to wpadłem podzieliłem się tym z Anraiem, który zarządził jak najszybsze skierowanie się na komendę. Znalezienie kluczy od biura Harveya było już teraz tak naprawdę kwestią czasu i wypróbowaniem kilkudziesięciu kluczy, które potencjalnie mogłyby pasować do zamka.
-Czy to jest legalne? - zapytałem widząc jak Anrai bezskutecznie wypróbowuje kolejne klucze nie zniechęcając się przy tym ani na chwile. Słysząc to spojrzał na mnie wymownie, ale nic nie odpowiedział. Oczywiście igraliśmy teraz z ogniem wiedząc o tym, że Harvey wczoraj wrócił z wakacji i w każdej chwili może się tutaj pojawić.
Po chyba dwóch godzinach kiedy traciliśmy już nadzieje, a ja siedziałem pod ścianą umierając z nudów... w końcu usłyszałem przekręcanie się klucza i charakterystyczne 'pyknięcie'. Spojrzałem na Anraia, który też nie wierzył w to co widzi, a mianowicie w otwierające się drzwi do biura.
-Jesteś pierdolonym bogiem... - zerwałem się na równe nogi od razu przystępując do przeszukiwania szuflad biurka, w którym musiały znajdować się potrzebne nam akta. Harv raczej nie będzie zły, że je wzięliśmy, a raczej za to, że pozwoliliśmy sobie na tą zniewagę i samowolne wejście do jego pomieszczenia.
- Felix. - usłyszałem swoje imię i również w tym momencie poderwałem się, by spojrzeć na swojego towarzysza, który dzierżył w dłoni ... spluwę? I to jeszcze nie policyjną. Myśląc szybciej niż ja od razu odłożył ją na biurko i chwycił ją ponownie przez szmatkę od okularów, która jakimś cudem leżała na blacie.
-Co jest kurwa... - mruknąłem przyglądając się pistoletowi, który na pewno nie należał do żadnego policjanta. Wszystkie nasze gnaty wyglądały tak samo, ten sam model i kaliber z oczywistych przyczyn.
Połączenie faktów zajęło nam krótką chwilę, dlatego czym prędzej skierowaliśmy pistolet do labolatorium analitycznego, które mieściło się kilka dzielnic dalej. Nigdy chyba z taką prędkością nie przejechałem przez miasto, przysięgam. Jeszcze wozem policyjnym na sygnale. Panie laborantki postawiliśmy przed faktem dokonanym -potrzebowaliśmy informacji. Bardzo szybko ściągnęła odciski palców jakie znalazła na rączce o pistoletu i ustaliła, że część należy do Anraia, który wcześniej macał broń, część do Harveya, a inne do jeszcze dwóch osób, których nie mogliśmy rzecz jasna zidentyfikować z racji tego, że nie mieliśmy ich w policyjnej bazie.
Z labolatorium udaliśmy się do mnie, gdzie rokminialiśmy do kogo może należeć pistolet, który ktył się w szafce Harveya. Oczywiście główne podejrzenia padł na Lukrecję, o której nie za wiele wiedzieliśmy, a że nie mieliśmy jej DNAmusieliśmy... w jakiś sposób je zdobyć. Wieczorem postanowiliśmy zaprosić Harveya do mnie obstawiając, ze bez niej się nie ruszy po godzinach pracy. Tym razem również się nie pomyliliśmy i po koło godzinie stawił się u mnie wraz ze swoiją niświadomą niczego dziewczyną. Anrai siedział w kuchni i obracając w dłoniach pistolet spojrzałna naszego przełożonego, który nie do końca jeszcze rozumiał sytuację do momentu aż nie uświadomił sobie co to jst za broń...
-Jakim prawem weszliście do mojego biura? - lekko się zirytował, ale zachowywał jeszcze względny spokój chyba przez obecność Luki.
-Zamiast się do nas rzucać może powiesz do kogo należy ta broń zanim sami się tego dowiemy?
-Broń należy do ciebie, prawda? - podszedłem do dziewczyny, która wydawała się być zdezorientowana tym co się dzieje, a kiedy wyciągnąłem dłoń w jej stronę cofnęła się o krok do tyłu.
-Przestańcie do kurwy nędzy ją w to mieszać. Dlaczego nie możecie dać sobie spokój? - Harvey zasłonił ją żeby tylko nie miał do niej żadnego dostępu.
-Bo kłamiesz. - spojrzałem mu prosto w oczy - Od samego początku ją zasłaniasz i to tak mocno, że samo z siebie nasuwa się pytanie 'po co'.
-Poza tym skoro nie ma nic do ukrycia to pozwoli nam wziąć jej odciski palców, prawda? - Anrai kontynuował za mnie przez co ten spojrzał w jego stronę.
-Kurwa to są jakieś żar....
-Co mam zrobić żebyście siedzieli cicho... - w końcu odezwała się dziewczyna, która powiedziała to tak cicho, że niemal nie słyszałem co to było dokładnie.
-Żartujesz sobie? - Anrai aż wstał z miejsca - To tylko kwestia czasu aż dojdziemy do tego skąd jest ta broń i czy znajdują się na niej twoje odciski. Jeśli pochodzi z przemytu pójdziesz siedzieć, a...
-Harvey nie jest w to zamieszany, nie wciągajcie go w to.. - wyszła w końcu zza niego co było dla nas nie małym szokiem. Oboje prawdopodobnie mieliśmy ją za cichą myszkę.
-Skoro nie jest w to zamieszany to lepiej będzie jeśli zostawisz go w spokoju - oparłem się o ścianę cały czas obserwując Harveya, który prawdopodobnie gotował się od środka. Dziewczyna zacisnęła drobne dłonie w mieści hamując wszystkie emocje jakie mogłyby zaburzyć ten względny spokój Fullera. Wystarczyłoby jedno słowo z jej strony, a jestem pewien, że porozstrzelałby nas - był tak w nią zapatrzony.
-To jest warunek? - szepnęła zwieszając głowę w dół. Anrai wręczył jej broń, którą przyjęła bez zarzutów. W końcu należała do niej, a ona nie zamierzała zaprzeczać. I tak doszlibyśmy do prawdy teraz kiedy już ją znaleźliśmy. Gdyby wyszło na jaw to, że jedna z wyżej położonych osób w Policji układa sobie życie z prawdopodobnie kobietą mafii... wszyscy mielibyśmy przejebane. Lepiej było iść z nią na ten niebezpieczny układ niż sprzedawać to co wiemy.
Widziałem, że na twarzy dziewczyny pojawiły się łzy kiedy dotarło do niej postawione przez nas ultimatum. Harv widząc to chciał ją złapać za rękę, jednak ta wyrwała mu sie i czym prędzej wyleciała z mojego mieszkania, a mój przełożony został przeze mnie brutalnie powstrzymany za pogonią. Chwyciłem go za ramię i pociągnąłem do tyłu stając na jego drodze.
-Co ty odpierdalasz w ogóle? - warknąłem tym razem już totalnie na poważnie. - Kim ona jest i dlaczego ty w tym uczestniczysz jako policjant?
<Harv?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz