środa, 6 lipca 2022

Od Lien Mi - CD Maxwella/Do Harveya

Cieszyłam się, że w końcu zobaczyłam Zeno i Lukrecję, bo to były dwie osoby, które tutaj znałam i jako tako czułam się w ich obecności bezpiecznie. Co prawda z pewnością cała reszta Pangei była równie pomocna co oni, jednak przerażała mnie aura panująca w tym miejscu. Jeszcze ten chłopak który przyczynił się do porwania Hiddena i jego poobijane ciało….chyba.. nie byłam jeszcze gotowa na takie widoki.

Lukrecja bez zbędnego gadania przystąpiła do przemywania jego ran, oczyszczania tego co miał i w sumie powoli zaczynała prowadzić z nim rozmowy sprowadzające się w stronę kąpieli. Obserwowałam to wszystko z boku nie mogąc się nadziwić ile ta dziewczyna ma w sobie cierpliwości i przede wszystkim empatii do człowieka, który tak naprawdę przyczynił się do tego, że teraz nie może zobaczyć swojego brata i nie wiadomo czy w ogóle jeszcze zobaczy go żywego.

-Czy wy możecie mnie już zostawić w spokoju? - odburknął czarnowłosy ponownie starając się jakkolwiek wyszarpać i wyswobodzić. Nic mu to w tym momencie nie dawało, a jedynie jeszcze bardziej się okaleczał. Zachowywał się jak kompletny szaleniec, który postradał wszystkie zmysły chcąc jak najszybciej wydostać się ze swojego koszmaru.
-A ty mógłbyś się w końcu zamknąć, bo staramy się tobie trochę ulżyć zamiast po prostu Cię torturować i okaleczać co z pewnością zrobiłoby z tobą Serpents. - Lukrecja to mówiąc już nieco ostrzej spotkała się tylko z szyderczym uśmieszkiem z jego strony i kolejnymi wyzwiskami. Słysząc westchnęła głośno, wstała i zamachując się dosyć solidnie posłała chłopakowi mocnego liścia w policzek. Jego oczy powiększyły się ze zdziwienia, a twarz poczerwieniała ukazując czerwony ślad po palcach.

- Ty kurwo..

-Grzeczniej, śmieciu. Wcale nie muszę być dla ciebie miła, a zaczyna brakować mi już do ciebie cierpliwości. Robimy wszystko żebyś nie musiał cierpieć, a ty tylko pieprzysz jakieś głupoty o tym jacy jesteśmy straszni. Jak chcesz to mogę Ci pokazać jacy jesteśmy naprawdę…

Modelka po prostu podeszła do komody i z pierwszej szuflady wyciągnęła mały pistolet z tłumikiem. Zwyczajnie, bez ceregieli wycelowała mu prosto w głowę przez co ten momentalnie zamilkł. Zapewne nie chciała go skrzywdzić. Nie Lukrecja. Po prostu doskonale wiedziała, że człowiek w sytuacji zagrożenia życia ;trzeźwieje umysłowo’ i pewnie dokładnie taki efekt chciała osiągnąć.

Dobrze, że już nic nie mówił i po prostu wpatrywał się tym zawistnym spojrzeniem w dziewczynę, bo nie wiem jakby się to dalej skończyło. Pani Harris po kilku długich sekundach opuściła dłoń i wypuściła z płuc powietrze, które skumulowało się tam podczas tego delikatnego uniesienia gniewem. Obserwowałam to wszystko z boku i właśnie w tym momencie dostrzegłam, że dziewczyna lekko zachwiała się na nogach. Prawdopodobnie też to odczuła dlatego szybko odłożyła broń z powrotem po czym oparła się dłonią o tą samą komodę przy okazji zakrywając delikatnie twarz jedną dłonią.

-Lukrecja, wszystko w po… - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku jakbym chciała ją złapać i w tej chwili dostrzegłam jak na jasny, kremowy dywan skapuje kilka kropel ciemnoczerwonej cieczy. Podbiegłam do niej natychmiast łapiąc ją za ramię i odwracając w moim kierunku. To nie był odpowiedni ruch, ponieważ dziewczyna zachwiała się i już za moment wylądowała na kolanach na podłodze. - Boże kochany, poczekaj zawołam kogoś…- od razu chciałam wstawać, aczkolwiek ta złapałą mnie lekko za dłoń powstrzymując od tego.

Spojrzałam na nią porozumiewawczo. Widziałam, że nie chce nikogo martwić, ale to co się z nią działo wyglądało już lekko poważnie.

Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, a w tym momencie ktoś otworzył drzwi do pokoju. To był ten policjant, którego prawdopodobnie coś łączyło z Lukrecją. Spojrzał na nas siedzące na podłodze i zamarł. Lukrecja najwidoczniej nie chciała, by ten zauważył jej słabość, bo starała się jak najszybciej wstać co kompletnie jej nie wychodziło. Chwiała się i nie potrafiła nóg doprowadzić do względnego porządku.

-Spokojnie. - uspokoiłam ją łapiąc przy okazji za jej nadgarstek i odsłaniając twarz, którą tak usilnie starała się zakryć. Z jej nosa ciekła stróżka krwi, która spływała po brodzie i skapywała na jej ubranie mocno je przy tym brudząc. - Daj sobie pomóc…

<Harvey? Co z tym zrobisz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz