Po przesłuchaniu mnie przez Harveya, bo rozmową nie dało się tego nazwać, zostałem przez chwilę sam. Zapewne wszyscy wyruszyli na odsiecz tego gówniarza. To nie tak, że chciałem jego cierpienia, bo oprócz tego, że często mnie wkurzał nic do niego nie miałem. Był też bratem Zeno i gdybym wiedział wcześniej, że pierwszy plan Jaydena nie wypali i zakończy się to porwaniem tego chłopaka, spróbowałbym się wykręcić.
Niestety wszystko poszło nie tak. Nie miałem już nigdzie miejsca. W Pangei mnie nienawidzili, gardził mną nawet brat, a ludzie z Serpents będą chcieli mojej głowy. Będą wiedzieli kto zaczął sypać i prędzej czy później mnie dorwą. Dlaczego ja zawsze musiałem się w coś wplątać? Jedynym rozwiązaniem, jakie widziałem była moja śmierć. I to może nie było takie złe biorąc pod uwagę, że gdy wpadnę w łapy szefa Serpents czekać mnie będzie powolna i bolesna męczarnia, gdzie dobicie mnie będzie jak akt miłosierdzia. Na samą myśl zadrżałem. Byłem chodzącym trupem.
Zamknąłem oczy, licząc, że dzięki temu chociaż ból głowy minie. Bolało mnie całe ciało. Jeśli miałbym zgadywać, wyglądałem równie okropnie jak się czułem. Poruszyłem się, chcąc ulżyć obolałym mięśniom ramion. Dużo bym dał za chwilę bez kajdanek, które przez moje chaotyczne ruchy pokaleczyły mi nadgarstki. Cisza jaka zapanowała w całym domu sprawiła, że zacząłem poddawać się zmęczeniu i nie walczyłem ze snem. Niestety nie dane mi było choć przez chwilę się nim cieszyć, gdyż do pokoju weszła dziewczyna. Ta sama, która była tu z Lukrecją. Lien Mi, jeśli dobrze usłyszałem.
Jej pytanie tylko mnie rozdrażniło. Pangea już zaczęła działać? Przysłał ją ktoś z cudownego rodzeństwa, aby zakończyła moje męki przez otrucie? Szybko jednak przekonałem się, że było odwrotnie. Dziewczyna nie miała wrogich zamiarów, a wręcz przeciwnie, chciała mi pomóc. Dotarło do mnie to nieco później, bo na wstępie już zdążyłem miotać się jak ranne zwierzę w potrzasku (co nie było tak dalekie od prawdy). Lód, który przyniosła był zbawienny i pozwolił nieco złagodzić ból w okolicach żeber. Zeno nieźle mnie urządził, to trzeba mu przyznać.
- Nie powinnaś zadawać sobie trudu w opatrywaniu trupa - odpowiedziałem na jej słowa. - Nie marnuj swojego czasu i po prostu mnie zostaw.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytała, spoglądając na mnie przez chwilę. Tym razem to ja byłem tym, który jako pierwszy odwrócił wzrok.
- Już się z tym pogodziłem - odparłem nieco spokojniej, głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Miałem dużo czasu na przemyślenia.
Zmęczenie okropnie dawało mi się we znaki. Chciałbym przez chwilę odpocząć. Czemu nie mogli mnie zostawić w spokoju? I tak nie ucieknę. Byłem nie tyle skuty w kajdanki, co poobijany i każdy najmniejszy ruch powodował ból.
- Zeno cię nie zabije, poza tym zrobiłby to od razu. Pojechali odzyskać Hiddena, wszystko wróci do normy - powiedziała, przykładając ostatni zimny okład na moim brzuchu, po czym się wyprostowała, znów górując nade mną.
Zaśmiałem się na jej słowa. Jak mogła tak mówić? Może ich sytuacja zrobi się spokojniejsza, ale na pewno nie moja. Od tej pory nie mogłem być pewny nawet sekundy swojego życia. Pozostanie mi tylko ucieczka, która nie będzie trwała wiecznie. Nie chciałem już uciekać, dość w życiu uciekałem. Byłem tchórzem, uciekłem z Carrein niczym szczur z tonącego statku. Przyłącz się albo giń. Widziałem egzekucję moich kompanów, wiedziałem do czego zdolny był Jayden. Nie chciałem mieć w nim wroga. Sytuacja mnie przerosła. Nie pozostało mi inne rozwiązanie, jak sam to zakończyć. Ostatni raz zdecydować o swoim losie. Nie pieprzony mafiozo, policja i mafia.
- Drętwieją mi palce u dłoni - powiedziałem, co nie do końca było kłamstwem. Na wpół leżałem w tym fotelu, mając wykręcone do tyłu ręce. - Mogłabyś trochę poluzować to cholerne żelastwo?
Spojrzałem na nią wyczekująco. Miałem nadzieję, że Harvey nie zabrał ze sobą kluczy do kajdanek.
Lien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz