Max nie był zadowolony z faktu, ze przywlokłem tu nie tylko Rhysa, ale i jego brata, a mimo to starał się zachować zimną krew. W kościach czułem, że jak tylko zostanie ze mną sam nie zostanę potraktowany ulgowo, a monolog jaki mi wyprawi będzie siedział w mojej głowie tydzień. Kiedy powiedziałem ze spokojem, że trzeba to wszystko wyjaśnić - Katfrin i Max spojrzeli na mnie jak na debila. Byli rozemocjonowani dokładnie tak samo jak ja wczoraj i dzisiaj rano, a rządza zemsty wręcz z nich emanowała.
- Chcesz mi powiedzieć, że teraz spokojnie będziemy tu siedzieć podczas gdy nie wiadomo czy Hidden jeszcze żyje? - Katfrin podeszłą do mnie z założonymi rękami na piersi i przewierciła mnie swoim groźnym spojrzeniem. Co jak co ale ta kobieta wywoływała strach nawet u mnie. - Ostatnio mam wrażenie, że zgubiłeś gdzieś piąta klepkę, Zeno.
- Ja mam wrażenie, że gdzieś ciebie zabrało, a może gdybyś tu była to bylibyśmy w stanie niektórym sytuacjom zapobiegać. - mruknąłem patrząc na nią z góry, bo co jak co jedyne co budowało moją przewagę nad nią to wzrost i zachowanie zimnej krwi. Widziałem wyraźnie, że poczuła się lekko urażona i czekałem tylko aż mi przywali.
- Spoko, później o tym porozmawiamy. - ku mojemu zdziwieniu nie zrobiła nic więcej. Ani nie odpyskowała, ani nie podsumowała mnie - po prostu pokornie przyjęła to co powiedziałem uświadamiając sobie prawdopodobnie, że poniekąd miałem rację. Z drugiej strony porwanie Hiddena to była tylko i wyłącznie moja wina, dlatego nie powinienem jej szukać w innych.
Katfrin chyba nie chciała na mnie dłużej patrzeć, bo po prostu bez zbędnej gatki wyminęła mnie i poszła do pokoju. Czułem na sobie w tym momencie wzrok wszystkich zebranych, ale i tak nie miałem się im z czego tłumaczyć. Przez dłuższa chwilę panowała cisza więc Lukrecja wzięła ze sobą Lien i Maxa i zaprowadzili razem Rhysa do pokoju, w którym mogliby go opatrzeć i nieco lepiej się nim zająć. Jeszcze na odchodne rzuciłem do Maxa, by postarał się mu nie obić mordy bardziej niż jest na co ten tylko skinął głową.
Wzdychając głośno pokierowałem Harveya do biura, gdzie wygodnie oboje rozsiedliśmy się fotelu uprzednio nalewając sobie do kryształowych szklanek nieco mocniejszego trunku. Nie protestował mimo godziny gdzieś około 17:00, więc obstawiałem, ze jest równie zmęczony tą sytuacją co ja i po prostu nie ma sił na więcej wrażeń.
- Czemu pozwoliłeś mi tutaj przyjechać? - w końcu zapytał obracając w palcach szklankę. Delikatnie żeby nie wylać jej zawartości, ale wystarczająco mocno by płyn obijał się o szklanki. - Policja powinna być twoim wrogiem numer jeden..
- Bo jest, ale ty jesteś traktowany trochę inaczej, bo kręcisz z moją siostrą chociaż 'kręcisz' to chyba za dużo powiedziane z tego co widziałem. - westchnąłem upijając łyk - Nie jestem z serii tych braci, którzy będą zamykali swoją młodszą siostrzyczkę pod kloszem. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że trafiła na kogoś odpowiedniego.
-Dlaczego mówisz wszystko w czasie przeszłym...? Po prostu to wszystko... to dla mnie za dużo. Nie sądziłem, ze środowisko, w którym się ostatnio obracam to sami..
-Przestępcy? Mordercy? Oszuści? Nazywaj to sobie jak chcesz, ale życie nie jest takie czarno-białe jak wydaje się wszystkim chodzącym w granatowych mundurach. - ponownie zrobiłem łyk, jednak po tym odstawiłem szklankę na stół i nieco bardziej wtopiłem się w siedzenie. - W każdym razie... musisz siedzieć cicho, bo jeśli coś palniesz to i my będziemy mieć przejebane i ty. - powiedziałem dosyć stanowczo chociaż czułem jak od zmęczenie moje mięśnie zaczynają powoli pulsować i dawać o sobie znać.
-Wiem o tym, po prostu nie wiem jak to zrobić. Mam po prostu udawać, że nic się nie stało? Oszukaliście mnie...- Harvey wyglądał na wyraźnie wzburzonego tymi wydarzeniami i to wcale nie ze względu na mafię czy na Rhysa. Widząc to po prostu głośno westchnąłem, wstałem z miejsca i z biurka znajdującego się za mną wyciągnąłem mały kluczyk. Za moment rzuciłem go w stronę chłopaka, który nie wysilając się specjalnie chwycił przedmiot.
- To klucz do pokoju Lukrecji. Jest na samej górze, z takim dużym balkonem, będziesz wiedział który.
Na początku spojrzał na mnie trochę tak jakbym mówił w innym języku. Po kilku chwilach dopiero schował kluczyk do kieszeni, a mi posłał porozumiewawcze spojrzenie tak, jakby mówił 'nie jestem tego pewien, ale dzięki za pomoc'.
- Nie powinienem jej tłumaczyć, bo to wasza sprawa, ale znam swoją siostrę i wiem, że nie będzie się pchała w relacje, która na starcie została spalona. Nie powiedziała Ci żeby chronić wszystkich, w tym też ciebie poza tym... jakby to wyglądało, gdyby przestępca dobrowolnie wydał się w ręce policji? Wiedziała, że jak Ci powie automatycznie zakończy waszą relacje, więc nie okłamała Cię celowo. - rozgadałem się trochę zapominając o tym, że w sumie jest teraz ważniejsza sprawa na głowie. Czułem się jednak częściowo odpowiedzialny, że wciągnąłem w to wszystko Lukrecję i zostawiłem jej na głowie Rhysa, z którym musiała siłować się całkiem sama. Przecież to jest całkiem dobrze zbudowany, wielki chłop. Tak naprawdę wiedziałem, że to wszystko to moja wina i chciałem wziąć za to odpowiedzialność.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? Przecież...
- ...jesteś policjantem? Raczej przyszłym szwagrem jeśli tego nie spierdolisz. Zdziwiony, że szef mafii ma zdrowy rozsądek i łeb na karku? Ten drugi to wariat więc Rhys to jedyna możliwość żeby dowiedzieć się gdzie jest Hidden zanim go nie zabiją, ale to już zostawiam tobie...
<Harvey?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz