Akcja odbicia najmłodszego z rodzeństwa Moretti zakończyła się sukcesem. Chłopak znajdował się w szpitalu i miałem nadzieję, że przy odpowiedniej opiece lekarzy dojdzie do siebie. I choć misja zakończyła się kilka godzin temu, nie potrafiłem usunąć z pamięci widoku Lukrecji zakrywającej twarz kominiarką, do której musiałem mierzyć z broni. Byłem zaskoczony, że na nią trafiłem. Myślałem, że zostanie w domu. Nie mogłem zamienić z nią choćby słowa, ponieważ bym się tym zdradził. Musiałem wykonywać swoje obowiązki.
Kiedy emocje już nieco opadły, a ja w końcu mogłem opuścić komisariat, postanowiłem pojechać do posiadłości w lesie. Musiałem jeszcze dziś zobaczyć się z Lukrecją. To nie mogło poczekać. Dzisiejszego dnia wiele się wydarzyło, wiele ważnych słów padło z naszych ust. Kierując samochód przemyślałem wiele rzeczy. Starałem się logicznie wszystko połączyć, znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Jednego jednak byłem pewien. Nie zamierzałem rezygnować z Lukrecji.
Zaparkowałem samochód i bez dłuższego zwlekania z niego wysiadłem. Przed wejściem do domku stało dwóch ludzi, którzy na widok nieznanego samochodu, skupili na mnie swoją uwagę, zbliżając o dwa kroki. Mundur, który miałem na sobie nie pomagał. Nie miałem nawet czasu, aby ogarnąć się po tej akcji. Nawet się nie przebrałem. Przyjechałem jak najszybciej, nie chcąc odkładać tej rozmowy na kolejny dzień. Jeden z mężczyzn rozpoznał mnie i mruknął coś do drugiego, co musiało go uspokoić, gdyż wrócili do dalszej rozmowy, a ciemnowłosy odpalił papierosa. Minąłem ich bez słowa, jedynie kiwając głową w formie przywitania. Czułem się tu jak intruz, którym faktycznie byłem. Na pewno nie przywykli do policji kręcącej się po ich terenie. Wiedząc jednak, że znajdowała się tu Lukrecja byłem spokojniejszy. Miałem nadzieję, że Zeno nie zmieni zdania co do naszych stosunków i nie zdecyduje pozbyć się problemu, jakim byłem dla ich grupy.
Kierując się schodami na górę, prawą dłonią odszukałem małego przedmiotu w kieszeni. Był to klucz do sypialni Luki, ten sam, który powierzył mi jej brat. O tej porze w całym domu panowała cisza. Otworzyłem drzwi, napotykając spojrzeniem dziewczynę. Cicho zamknąłem za sobą drzwi, ale ona już zdążyła mnie zauważyć.
Nie sądziłem, że pierwsze co zrobimy, to znów zdążymy wywołać małą sprzeczkę czy różnicę zdań. Lukrecja jednak zmieniła temat, pytając o swojego brata. Odpowiedziałem jej, nie chcąc zatajać, że stan Hiddena był dość ciężki. Wierzyłem, że wyjdzie z tego. Nie mogło być inaczej. Planowałem go poznać i przekonać się, czy byłby w stanie zaakceptować mnie w swojej rodzinie, jak to zrobił Zeno. Co do mojego brata nie wiedziałem co powinienem zrobić. Rhys był w beznadziejnej sytuacji i jeśli wierzyć słowom Lukrecji, miał na karku zabójców. Mógłbym oddać go w ręce policji lub przydzielić kogoś do pilnowania go w pierwszych dniach, ale nawet ja nie byłem aż tak naiwny. Policja nie poradzi sobie z tą sprawą. Póki znajdował się tutaj liczyłem, że względnie był bezpieczny. Przynajmniej nie zagrażała mu inna mafia. Wiedziałem, że większa część, jak nie wszyscy tutejsi ludzie go nienawidzą i z radością odpłaciliby mu za to, co przez niego przeżył Hidden.
Siedząc na łóżku obok Lukrecji czułem jak wszystkie emocje ze mnie uchodzą. Przy niej zawsze byłem sobą i nie musiałem nikogo udawać. Byłem zmęczony, ale cieszyłem się z jej obecności. Dobrze zrobiłem przyjeżdżając tutaj i mogąc upewnić się, że jest cała i zdrowa. Martwiłem się podczas akcji, że natrafi na innych policjantów, którzy mogliby się pomylić i do niej strzelić. Mnie samemu było ciężko skierować na nią broń. Dobrze, że już było po wszystkim.
- Nie zrobi wam krzywdy, nie pozwolę mu już nic więcej nawywijać - zapewniłem, spoglądając w jej stronę. Nie widziałem dokładnie twarzy przez panujący półmrok.
Nie chciałem dziś rozmawiać o Rhysie. Nim zajmę się jutro. Dla bezpieczeństwa nie ściągnąłem mu nawet kajdanek. Klucze od nich przekazałem na wszelki wypadek dziewczynie o imieniu Lien zanim wyszedłem za pierwszym razem. To ona miała na oku mojego brata, miała się nim zająć. Nie sądziłem, że ktokolwiek przejawi chęć pomocy mu. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że ludzie Zeno nie byli żądnymi krwi barbarzyńcami.
- Jak ty się czujesz? Zjadłaś coś w ogóle, odpoczęłaś? - zadałem pytanie, pamiętając o jej niezbyt dobrym stanie. Krwotok z nosa nie był dobrym znakiem, a dziś pojawił się już dwukrotnie. Lukrecja była przemęczona, potrzebowała dużo odpoczynku, najlepiej snu.
- Mówiłam, że nic mi nie jest - odparła, w dłoniach trzymając kawałek koca, który przekładała z jednej dłoni do drugiej. - Cieszę się, że odzyskaliśmy Hiddena. Akcja się udała.
- Miałaś rację co do współpracy. Policja i mafia, nigdy bym nie pomyślał, że to się uda. Pamiętam twoje pytanie, jak zapytałaś co sądzę o pomocy przestępcy... Chciałbym, abyś wiedziała, że nie traktuję cię tak. To znaczy... byłem zaskoczony prawdą jaką mi wyjawiłaś, ale przemyślałem dużo rzeczy. Nie chciałbym, aby to wszystko, co między nami się działo po prostu się zakończyło.
- Ja też tego nie chcę - usłyszałem jej ciche słowa, na które się uśmiechnąłem.
- Muszę wszystko sobie na spokojnie raz jeszcze przemyśleć. Zależy mi na tobie. Od teraz koniec z sekretami, dobrze?
Chwyciłem ją za dłoń, chcąc poczuć jej ciepło. Nie cofnęła ręki, a ja nie posuwałem się dalej. Nie chciałem się spieszyć, postanowiłem być cierpliwy. Dać nam czas.
- Muszę ci wyjawić pewną rzecz o sobie, abyś i ty znała mój sekret - zacząłem tajemniczo, przykuwają jej uwagę. Czułem na sobie jej wzrok i żałowałem, że nie mogłem podziwiać piękna jej oczu. Aby dodać jeszcze nieco otoczki tajemniczości, nachyliłem się nad jej uchem powoli, by jej nie przestraszyć. - Jestem okropnym maniakiem bajek Disneya, mam na ich punkcie obsesję.
Moje słowa spowodowały, że Lukrecja cicho się zaśmiała. Musiało być naprawdę komiczne, że tak stary i poważny facet miał fioła na punkcie bajek dla dzieci. Podniosłem się z łóżka, słysząc jeszcze jej uroczy śmiech. Sięgnąłem po kołdrę, odgarniając ją, aby zrobić jej miejsce.
- A teraz czas na sen, powinnaś się przespać i w tej kwestii nie ustąpię - powiedziałem, trzymając w dłoniach kołdrę.
Lukrecja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz