środa, 6 lipca 2022

Od Jayden'a CD Shey/Hidden'a

Zdawałoby się, że wraz z dniem kiedy Florecia odurzyła nie tą osobę co trzeba, wszystko zaczęło się jebać. Byłem w stanie uwierzyć w to, że ten rozpieszczony małolat był swego rodzaju amuletem przynoszącym nieszczęście, bo naprawdę do tej pory nic się tak nie komplikowało. Na samą myśl o gadzie imieniem Hamish, który zrobił tak dużo szumu o dziewczynę, której nie dostał, a teraz rozpłynął się jak we mgle zaciskałem pięści do tego stopnia, że moje kostki robiły się białe. Nie marzyłem o niczym innym jak o znalezieniu tego padalca i wyjaśnienia sprawy pięściami. Przez całą naszą znajomość był tak uniesiony w facie, że ktoś młodszy od niego jest wyżej pozycją. A teraz zachował się jak jakiś niedoświadczony gówniarz. Kiedy sprawy nie poszły po jego myśli tupnął nóżką i uciekł tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Zapadł się pod Ziemię. Od zawsze kpił z tego, do czego jestem zdolny, a przymykałem na to oko tylko dlatego, że interesy były dobre. A szkoda. Przynajmniej mógłbym egzystować ze świadomością, że staruszek zarobił ode mnie kilka razy w pysk.
Znajdowałem się w tym samym magazynem, gdzie doszło do całej afery tamtego wieczoru. Oczywiście nie byłem tam sam, miałem ze sobą kilku swoich ludzi w charakterze ewentualnych ochroniarzy. Czekałem cierpliwie na Shey i Rhys'a, którzy mieli doprowadzić do mnie dziewczynę, która tak naprawdę była już bezużyteczna. Po cichu liczyłem, że spierdolili zadanie, mógłbym się wtedy przynajmniej wyżyć. Chodź nie mogło to być zbyt prawdopodobne, ponieważ dziewczyna była obeznana w tym fachu. Tak jak nie zaufałbym z tym zadaniem chłopakowi, jej mogłem.
Po pewnym czasie pojawił się samochód z którego wyskoczyła Shey, a następnie jej kierowca wyciągnął z bagażnika związaną i zakneblowaną dziewczynę. Ani śladu Rhysa. Świeżak się gdzieś zapodział? Spanikował? Uciekł? Pokręciłem jedynie głową i powolnym krokiem udałem się w ich kierunku. 
Kiedy stałem już przed nimi przykucnąłem przed dziewczyną siedzącą na podłożu. Złapałem ją za podbródek i zacząłem dokładnie oglądać twarz. Żadnych zadrapań, całkiem ładna, nie pisnęła nawet, a jedynie drżała ze strachu.
- Gdzie twój skromy towarzysz? - zapytałem swoją podwładną nie patrząc nawet w jej kierunku. - Spierdolił?
- Byliśmy razem po dziewczynę. W drodze kazał kierowcy się zatrzymać i po prostu wyszedł z samochodu i gdzieś poszedł. - odpowiedziała ze stoickim spokojem. Nawet chwili nie zastanawiała się nad odpowiedzią co bardzo mnie radowało. W końcu to mnie musi być lojalna, a nie nowo poznanemu chłystkowi.
- Doceniam szczerość. - mruknąłem jedynie puszczając twarz dziewczyny. Ta od razu spuściła głowę w dół i patrzyła na betonowe podłoże. - Nie zatrzymałaś go?
- A miałam? Nie jestem niańką. Robię to co mam robić, nie obchodzi mnie jego postawa. Czy mam coś jeszcze zrobić?
- Na chwilę obecną nie. Richard zapłaci Ci za to jutro, małolat nie dostanie nic za zmycie się. Ale dobrze byłoby gdybyś dowiedziała się gdzie jest. Muszę się z nim rozmówić..
- Jasne. - skinęła głową po czym zwróciła się w stronę drzwi, myśląc, że to już koniec tego osobliwego spotkania.
- Jeszcze moment. - powiedziałem, a ta zamarła w bezruchu i odwróciła się w moją stronę. - To wszystko było tylko stratą czasu. - uśmiechnąłem się lekko po czym spojrzałem w dół na dziewczynę. - Hamish okazał się być tchórzliwym sukinsynem. Nic nam po tej płotce. Niemniej jednak cieszę się, że mam tak dobrego pracownika jak Ty.
Nie wahając się już ani chwili dłużej sięgnąłem do kieszeni skórzanej kurtki. W mojej dłoni znalazł się nóż szturmowy, który miał mieć dziś tylko jedno planowane zastosowanie. Przykucnąłem przy nadal trzęsącej się brunetce. Kazałem jej spojrzeć mi w oczy, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały zobaczyłem w jej napływające łzy. Już po chwili spływały po jej bladych policzkach i w końcu wydała z siebie jakiś dźwięk. Cisze jęki, które zapewne bez zaklejonych ust byłyby nędznymi błaganiami o darowanie życia.
Uśmiechnąłem się jedynie najlepiej jak umiałem po czym jednym zwinnym ruchem poderżnąłem jej gardło. Szkarłatna krew trysnęła wprost na moją twarz, kurtkę oraz koszulkę. Nim upadła odkleiłem z jej ust taśmę, a z ust zaczęła wylewać się jeszcze ciepła ciecz. Usłyszałem tylko kilka odgłosów krztuszenia, a już po kilku sekundach nastąpiła cisza. Pod ciałem dziewczyny zaczęła zbierać się kałuża krwi.
- Możesz już jechać. - spojrzałem się w stronę Shey, która uważnie wszystko obserwowała. Każdy kto dla mnie pracował wiedział, że odwrócenie wzroku w takich momentach może skutkować czymś podobnym. Nie potrzebowałem w szeregach słabych ludzi.
- Oczywiście. - po tych słowach zniknęła w samochodzie, a po kilku minutach odjechała.
Podniosłem się z przykuca, otarłem ostrze noża o spodnie, po czym schowałem go na swoje miejsce. Podniosłem koszulkę nieco do góry, żeby wytrzeć nią umazaną krwią twarz.
- Sprzątnijcie ją stąd. - powiedziałem do pozostałych obecnych mężczyzn nie patrząc po raz kolejny na martwe ciało.
Wyzwoliło mnie to od kilku zbędnych emocji, jednak nadal nie byłem usatysfakcjonowany. Nadal miałem ochotę coś zrobić. A bardziej komuś. Nie miałem jednak żadnego sposobu aby znaleźć tamtego gada. Mogłem liczyć jedynie na cud.
~*~ 
Kiedy byłem w drodze do Alibi, na swego rodzaju samozwańczą wizytę kontrolną, zadzwonił do mnie Richard. Gdybym nie jechał samochodem rozbiłbym ten pierdolony telefon w drobny mak. Zamykanie tych dwóch małolatów okazało się być ogromnym błędem leżącym po mojej stronie i chyba w tym wszystkim najbardziej mnie to zdenerwowało. Nie wspomnę już o pierdolonej Florencii, której tak naprawdę nie powinno tam być. A z tego co pamiętam jasno się wyraziłem, żeby Jullena pilnowała tej małej kurewki. Wszystko jak krew w piach, kolokwialnie mówiąc. Pojawi się krew, ale na skromnych drewnianych podłogach wyłożonych w piwnicy.
Pojawiłem się w swoim skromnym przybytku w ubraniach, które miałem na sobie w spotkaniu w dokach. Nie miałem przy sobie nic innego, poza tym nie chciałem na coś takiego tracić czasu. Zaparkowałem samochód w uliczce, do której tak naprawdę za barem nikt nie zaglądał. Sąsiadujące budynki nie miały w niej okien, więc nie było potrzeby na to, aby się jakoś specjalnie skrywać. Bar jak na razie był zamknięty, a w środku byli tylko nasi ludzie.
Jak się okazało dzieciarnia przedostała się aż do góry po schodach, a w piwnicy znajdowała się tylko półprzytomna Florencia. Kiedy jednostronnie rozmawiałem z 'młodym hrabią' została ona przywleczona do góry tak, aby mogła obserwować pokaz, który już sobie wymyśliłem.
- Możesz mnie po prostu zabić? Powiedz czego Ty chcesz, albo mnie zabij..
- No proszę Cię, nie bądź takim pesymistą. Nie wyglądasz z takim nastawieniem dobrze. - zaśmiałem się lekko zakładając nogę na nogę i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Wewnątrz czułem się jakbym miał zaraz eksplodować. Wszystko co się w ostatnim czasie skumulowało po prostu błagało o jakąś drogę wyjścia. I zamierzałem ją dostarczyć.
- Lepiej myśl szybko, bo teraz czeka Cię tylko sroga porażka.
- Aw, naprawdę dalej myślisz, że cokolwiek ugrasz? - przechyliłem w lewo lekko głowę i uśmiechnąłem się. - Nie wiem czy zauważyłeś, ale to po mnie spływa. Nie obchodzi mnie to kim jesteś, kim jest twoja śmieszna rodzinka, a jeszcze bardziej nie obchodzi mnie to co kazałeś zrobić drugiemu koleżce.
- Więc co panie wielki zły mafiozo? Udało mi się uciec z twojej zasranej klatki i nadal nie czujesz, w jak głębokim gównie jesteś? - zaśmiał się szyderczo, a ja postanowiłem w końcu wstać z krzesła.
- Nie, absolutnie nie. Jedyne co czuję, to fiołki. Ty za to młody poczujesz coś zupełnie lepszego.
Skinąłem głową do Richarda, a ten szybko i sprawnie przygwoździł go do ziemi brzuchem w dół. Florencia W jednej chwili zaczęła wyrywać się mężczyźnie, który ją trzymał jednak na daremne. Nie wiem co jej zrobili, ale znacznie to jej zaszkodziło i była wręcz bezbronna.
Przykucnąłem przy chłopaku i patrzyłem na to, jak bardzo próbuje zachować spokój, ale jego ciało skutecznie go zdradzało. Nie dało się ukryć drżenia, czy też potu ściekającego po czole. Kontemplowałem przez chwilę w którą stronę powinienem rozwinąć scenariusz, jednak nie zajęło to długo. Wyciągnąłem nóż, który zebrał już dziś jedno żniwo i zabrałem się do pracy, która z pierwszymi już krzykami ukoiła moje skołatane nerwy.
- HIDDEN! - Florencia wydała z siebie gorszy krzyk niż sam chłopak, na co jedynie się skrzywiłem. Całkiem ciekawe posunięcie jak na kogoś, kto sam mi go podłożył.
Nie zastanawiałem się zbytnio nad tym, jak cięcia wyglądały. Ważne było to, żeby były dość głębokie i żeby ten gówniarz był w taki bólu fizycznym, jaki mu się należał za takie zagrywki. Darł się tak głośno, że w pewnym momencie jego głos ochrypł. W pierwszych chwilach próbował ostatkami sił się wyrywać, jednak nie był on żadnym problemem dla Richarda, który przytrzymywał go jedynie kolanem, a dłonią trzymał jego dwa nagdarstki. Krew lała się strumieniami, a jego i tak już brudna koszula całkowicie nią przesiąknęła. Po jego twarz spływały łzy, do tego stopnia, że jego twarz wyglądała jakby była dopiero co zanurzona w wodzie. Muzyka dla moich uszu. Nie mogłem powstrzymać się od pełnego satysfakcji uśmiechu. Po prostu cieszyła mnie jego agonia, po tym jak przebiegał jego pobyt tutaj miałem nadzieję, że w końcu się nauczy nie otwierać pyska i nie sprawiać problemów. 
- Nie martw się, bo mogłeś skończyć gorzej. - odsunąłem się od niego, chodź wątpiłem, że słyszał mnie między swoimi krzykami, a skomleniem Florencii. - Zawsze mogłem poderżnąć Ci gardło prawda? Chciałbyś tego, co przystojniaczku? - zaśmiałem się, po czym zmierzwiłem mu włosy. - Zabierz go stąd Rich, tylko pamiętaj żeby przeżył. Została jeszcze twarz, na wypadek gdyby znowu próbował zgrywać bohatera.

< Hidden? Albo Flo? >
1506 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz