Młody miał charakterek to trzeba było mu przyznać i gdyby nie fakt, że naprawdę byłem u kresu swojej wytrzymałości na ból i stres to może nawet byłbym w stanie bardziej to docenić. Pod tym względem byłem taki jak Zeno - w takich sytuacjach stawałem się drażliwy, wredny i rzucałem 'kurwami' do każdego kto stanął mi na drodze. Mając to w głowie i przy okazji starając się jak najbardziej unormować oddech spojrzałem na nie
-Słuchaj, bąbelku. - wręczyłem mu do ręki ten sam nóż którym wcześniej wymachiwałem. - Jeśli myślisz, ze szef jednej z największych mafii będzie miał jakieś skrupuły co do tego by Cię zabić tylko dlatego, że masz dzianych rodziców to czas zejść z drzewa, bo z takim myśleniem szybko zaczniesz wąchać kwiatki od spodu.
-Przestań do mnie mówić bąbelku! - uparciuch zbliżył się do mnie na metr i zagroził palcem niczym małe dziecko. Spojrzałem na jego rękę i zaraz przeniosłem wzrok na jego twarz. Haha jaki słodziak. Denerwuje się na mnie zamiast myśleć nad tym czy w ogóle to przeżyje.
-Jak stąd wyjdziemy to będziesz mnie błagał żebym nie przestawał. - parsknąłem śmiechem ostatkami sił po czym skierowałem się do wyjścia z piwnicy. Schody prowadzące na górę były długie, strome a na samym ich końcu znajdowały się kolejne drzwi. Oprócz nas i leżącej na ziemi Florencji nie było tutaj nikogo, jednak to była kwestia czasu aż ktoś się zorientuje, że zwialiśmy.
Ostatecznie pod schodami okazało się, że nie jestem w stanie wejść na górę i kiedy chciałem zrobić krok do przodu, zachwiałem się i upadłem na cztery łapy niczym kot. Seth spojrzał na mnie z politowaniem, jednak nie pisnął ani słowa. Po prostu jak najdelikatniej starał się mnie podnieść i pomóc mi wejść na górę.
-Słuchaj...to ja odwrócę uwagę. Ty musisz stąd wyjść i powiedzieć reszcie gdzie jestem. - kiedy mnie tak wlókł co jakiś czas mówiłem mu pojedyncze słowo lub dwa by ostatecznie złożyć zdanie w całość. - Jeśli im nie powiesz, zabiją mnie. Dlatego liczę, że masz równie sprawne nogi co język. - dokańczając spojrzał na mnie lekko zmieszany przez co ja puściłem mu zawadiackie oczko.
Zanim zamierzałem otworzyć drzwi na zewnątrz powiedziałem mu dokładnie gdzie ma iść żeby jak najszybciej powiadomić moją zwariowaną rodzinkę gdzie jestem dodając jeszcze do tego by mnie nie zawiódł. Wyglądał na przejętego, ale nie wystraszonego. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że ten cel, który dałem mu do osiągnięcia dodaje mu odwagi i pewności siebie.
Pociągnąłem za klamkę i na całe szczęście nie było nikogo więcej, jednak korytarz rozchodził się w dwie strony. Rzecz jasna odesłałem go w drugą i powiedziałem, że jeżeli na kogoś trafi ma się schować lub obejść tak by po prostu stąd wyjść bez zwracania na siebie szczególnej uwagi. Nie wyrażał jakichś szczególnych chęci, ale nie miał wyjścia i tak nie zgodziłbym się na żaden inny plan.
Akcja i tak potoczyła się szybko, bo już za pierwszym zakrętem od rozdzielenia się przywitał mnie prawy sierpowy od chyba... tego drugiego typka, który był zastępcą tego ich całego szefa. Nie miałem już siły się bronić, a co dopiero odpowiadać atakiem, a kilka mocniejszych ciosów po prostu powaliło mnie na ziemię niczym martwe zwierzę. Zawlekł mnie do tego psychicznego gościa, który przez chwilę prawił mi jakiś monolog, a potem zaczął mi się solidnie przyglądać.
-Możesz mnie po prostu zabić? - wymamrotałem resztkami sił. - Powiedz czego ty chcesz, albo mnie zabij...
<Jayden? I co dalej u Setha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz