Cała ta akcja wyjęta była jak z filmu akcji. Nie spodziewałem się, że plan chłopaka wypali. Bo szczerze jakie mieliśmy szanse w porównaniu z tymi bandytami? Możliwe, że czarnowłosy już nie raz ratował się z takich opresji, ale dla mnie to była nowość. Dzięki adrenalinie krążącej w moich żyłach jakoś się trzymałem, nie pozwoliłem zmrozić się strachowi.
Okazało się, że jednak szczęście nam dopisywało, bo po chwili byliśmy wolni, no prawie. Przynajmniej nie siedzieliśmy w tej paskudnej klatce. Pozostało nam tylko opuścić to pomieszczenie i tu pojawiał się problem. To miejsce na pewno było dobrze chronione i nie mogliśmy tak po prostu wyjść. Słuchałem słów Hiddena oceniając ryzyko, wszelkie za i przeciw. Stałem naprzeciw niego, dokładnie obserwując każdy ruch. W końcu miałem okazję zobaczyć jego twarz. I gdyby nie ta krew, która była dosłownie wszędzie; na jego czole, policzku, ubraniach to mógłbym śmiało przyznać, że był przystojny. I to nie tak, że będąc gejem od razu postrzegałem tak wszystkich facetów. Miałem swój typ i gdyby okoliczności nie były tak ekstremalne, mógłbym do niego zagadać. Przerażało mnie jedynie jego spojrzenie, jakim mnie zaszczycił. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Nigdzie nie pójdę - odezwałem się po chwili, hamując jego samobójcze zapędy. - Widziałeś w jakim jesteś stanie?
- Słuchaj no, dzieciaku - odparł od razu, zbliżając się szybkim krokiem w moją stronę, przez co odruchowo cofnąłem się o dwa kroki. - Jeśli chcesz wyjść z tego cało, masz się słuchać.
- Chyba naprawdę uderzyłeś się w głowę - powiedziałem, nie spuszczając z niego swojego upartego spojrzenia. - Wyglądasz, jakbyś ledwo trzymał się na nogach. Nie pozwolę ci iść na pewną śmierć.
- Lepiej zatroszcz się o własną skórę i spierdalaj jak najdalej stąd, gdy tylko będziesz miał okazję.
- Ja mogę odwrócić ich uwagę - dodałem, tworząc w swojej głowie nowy plan, który zapewni nam obu bezpieczeństwo. Być może wymagałoby to ode mnie pewnego poświęcenia, ale byłem pewien, że by się udało. A przede wszystkim nikt by nie zginął. Chyba...
- Umiesz strzelać lub posługiwać się nożem? - zadał pytanie z kpiną wyczuwalną w głosie. Nie odpowiedziałem na to pytanie. - Tak myślałem, a teraz przesuń się - ruszył w stronę drzwi, którymi nie tak dawno weszła ta kobieta, leżąca w tej chwili na podłodze.
- Hidden, poczekaj! - odruchowo złapałem go za ramię, chcąc powstrzymać.
Chłopak wyraźnie się skrzywił, prawdopodobnie uraziłem jego już i tak zmaltretowane ciało. Wyglądał koszmarnie, brudny od krwi, a teraz wkurwiony moją osobą. Obdarzył mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Nie chciałem wchodzić mu w drogę. Szybko zabrałem rękę, nie chcąc mieć jej za chwile połamanej w kilu kawałkach.
- Posłuchaj, sam powiedziałeś, że jesteś już trupem. Kiedy cię dopadną, mogą cię zabić bez mrugnięcia okiem. W twoim obecnym stanie nie będzie to dla nich problemem. A ja sam nie zajdę daleko i wszystko pójdzie na marne. Mnie nie zabiją. Jestem pewny, że nie tkną nawet palcem. Mój stary jest bardzo dziany i mogę się założyć, że moje porwanie ma na celu wyłudzić od niego kasę, a dzięki temu jestem nietykalny. Odwrócę ich uwagę jak najdłużej będę mógł, a ty stąd uciekniesz i sprowadzisz pomoc.
Skończyłem mówić i przyglądałem mu się w napięciu. Cholernie bałem się tego, co niedługo się wydarzy. Nigdy nie bałem się bardziej niż w tej chwili. Nie byłem też typem bohatera, wolałbym, aby była jeszcze jakaś trzecia możliwość, która nie wymagałaby poświęcenia jednego z nas. Do końca nie wiedziałem kim byli porywacze, ale widząc jak skończył Hidden - nie patyczkowali się. Stanowili realne zagrożenie, ale jeśli moje myśli okażą się prawdą, mnie nie powinno nic się stać nawet, jeśli ponownie mnie dorwą i wsadzą do tej durnej klatki.
Hidden?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz