środa, 6 lipca 2022

Od Harveya - CD Lukrecji

 Jeśli kiedykolwiek powiedziałem, że przeżyłem najbardziej zwariowany dzień w moim życiu, to cofam te słowa. To, co miało właśnie miejsce było nie do ogarnięcia. Jeszcze minutę temu prowadziłem zwykłą rozmowę z Lukrecją, aby w następnej chwili wpadł do kuchni Rhys wyglądając jak szaleniec. Sprawiał wrażenie, jakby brał udział w wypadku komunikacyjnym i ledwie uszedł z życiem. Pistolet, który dzierżył w dłoniach zupełnie do niego nie pasował. Jego obecność tutaj nie pasowała. On zaginął. Wraz z Hiddenem został porwany i od tamtej nocy go nie widziałem. Co robił w tym miejscu? W tym domu?

Wykazując trzeźwość umysłu ruszyłem w ich stronę, zasłaniając swoim ciałem Lukrecję. Nie mogłem pozwolić, aby mój niestabilny emocjonalnie brat zrobił jakąś głupotę. W pierwszej kolejności postanowiłem spróbować nakłonić go, by odłożył broń. Jednakże słowa, które zaraz wypowiedział zmieniły diametralnie obraz tej sytuacji. Jego oskarżenie wydawało się prawdziwe, nawet wygląd o tym świadczył. Próbowałem połączyć fakty w logiczny ciąg zdarzeń. Jednak Rhys nie był winnym, a ofiarą? Dalsze zdarzenia jeszcze bardziej skomplikowały sprawę. Każde następne słowo powodowało, że miałem gorszy mętlik w głowie. Nic nie było takie proste.

Obecność Zeno choć z początku napawająca obawą, okazała się pomocna. On jedyny próbował nakreślić mi całą sytuację bez zbędnej wymiany zdań. Oczywiście Rhys co chwilę starał się coś od siebie dodać, za to Lukrecja nie odzywała się prawie wcale, pozwalając swojemu bratu na wyjaśnienia. Wszyscy znajdowaliśmy się w salonie. Z chwilą, kiedy Zeno odłożył broń poczułem się bardziej komfortowo o ile mogłem tak to określić siedząc w domu z przestępcami, osobami które wydawało mi się, że dobrze znałem. Nie spodziewałem się, że niewinna dziewczyna może mieć jakiekolwiek powiązania z mafią oraz to, że mój brat znów wplątał się w niezłe bagno.

Siedziałem i chłonąłem każde słowo, jakie do mnie trafiało. Potrzebowałem czasu, dużo czasu na przemyślenie całej tej sprawy. Nie mogłem się nie zgodzić z tym, że ich pomoc okaże się istotna przy rozwikłaniu sprawy. Wiedzieli zdecydowanie więcej niż cała policja w Londynie razem wzięta. Nie było czemu się dziwić, siedzieli w tym już dość długo i znali to miasto od tej ciemnej strony. Głównym celem było odnalezienie chłopaka. Bez względu na to, czy on sam był członkiem mafii czy niewinnym dzieciakiem. Kiedy już go odzyskamy, przeanalizuję to wszystko i zastanowię się co zrobić ze zdobytą wiedzą.

Miałem tylko nadzieję, że Zeno nie kłamał. Miałem obawy, że gdy już odzyskają swojego członka rodziny, postanowią mnie uciszyć. Byłem w końcu policjantem i nie zamierzałem być uwikłany w mafijne porachunki.

Zgodziłem się pojechać  wraz z nimi do ich drugiej miejscówki, aby bardziej zrozumieć sytuację w jakiej się znalazłem. Rhys nie ucieszył się na jego słowa i chciał nas opuścić, dlatego zmuszony byłem zakuć go w kajdanki. Kiedy zakleiłem mu usta taśmą, obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem. Przez lata zdążyłem do niego przywyknąć. Ten durny łosiek nawet nie potrafił zrozumieć, że robiłem to i dla jego bezpieczeństwa. To przez niego tutaj byłem. To z jego powodu musiałem dowiedzieć się prawdy, którą nie łatwo było mi zaakceptować. Czy wolałem żyć w niewiedzy i traktować Lukrecję oraz jej rodzinę jako normalnych mieszkańców? Nie wiem. Teraz znając prawdę musiałem wszystko raz jeszcze przeanalizować, nie dając ponieść się emocjom. Czułem się zdradzony, oszukany. Jak mogła przez tyle czasu tak grać? Nie ufała mi? Byłem policjantem, to powinno być zrozumiałe, ale z drugiej strony... Cały dzisiejszy dzień był dla mnie zbyt ciężki.

- Lu... - zacząłem, kiedy zostaliśmy przez chwilę sami.

Zeno wraz z moim bratem znajdowali się już w samochodzie. Powinniśmy zaraz do nich dołączyć. Dziewczyna właśnie zamykała dom. Chciałem, aby na mnie spojrzała. Sam nie wiedziałem co powiedzieć.  Nie wiedziałem jak teraz będzie między nami to wyglądać.

Jej dalsze słowa wywołały u mnie lekki wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszego odtrącenia, ale jak miałem zareagować? Byłem zdezorientowany. Na moją głowę zwaliło się tyle spraw, tyle informacji na raz. Czas. Potrzebowałem czasu. Oboje go potrzebowaliśmy.

Lukrecja w końcu odwróciła się i nie patrząc na mnie, ruszyła do samochodu. Na jej policzkach dostrzegłem ślady łez. Płakała. Jeszcze nie tak dawno oboje się śmialiśmy, skradaliśmy pocałunki. A teraz? Zacisnąłem mocniej szczękę i ruszyłem za nią.

Wsiadłem do samochodu, zajmując miejsce z przodu. Lukrecja siadła do tyłu, gdzie siedział również Rhys. Odwróciłem się, aby spojrzeć na chłopaka i sprawdzić czy już się uspokoił i nie próbował znów uciekać pomimo kajdanek. Ostatnie zdarzenia na szczęście go wymęczyły, bo opierał głowę o szybę i chyba zasnął lub po prostu zamknął oczy, nie chcąc na nas patrzeć. Przesłuchiwanie go nie zapowiadało się na łatwą sprawę. Znałem go i wiedziałem, że jeśli się uprze, nic nie będzie w stanie go przekonać. Tylko tu liczyło się życie Hiddena i nie zamierzałem traktować go ulgowo. Jeszcze dziś wycisnę z niego prawdę. Będzie musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

- Nie każecie mi zasłonić oczu? - zapytałem, kiedy auto ruszyło.

- Nie mamy nic do ukrycia - odpowiedział Zeno spokojnym, rzeczowym tonem. - Jeśli mamy sobie ufać, nie ma potrzeby zatajać miejsca, gdzie zmierzamy.

Kiwnąłem tylko głową na znak, że rozumiem i już bez żadnych pytań pozwoliłem się zawieźć do ,,jaskini lwa".  Liczyłem, że jego ludzie zostaną uprzedzeni o naszej wizycie i nie zostanę powitany kulką. Nigdy przez myśl mi nie przyszło, że kiedykolwiek nawiążę współpracę z mafią. Według słów szefa Pangei nie byli aż tacy źli bo przecież ,,nie mordowali bez powodu" ale powodem mogło być wszystko. Zastanawiałem się ilu ludzi na sumieniu miał już Zeno. Czy Lukrecja kiedykolwiek trzymała broń w dłoni? Czy ona też kogoś zabiła?

Zerknąłem do tyłu, aby złapać jej spojrzenie, ale podobnie do Rhysa opierała głowę o szybę, spoglądając na mijane po drodze drzewa. Jechaliśmy już jakiś czas. Gdy byliśmy na miejscu przypomniałem sobie o pewnym szczególe. Nie zabrałem swojej komórki. Została prawdopodobnie na stoliku w ich salonie.  Felix do tego czasu zasypał mnie pewnie masą wiadomości. Mieliśmy być w kontakcie, a nie dawałem znaku życia. Przyjaciel zapewne założy, że jestem w towarzystwie Lukrecji, co nie będzie błędem, lecz okoliczności diametralnie się zmieniły. Zamiast miłej rozmowy, która powoli przeradzała się w coś znacznie przyjemniejszego, poznałem okrutną prawdę.

- W domu powinni być inni członkowie, ale nie musisz się ich obawiać - uprzedził Zeno, zatrzymując samochód.

Odpiąłem pasy i wyszedłem z pojazdu w ślad za mężczyzną. Przytrzymałem również drzwi, gdy wysiadała Lukrecja, jednak i tym razem bez słowa po prostu mnie minęła i skierowała jako pierwsza do domu.

- Pobudka - usłyszałem czarnowłosego, który wywlekał właśnie Rhysa ze środka. 

Zamknąłem drzwi i obszedłem auto, aby przejąć od niego swojego brata, który był nader spokojny i pozwolił się prowadzić w stronę domu. Do czasu, bo po chwili potknął się na prostej drodze i zaliczył bliskie spotkanie z glebą. Nie zdążyłem w porę go złapać. Chwyciłem go, by pomóc wstać co spotkało się z jego niewyraźnymi jękami bólu. Nie był w najlepszym stanie i jeśli naprawę nie zacznie gadać i nie poda informacji gdzie znajdował się najmłodszy Moretti-Harris nie będę mógł zabrać go by ktoś go obejrzał i opatrzył.

- Jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczał, zdejmę ci tę taśmę by lepiej oddychać - powiedziałem, trzymając go za ręce, aby znów nie zaliczył gleby. Było mi go żal przez wzgląd na jego żałosny wygląd. Zeno nie patyczkował się z nim.

Jak to wszystko skończyłoby się, gdyby Rhys nie przeszkodził mi w rozmowie z Lukrecją i szedł w zaparte, nie chcąc udzielić potrzebnej informacji? Zabiliby go?  Mieliby cholernie dobry powód, chodziło przecież o ich rodzinę. A skoro mieli powód...

Szybkim ruchem ściągnąłem taśmę z ust Rhysa i dalej poprowadziłem ku drzwiom do posiadłości.

- Jeśli będzie kłapał dziobem, zakleję mu go ponownie - ostrzegł Zeno, gdy weszliśmy do środka.

Rhys wymamrotał ciche ,,pierdol się", słyszane na szczęście tylko przeze mnie. Szarpnąłem nim, aby się przymknął i nie komplikował bardziej sprawy, która i tak była okropnie zagmatwana. Mężczyzna wskazał nam kierunek, w który powinniśmy się udać. Był to piękny salon, ale nie miałem czasu zachwycać się drobnymi szczegółami. Wolałem jak najszybciej opuścić to miejsce.

- Kogo my tu mamy? - usłyszałem obcy mi głos, na który odwróciłem głowę.

Do salonu wszedł mężczyzna, którego nie znałem. Rhys poruszył się niespokojnie, w końcu zajmując miejsce na kanapie na którą go popchnąłem. Szatyn podszedł bliżej nas, dłuższą chwilę przyglądając mi się.

- A oto i zdrajca - te słowa skierował już do Rhysa.  - Gdzie zabraliście Hiddena?

- Nie wiem - odparł krótko, co tylko bardziej rozzłościło nieznajomego. - Dlaczego miałbym cokolwiek wiedzieć?

- Widziałem cię tamtego dnia, pomagałeś w porwaniu! - rzucił oskarżeniem, będąc chwilę od rzucenia się na chłopaka.

- Jesteśmy tutaj, aby sobie wszystko wyjaśnić - odezwał się Zeno, kładąc rękę na ramieniu swojego kolegi, chcąc załagodzić sytuację. 


Zeno?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz